"Język polityki? Patetyczna mowa i tanie zagrywki socjotechniczne". Bartosz "Fisz" Waglewski o Polsce idealnej

Michał Jośko
Zespół Fisz Emade Tworzywo właśnie wydał krążek "Radar". Wykorzystaliśmy to jako świetny pretekst do rozmowy z połową owego stołecznego duetu, Bartoszem "Fiszem" Waglewskim. Artysta zdradza, jak spogląda na świat z perspektywy czterdziestoletniego introwertyka oraz tym, kogo rozumie lepiej: współczesną młodzież czy polityków.
Proszę państwa, oto Fisz Fot. naTemat
Jaka jest główna przyczyna tego, że niezbyt często rozmawiasz z dziennikarzami? Powiedzmy eufemistycznie: nie przeeksploatowujesz się medialnie.

Jestem introwertykiem, który nie odczuwa takiej potrzeby. Wolę skupiać się na tworzeniu naprawę dobrych utworów, mówieniu o rzeczach istotnych w swoich tekstach. Niektórzy nagrabiają niedostatki artystyczne, grając na siłę ekstrawaganckim wizerunkiem; czy to w mediach społecznościowych, czy podczas mnóstwa wywiadów.

Naiwnie wierzę, że gdy masz coś do powiedzenia w swojej sztuce, nie musisz robić powyższych rzeczy. Zresztą jestem człowiekiem po prostu nudnym, który nie wyrzuca telewizorów przez okna hotelowe, więc...


Jak introwertyk, pomimo kilkunastu lat w branży muzycznej, radzi sobie z występami na scenie, w świetle jupiterów?

Zacznijmy od tego, że taka działalność nie była wcale oczywistym wyborem. W planach miałem ukończenie studiów malarskich, co nie udało się, bo z bratem postawiliśmy na muzykę. Wszystko rozkręciło się bardzo szybko i zabrakło czasu potrzebnego na rozwój plastyczny. Wiesz, aby robić to na poważnie, musisz wstawać wcześnie rano i naprawdę dużo ćwiczyć.

Wracając do występów na scenie: jakoś sobie z tym radzę, choć zawsze zazdrościłem DJ-om, którzy podczas koncertów mogą wycofać się w półmrok, na tył sceny, schować się tam za gramofonami.
Fisz w towarzystwie brata, Piotra "Emade" WaglewskiegoFot. Bart Pogoda


Sądzisz, że dałbyś radę zdobyć popularność dziś, w czasach mocno innych, niż początki obecnego tysiąlecia?

Urodziłem się w roku 1978, tak więc jestem z pokolenia, które jedną nogą stoi jeszcze w czasach telefonów na żetony, ale drugą w naprawdę dynamicznie zmieniającej się współczesności. Pamiętam zupełnie inny internet; ciągle zawieszające się modemy i czekanie cały dzień na to, aby wreszcie otworzyła się jakaś strona.

Pamiętam również to, że gdy chcieliśmy zaprosić widzów na koncert, powielało się plakaty na kserokopiarce, po czym jeździło po całym Ursynowie, żeby porozwieszać je na słupach. Wspominam to z nostalgią, ale też mam świadomość, że dzisiejsze narzędzia – takie jak wspominane media społecznościowe – są wspaniałe, bo można dzięki nim szybko i łatwo dotrzeć do całego mnóstwa ludzi. Potrafię z nich korzystać, lecz robię to wyłącznie w sposób adekwatny do moich potrzeb.

Epatowanie prywatnością raczej do nich nie należy.

W żadnym wypadku. Choć opowiadam o swoim życiu, o tym, co mnie otacza, to robię to w sposób wybiórczy. Znaczna część mojego świata należy do sfery prywatnej, do której ani dziennikarze, ani internauci nie mają wstępu. Nikomu obcemu nic do tego.


Tworzenie takich podziałów jest coraz rzadszą praktyką.

Dokłatnie, to też kwestia wieku. Na przykładzie moich dzieci oraz ich równieśników doskonale widzę zmiany pokoleniowe. Żyjemy w czasach – nazwijmy to – komercyjnych i narcystycznych. Przekłada się to również na działalność artystyczną: dziś człowiek zabierający się za tworzenie muzyki, najczęściej zadaje sobie pytanie "co zrobić, aby stać się sławny".

My zadawaliśmy sobie raczej pytania "co po sobie pozostawić", "jak stworzyć rzeczy, dzięki którym zostaniemy zapamiętani"?

W ogóle jest tak, że dzisiejsza młodzież streaminguje kawałki, nie wiedząc nawet, kto jest wykonawcą. Dla dzieciaków to sprawa mało istotna, wolą zdawać się na algorytmy, które wybierają utwory. Nie obrażam się na świat młodych ludzi, ale nie będę też kłamał, że wszystko mi się podoba.

Gdy słuchasz nowych wykonawców, zaczynają pojawiać się bariery językowe, trudności ze stuprocentowym zrozumieniem ich sztuki?

Tak, ale to przecież nieunikniony scenariusz. Przecież ci młodzi ludzie opowiadają o sytuacjach, które mnie – jako czterdziestolatka – już nie dotyczą. Do tego mówią np. o nowych miejscówkach, które obecnie są kultowe, lecz ja w nich nie bywam. Używają do tego nowego słownictwa, współczesnego slangu, z którym jestem na bakier.

Niegdyś wasz duet kreował rzeczywistość muzyczną, starało się ją wyprzedzać. Dziś w pełną premedytacją pozostajecie w tyle; żyjecie przeszłością, sięgając m. in. po "stare" disco i rocka. Z biegiem lat człowiek staje się coraz bardziej sentymentalny?

Jest w tym pewien paradoks. Z jednej strony naprawdę trzymam rękę na pulsie, intensywnie śledzę, co nowego dzieje się muzyce. Jednak im dłużej to robię, tym bardziej utwierdzam się z przekonaniu, że przecież wszystko już było.

Choć świat biegnie bardzo szybko ku przyszłości, zarazem jest mocno wpatrzony w przeszłość. Dotyczy to oczywiście nie tylko muzyki, lecz całej popkultury. Spójrz, jak inspiruje się filmami Felliniego, szerokimi spodniami z lat 60. ub. wieku czy też marynarkami Davida Bowiego.
Czapki z głów – nadchodzi artystaFot. Bart Pogoda


Jeżeli cała sztuka jest wyłącznie recyklingiem historii, to jak wnieść do niej cokolwiek nowego?

Owszem, chodzimy po mocno udeptanych ścieżkach, jednak nie można się poddawać. Choć na "Radarze" słychać stare syntezatory i rozwiązania dźwiękowe odnoszące się wyraźnie chociażby do lat 80. i 90. ub. wieku, to jednak sposób ułożenia, ulepienia czegoś z tych elementów, jest nieoczywisty. Korzystamy z dawnych narzędzi muzycznych, aby mówić o współczesności.

... współczesności, w której zaczynasz coraz bardziej cenić rzeczy takie, jak chociażby spokój.

Zawsze byłem człowiekiem "przebodźcowanym" i sprawy takie, jak dojrzałość albo spokój w życiu przychodziły mi z naprawdę wielkim trudem. Z biegiem lat coraz bardziej istotne stają się rzeczy, których wcześniej totalnie nie "czułem".

"Radar" mówi o tym, że w pewnym wieku nie chce się już marnować czasu na toksyczne pierdoły. Opowiada też o świecie toksycznym, w którym politycy wmawiają nam, że wszystko jest albo czarne, albo białe. Chcą nas sfrustrować i przestraszyć.

Rozumiem, że słowa "polityka" i "spokój" nie idą dla ciebie w parze?

Zdecydowanie nie. Zresztą dziś nie ma już "nie-polityki", przecież wiąże się z nią absolutnie wszystko. Nie tylko kwestia tego, czy moje dzieci będą mogły zwiedzać świat, na którym nie toczą się wojny.

Polityka wpływa na wszystkie ważne dla mnie zagadnienia, włącznie z ekologią, zabijaniem zwierząt albo wycinkami puszczy. A przecież paradoksalnie im dalej ludzkość ucieka od natury, tym bardziej jej potrzebuje. To ona pomaga naładować akumulatory, wyczerpane szybkim wielkomiejskim życiem.

Czy zrozumienie współczesnych polityków przychodzi ci z takim trudem, co w przypadku młodzieży?

Ależ w pierwszym z tych przypadków mamy do czynienia z językiem anachronicznym! W polityce Przecież praktycznie nic nie zmieniło się przynajmniej od roku 1989, choć w tym czasie doczekaliśmy się przecież i zmian pokoleniowych, i językowych.

Rządzą nami ludzie totalnie odcięci nie tylko od tego, jak porozumiewa się młodzież, lecz i my, czterdziestolatkowie.

Ot, patetyczna mowa, połączona z tanimi zagrywkami socjotechnicznymi. Choć ta mieszanka, niestety, niezmiennie okazuje się rewelacyjnym przepisem na otumanianie wyborców oraz wywoływanie konfliktów w społeczeństwie.

Zmieniają się tylko narzędzia przekazywania owych "mądrości" – dziś politycy chętnie robią to przy pomocy Twittera czy Facebooka.

Naprawdę dziwi mnie, że młodzi ludzie, słuchając polityków, nie wzniecą kolejnej fali buntu. Przecież aż się o to prosi!

Jeżeli czujesz, że jesteś zbyt stary na rzucanie kostką brukową, to może sam zabrałbyś się za rządzenie?

Mam na to zbyt cienką skórę. Nie znalazłbym w sobie odporności, aby toczyć cholernie twardą, bezpardonową walkę. Dziś to przecież brutalna wojna bez reguł.

Choć naiwnie wierzę, że pewnego dnia mądrość i prawda zatriumfują w tym świecie – bo przecież zasługujemy na mądrą politykę – to zarazem owa naiwność sprawia, że nie nadaję się do robienia takiej kariery.

A jak wygląda twoja utopijna wizja Polski? Dziś masz naprawdę wiele pretekstów do krytykowania tego kraju?

Zaznaczmy, że krytykowanie tego, co jest tutaj niefajne, nie ma nic wspólnego z antypatriotycznym nastawieniem. Wręcz przeciwnie, to również forma walki o zmiany na lepsze.

Widzisz, podróżuję po całym świecie, ale naprawdę lubię tu wracać. Tak więc nie powinno dziwić, że marzę o kraju, w którym dzieją się fajne rzeczy. Miejscu, w którym powstają ładne budynki, a nie szkaradztwa, których mamy już całe mnóstwo i gdzie ludzie częściej uśmiechają się do siebie, mówiąc "dzień dobry" i "do widzenia". No i miejscu, w którym oddycha się lekko.

W znaczeniu dosłownym i metaforycznym?

Dokładnie tak. Chciałbym żyć w miejscu, w którym i atmosfera polityczna, i powietrze, którym oddychamy, nie są gęste.