Niektórzy powiedzą, że to "wiocha", ale mało które auto ma aż taki klimat w środku. Nie chce się z niego wysiadać

Michał Mańkowski
To auto podoba mi się do tego stopnia, że jeszcze zanim oddaliśmy je na parking prasowy, siedziałem na stronie Mercedesa i liczyłem, ile taka przyjemność będzie kosztować. Czy to w gotówce, czy to w leasingu, czy to w jeszcze innym nowoczesnym modelu finansowania. Mercedes E53 AMG coupe to piękny sportowy samochód. Takie "ludzkie" AMG, które gwarantuje szybsze bicie serca, ale jednocześnie nie sprawia, że ziemia zaczyna się trząść po włączeniu silnika.
Mercedes E53 AMG w wersji coupe. Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl
To nie jest zwykły Mercedes. I dzieje się tak za sprawą dwóch cyfr i trzech liter, które widzicie na klapie bagażnika. Tak, chodzi o te dyskretne "53" i "AMG". Oznacza to, że właśnie widzicie skrajnie usportowioną wersję Mercedesa, która mimo wszystko prezentuje się po... japońsku. Jak to jest po japońsku? W miarę jako-tako dyskretnie.
Oczywiście każdy, komu coś tam dzwoni z tyłu głowy w kwestiach motoryzacyjnych, szybko zorientuje się, że to model "nie w kij dmuchał", ale dla postronnych oczu to po prostu kolejny "zwykły" samochód.


Błąd.

AMG sprawia, że Mercedesy nabierają charakteru i z aut dla podstarzałego niemieckiego emeryta lub średnio sympatycznego taksówkarza z wąsem, stają się łakomym kąskiem dla młodszej klienteli.
Modele dostępne są w kilku wariantach silnikowych i poza nazwą różnią się także tym, co mają od maską. W taki sposób mamy absurdalne 65-tki, potężne 63-ki, bardziej ucywilizowane 43-ki, od niedawna "baby AMG" o nazwie A35 i obecną tutaj 53-kę, czyli akurat takiego średniaka w tej stawce. A jest w czym wybierać, bo w wariancie "prawdziwego AMG" (nie tylko pakiecie stylistycznym) na chwilę obecną możemy wybrać aż 49 różnych pozycji. Od "normalnego" np. C43 w kombi po kabriolet S65 za – bagatela – 1,2 mln złotych.
Natomiast E53, które widzicie na zdjęciach, lubię nazywać takim "ludzkim AMG", bo to świetny kompromis pomiędzy sportowym samochodem gwarantującym doznania dla ciała i ducha a na dobrą sprawę zwykłym, cywilnym samochodem do codziennej jazdy, który nie męczy. A uwierzcie mi, że pokonywanie miejskich kilometrów dzień w dzień skrajnie sportowym samochodem potrafi zmęczyć w dłuższej perspektywie.

E53 AMG w wersji coupe nie męczy w ogóle. Co to, to nie. To samochód, który zachwyca na wielu płaszczyznach i jest jednym z najnowszych produktów sygnowanych dopiskiem AMG. O ile z przodu wygląda względnie normalnie i zachowawczo niczym swój odpowiednik w sedanie (jak to na klasę E przystało), o tyle z każdym kolejnym centymetrem zaczyna się prawdziwe arcydzieło.
Nisko opadająca linia dachu w bądź co bądź długim aucie (to w końcu cały czas klasa E) tylko potęguje to wrażenie. To seksowne auto, które w tym wariancie jest dla mnie najatrakcyjniejszym Mercedesem, który obecnie jest dostępny. No dobra, jeszcze jeszcze coupe klasy S, ale to model droższy w podstawowej wersji o co najmniej 274 tysiące złotych, więc niestety trzeba go zaparkować na półkę z marzeniami.

E coupe jest mimo wszystko bardziej w zasięgu ręki przeciętnego Kowalskiego (choć tego bardziej zamożnego) i trzeba mieć w sobie naprawdę dużo złej woli, by nie zawiesić oka na tym aucie wszędzie tam, gdzie się pojawi. Sami spójrzcie.
I choć już "zwykła" klasa E w wersji coupe wygląda hipnotyzująco, to wariant AMG jeszcze nieco się różni. To m.in. inaczej wyprofilowany przedni zderzak, dyskretny spoiler na klapie bagażnika, podwójne końcówki układu wydechowego czy cała seria mniej lub bardziej dyskretnych oznaczeń AMG. Dla spostrzegawczych jest także emblemat z boku auta "Turbo 4matic+", który w tłumaczeniu na "ludzki język znaczy: uwaga, tutaj się dzieje.

Choć zazwyczaj auta coupe nie kojarzą się z komfortem, ten model zdaje się przeczyć temu stwierdzeniu. Wnętrze tego auta zaskakuje i to w paru wymiarach. E53 AMG coupe nie tylko jest komfortowe, ale jest także przestronne. A jak to zazwyczaj bywa, jak jest komfort, to jest i luksus.
Przyznam szczerze, że dawno jazda żadnym autem po zmroku nie sprawiła mi tyle radości. I nie chodzi tylko o wrażenia z samej jazdy, ale raczej o to, co czekało na kierowcę i pasażerów w środku. "Dyskoteka gra" – chciałoby się powiedzieć. Rozbudowane podświetlenie kabiny w wybranym przez siebie kolorze nie może nie zrobić wrażenia.
Dyskretne oświetlenie Ambiente tworzy bardzo przyjemny i kameralny klimat za pomocą pośredniego światła. Możemy wybierać w jednym z 64 kolorów, dzięki czemu w środku naprawdę można poczuć się przytulnie. Całość możemy personalizować nie tylko pod względem koloru, ale także i jego nasilenia. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu najbardziej podobał mi się... fioletowy.
Wrażenie potęgują okrągłe kratki nawiewów, które są atrakcyjne wizualnie same w sobie, a dodatkowo także się podświetlają. Na desce rozdzielczej króluję dwa gigantyczne ekrany o fenomenalnej jakości połączone niejako w jeden wielki panel. Jeden to elektroniczne zegary i wszystkie informacje potrzebne kierowcy na bieżąco w trakcie jazdy, drugi to zarządzanie komputerem pokładowym.

Co ciekawe, niestety żaden z nich nie jest dotykowy (na początku aż odruchowo klika się po nim palcem). Obsługuje się je specjalnym pokrętłem i przyciskami pomiędzy przednimi fotelami.
Powolne kręcenie się po Warszawie nocą w takiej atmosferze z muzyką lecącą w tle to naprawdę sama przyjemność. Do uszu dociera przestrzenny dźwięk z jednego z 23 specjalnie skonstruowanych głośników Burmester. Nawet wyjątkowo wymagający fani muzyki będę usatysfakcjonowani.
W E53 AMG nie tylko przyjemnie się siedzi, ale przede wszystkim jedzie. Choć w dłuższą podróż na tylnych fotelach raczej bym się nie wybrał, to jeśli chodzi o ilość miejsca, z tyłu nie jest źle. A jest wręcz zaskakująco pojemnie. Tylko wchodzenie nie jest łatwe. Trzeba pamiętać, że to nie malutka "kupeta", ale solidnych rozmiarów klasa E.

Połykanie kolejnych kilometrów może odbywać się na dwa sposoby. Delikatnie, komfortowo (oczywiście nie tak jak w "cywilnym" sedanie czy kombi), przyjemnie. Jeśli tego nie chcemy, E53 nie będzie brutalne. To auto, które nie prowokuje kierowcy i równie dobrze nadaje się do codziennego "cruisingu" w trybie komfortowym lub ekonomicznym, gdzie jest nawet niejako uśpione.
Bądźmy jednak szczerzy. Do takiej jazdy nie potrzeba klasy E w wersji AMG. Wystarczy zwykła E400 i będziemy równie szczęśliwi. A nawet bardziej, bo z zaoszczędzoną sumką pieniędzy w kieszeni.

Drugi sposób to z kolei to, do czego auto zostało stworzone, czyli bardziej dynamiczny i sportowy. Najlepiej od razu wrzućcie tryb Sport lub Sport+, gdzie auto budzi się jak z bicza strzelił i jeszcze zanim na dobre kierowca wciśnie gaz, już czuje różnicę w reakcji samochodu. Wtedy też jest zdecydowanie twardziej, co kierowca jest w stanie odczuć bardzo szybko.
Pewnym zaskoczeniem jest moment uruchomienia auta, bo gdy odpalasz coś sygnowanego znaczkiem AMG spodziewasz się pewnej dozy brutalności od pierwszej sekundy. Tutaj... nic takiego nie ma. Auto jest niczym uśpione, ale tylko do pewnego momentu. Potem jest już zdecydowanie zgodniej z oczekiwaniami, łącznie z melodią dla uszu, która dociera z wydechu – także lekko strzelającego.

Nie spodziewajcie się tutaj jednak iście brutalnej kakofonii, która wręcz uderza kierowcę w tył głowy. Dźwięk jest "gruby", bulgoczący, ale nie prostacki. Przyjemny dla ucha, cieszący kierowcę i przechodniów, ale nie jest to potwór w stylu Audi RS6, BMW M4 czy modeli AMG sygnowanych numerem 63. Dokładnie takie "ludzkie AMG".
4matic+ to system napędu na cztery koła ze stałym napędem na tylną oś, ale uwierzcie mi, że nawet tego nie poczujecie. E53 AMG prowadzi się pewnie i bardzo "klejąco" do nawierzchni. Do dyspozycji kierowcy jest 435 koni mechanicznych, 9-stopniowa automatyczna skrzynia biegów, prędkość maksymalna (ograniczona elektronicznie) 250km/h i 4,4 sekundy do setki. To zestaw, który przy normalnej (ale nie skrajnie ekonomicznej) jeździe generował ok. 12-13l spalania na 100 km. Kierowcy z cięższą nogą powinni się przygotować na ok. 15l/100km. Natomiast do jednocyfrowego wyniku może udać się Wam zejść w spokojniejszej trasie.
W cenniku na stronie Mercedesa widzę, że cena tego modelu zaczyna się dokładnie od 376 899,98 złotych. Tradycyjnie już pozbądźcie się raczej złudzeń, że za tyle go kupicie. To znaczy możecie, ale kilka personalizujących dodatków dość szybko podbije tę cenę o kilkadziesiąt kolejnych tysięcy i raczej myślcie o przedziale rzędu 450-500 tysięcy złotych. Tyle wyszło mi w konfiguratorze.
Co dostajemy w zamian? Seksowne i przepiękne coupe, które broni się pod każdym względem. I na zewnątrz, i wewnątrz, i jeśli chodzi o frajdę z jazdy. Klasa E w wersji coupe nadal pozostaje moim osobistym faworytem.