To tutaj dzieje się magia. Odwiedziliśmy studio, które czaruje dla Netflixa i całego świata
"Miłość, śmierć i roboty" to odważne przedsięwzięcie, które wykluło się w głowach Davida Finchera ("Siedem", "Podziemny krąg") i Tima Millera ("Deadpool"). Wpadli na pomysł projektu, do którego zaproszą artystów z całego świata i dadzą im wolną rękę przy produkcji animacji dla dorosłych – coś na kształt kultowego "Heavy Metal".
Dostaliśmy mieszankę wybuchową pełną krwi, nagości... i robotów (ale to też nie reguła). Każdy epizod jest inny – nie tylko pod względem podejmowanej tematyki, gatunku, ale i stylistyki. Netflix pokazał szerokiemu gronu widzów, że filmy animowane to nie tylko produkcje Disneya, ale i ambitna rozrywka dla dorosłego odbiorcy.
Reżyser ma na koncie m.in. wielokrotnie nagradzane "Ścieżki nienawiści", "Miasto ruin", w którym możemy zobaczyć zrekonstruowaną cyfrowo zburzoną Warszawę, oraz film "Jeszcze dzień życia" na podstawie książki Ryszarda Kapuścińskiego, który przyniósł mu Europejską Nagrodę Filmową.
Wszystkie krótkometrażówki powstały w oparciu o opowiadania. Platige Image wzięło się za adaptację kameralnego i subtelnego "Fish Night" Joe R. Lansdale'a z 1982 roku. Dlaczego właśnie to? – Brak robotów, strzelania i seksu – przyznaje reżyser.
– Tim Miller wysłał mi kilka opowiadań i powiedział: "Dobra, teraz wasza kolej". To akurat było inne niż wszystkie i przypadkiem okazało się, że wcześniej sam Miller chciał zrobić "Fish Night". Przypuszczamy, że zrobiliśmy to lepiej, bo on chciał je tylko częściowo animować – śmieje się Artur Zicz, producent. Projekt realnie powstawał dwa lata – wtedy producent dostał pierwszego maila zza oceanu.
– Większość ludzi wchodzi w 3D chcąc odwzorowywać rzeczywistość. My tworzymy nierealistyczną stylizację, którą nazywamy "przejściem w świat gradientu". Skupiliśmy się na kolorach i kompozycji. To zupełnie nowe podejście do kolorów i kompozycji . Początkowo wielu grafików miało z tym kłopot, ale teraz działa to jak świetnie naoliwiona maszyna – wyjaśnia dyrektor artystyczny, Rafał Wojtunik.
Animatorzy mieli największy problem z... penisem głównego bohatera.
Nagość w tej historii była szalenie ważna. On chce się w pełni zanurzyć, czuć to. Bokserki nie wchodziły w grę. Proszę sobie wyobrazić nagiego mężczyznę pływającego żabką przed kamerą. Nikt na planie nie mógł się powstrzymać ze śmiechu. To nie działa na ekranie... przez fizykę. Maskowaliśmy to w jak najmniej pretensjonalny sposób, a animatorzy prześcigali się w symulacji i kształcie.
Historia studia sięga 1997 roku. Przygotowywało efekty specjalne (m. in. do "Quo Vadis") oraz reklamy, ale pierwszą krótkometrażową animację wypuściło dopiero w 2002 roku. Film z miejsca zapewnił im międzynarodową sławę i stałe miejsce w księgach o polskiej kinematografii. Chodzi rzecz jasna o nominowaną do Oscara "Katedrę" Tomka Bagińskiego.
Obecnie Platige Image zatrudnia ponad 250 osób, kręci rocznie 300 minut animacji i ma w portfolio ponad 5000 projektów. Niespełna 20 proc. to reklamy – czyli branża, w której studio działało od samego początku. Trójwymiarowe animacje Serca i Rozumu, Żubra czy Słodziaków – to ich sprawka. Podobnie jak i "Legendy Polskie".
Studio jest też dobrze znane wszystkim graczom, choć pewnie nie wszyscy o tym wiedzą. Okej, każdy zdaje sobie sprawę, kto jest autorem filmów w przebojowej serii "Wiedźmin". Jednak wśród tytułów, przy których studio pracowało, znajdziemy np. "God of War", "Playerunknown's Battlegrounds", "The Division 2", "For Honor" czy jeden z najnowszych, czyli "Metro Exodus", którego zwiastun zwala z nóg (a tak powstawał).
Cały świat czeka na "Wiedźmina"
Na pewno bowiem każdy zauważył, że w artykule brakuje zdjęć zza kulis. W studiach na warszawskim Mokotowie "niestety" powstaje netflixowy "Wiedźmin" na podstawie sagi Andrzeja Sapkowskiego. Wstęp do pracowni komputerowych jest surowo wzbroniony, a praktycznie każda informacja z frontu objęta ścisłą tajemnicą.
Kanary to więc kolejny plan po Budapeszcie, gdzie powstawały zdjęcia do serialu o Geralcie z Rivii. Tomek Bagiński wspólnie z Jarosławem Sawko są producentami wykonawczymi, a studio Platige Image odpowiada za część prac związanych z efektami wizualnymi (VFX).
– Odszedłem od animacji, odkąd stała się bardziej techniczna i zespołowa. Teraz więcej piszę i pracuję z aktorami. Jeszcze przez długie lata to nie zginie, bo animacji wciąż brakuje pewnych narzędzi twórczych – tłumaczy.
Myślę, że świat sprzed 20 lat lat, kiedy jedna osoba wykonywała bardzo dużo rzeczy, jeszcze powróci. Pomogą w tym bardziej rozpowszechnione narzędzia sztucznej inteligencji. Znów będzie więcej autorskich projektów. W tej chwili mamy moment, w którym wymagania widzów są tak wyśrubowane, że zadowalająca ich jakość musi być wypracowana przez ogromne nagłady środków finansowych i ludzkich. To się zmieni za ok. 5 lat i znów jeden grafik będzie mógł wyczarować animację, którą zachwyci się cały świat.