Nie dość że duże, to jeszcze hybrydowe. Siedem rzeczy, które warto wiedzieć o "największym Mini"
Rynek nie znosi próżni, więc projektanci Mini od lat robią wszystko, żeby zapchać każdą dziurę. Mamy więc "tradycyjne" autko, mamy i kabriolet, wreszcie od kilku lat na rynku z powodzeniem funkcjonuje Countryman, który w zasadzie jest SUV-em. Teraz jest też dostępny jako hybryda plug-in. I wiecie co? To nawet działa. Może poza nazwą – bo ten samochód to Mini Countryman Cooper S E 4ALL. I weź tu się pochwal "somsiadowi", co kupiłeś.
Uwaga, zaczynamy od suchara. Tak de facto to nie Mini Morris, a Bigi Morris. Countryman to naprawdę pokaźne auto, największe u tego producenta, choć... nie każdy to od razu zauważy, głównie z powodu rodowodu marki i wyglądu samego auta.Czy to Mini jest mini?
Fot. naTemat.pl
Do tego prześwit ma 165 milimetrów. W klasie crossoverów czy kompaktowych SUV-ów nikogo to na kolana nie powali, ale jak na Mini nie jest źle. Powiedzmy, że Countryman to jedyne auto tej marki, które może oglądać coś innego niż asfalt. I wystarczy.
Fot. naTemat.pl
Jak to możliwe? Bo to Mini. Charakterystyczne, pudełkowate nadwozie sprawia, że jest tutaj dużo miejsca. Dach charakterystycznie dla marki jest pociągnięty płasko. Nie opada w kierunku tylnego zderzaka, dzięki czemu mamy na kanapie dużo przestrzeni na głowę. To samo tyczy się przedniej szyby, która jest dość "pionowa". Z przodu naprawdę można się rozsiąść jak król.
Fot. naTemat.pl
Czy wygląda jak Mini?
Po prostu: tak. I idziemy dalej.
A tak poważnie. Chylę czoła przed projektantami. Stworzyć duże auto, które wygląda jak Mini, a jednocześnie nie jest przeskalowanym potworkiem – no to całkiem duża sztuka.
Inna sprawa, że opinie są jednak podzielona. Nie każdemu ta linia się podoba – sam zdążyłem się przez kilka dni nasłuchać bardzo skrajnych opinii.
Fot. naTemat.pl
Zwłaszcza te pod dachem sprawiają, że można się poczuć jak pilot jakiegoś Boeinga. Tylko nie bawcie się nimi za dużo, bo przypadkiem wezwiecie pomoc.
Fot. naTemat.pl
To takie hasło-wytrych. W Mini zarzekają się, że ich auta dają gokartową przyjemność z jazdy. Miałem to wypisane nawet na ramce od tablicy rejestracyjnej.Co z tą gokartową jazdą?
I w zasadzie to nawet dalej działa. To znaczy nie oszukujmy się, to auto waży około 1700 kilogramów, co wynika głównie z tego, że to hybryda. Zastosowane akumulatory raczej nie grzeszą pojemnością, ale jednak znacząco podnoszą masę auta.
Fot. naTemat.pl
Podobał mi się też układ kierowniczy. Dość precyzyjny i charakterystycznie "ciężki". To nie jest kolejny samochód, który można kierować jednym palcem. Przyda się jednak cała ręka, a nawet dwie.
Fot. naTemat.pl
Oj, tak. Łącznie bowiem kierowca ma tutaj do dyspozycji 224 bardzo żwawe konie mechaniczne, z których 136 pochodzi z jednostki benzynowej, a 88 z motoru elektrycznego.A czy to się rozpędza?
Sam silnik benzynowy to półtoralitrowa turbodoładowana jednostka z… trzema cylindrami. Napędza on wyłącznie przednią oś. Z kolei napęd elektryczny zajmuje się tylną osią. Countryman to więc auto 4x4, które może jeździć jako… tylnonapędowiec. Wystarczy wymusić jazdę wyłącznie przy użyciu silnika elektrycznego. Oryginalny koncept, ale tak jest.
Fot. naTemat.pl
I tak, i nie. To hybryda plug-in ze wszystkimi wadami i zaletami tego rozwiązania. Zacznijmy od tego, że samochód może jeździć w trzech trybach. Tylko na silniku elektrycznym, w trybie mieszanym, którym steruje komputer pokładowy, oraz wyłącznie na silniku spalinowym.Czy jest eko?
Fot. naTemat.pl
Praktyka jest taka, że samochód odebrałem z naładowaną baterią (nieco ponad trzy godziny ze zwykłego, domowego gniazdka), a bateria padła (a raczej prawie padła, komputer działa tak, żeby zawsze było te 3-4 proc.) mi już po nieco ponad dwudziestu kilometrach w warszawskim ruchu miejskim. I to w trybie mieszanym! Nie tylko na prąd.
Fot. naTemat.pl
Inna sprawa, że kiedy jeździłem na prąd po mieście, miałem średnie spalanie w wysokości… 1,6 litra na sto kilometrów. Więc nawet doliczając, że w drodze z pracy do domu może nam trochę energii zabraknąć i dojedziemy "na bezołowiowej", spalanie wciąż będzie zaskakująco niskie. A potem do kontaktu i od nowa.
Fot. naTemat.pl
I to chyba najdziwniejsza rzecz. W trasie, kiedy nie macie już baterii, spalanie w trybie wyłącznie jednostki spalinowej (i ładowania akumulatorów) rośnie błyskawicznie i osiąga nieprzyzwoite wręcz wartości jak na taki silniczek. Ale jeśli włączymy tryb mieszany, to nawet pomimo niemal pustej baterii robi się… bardzo przyjemnie.
Fot. naTemat.pl
Można więc przyjąć, że Countryman ze swoich "ekologicznych zadań" wywiązuje się nieźle, choć nie bez przeszkód.
Fot. naTemat.pl
Zaskakująco bardzo. Mini sprawnie wybiera nierówności, ale przede wszystkim imponuje w nim cisza. I to nie tylko w trakcie jazdy "na prąd", bo wtedy to wiadomo – w kabinie panuje błoga cisza.To może chociaż jest komfortowo?
Niewiele głośniej pracuje jednak jednostka spalinowa. Silnik, choć ma tylko trzy cylindry, nie irytuje swoim terkotaniem nawet przy gwałtownym przyspieszaniu. Wreszcie łagodnie traktowany odznacza się naprawdę wysoką kulturą jazdy.
Fot. naTemat.pl
W środku można naprawdę swobodnie rozmawiać. I można mówić dość cicho.
Fot. naTemat.pl
Tak szczerze? Nie za bardzo - pamiętajmy, że minęło ponad pół wieku. Samochód jest duży i drogi, czyli dokładnie taki, jaki nie był oryginał stworzony przez Aleca Issigonisa. Testowany model kosztuje niemal 220 tysięcy złotych i niewiele pomaga tu fakt, że to właściwie full opcja.Czy są tutaj cechy oryginalnego Mini?
To po prostu góra pieniędzy, za które można kupić już naprawdę dużo różnych aut. Mini Countryman broni się oczywiście niepowtarzalnym wzornictwem, ale nie dla każdego to będzie karta przetargowa.
Fot. naTemat.pl
Mini Countryman Cooper S E 4ALL na plus i minus:
+ Osiągi
+ Komfort jazdy
+ Design
+ Spalanie
+ Przyjemność z jazdy
- Pojemność baterii trochę rozczarowuje
- Wysoka cena po doposażeniu