"Czerwone flagi". Organizatorzy wesel wyliczają wczesne sygnały, że małżeństwo może się nie udać

Aneta Olender
Wspólne życie nie zaczęło się jeszcze na dobre, ale wiele wskazuje na to, że nic dobrego z tego nie będzie. Owszem, organizacja ślubu i przyjęcia weselnego może stresować, ale są takie sygnały, które powinny dać do myślenia. Skoro przed wypowiedzeniem słowa "tak" idzie wyjątkowo opornie, to może lepiej odpuścić sobie przygotowania i... narzeczonego (lub narzeczoną!).
Stres związany z przedślubną gorączka może wydobyć prawdziwe cechy charakteru narzeczonych. Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta
Scenariusz zazwyczaj jest ten sam. Poznali się, zakochali w sobie i postanowili spędzić razem resztę życia. Jednak w niektórych przypadkach ta "reszta życia" jest krótsza niż można by się tego spodziewać. Będąc zaślepionym wizją świetlanej przyszłości z ukochaną osobą można też nie zauważyć tego, co dostrzegają inni... Zapowiedzi uczuciowej katastrofy. O niedopasowaniu i znakach, które powinny zapalić czerwoną lampkę w głowie, mówią ci, którzy na przedślubną gorączkę zdążyli się już napatrzeć. Wedding plannerki, fotografowie, czy choćby cukiernicy opowiadają, w jakich sytuacjach myślą, że ten projekt może zakończyć się fiaskiem.


Po co komu taki event?
Anna Matusiak-Rześniowiecka i Kasia Demale są właścicielkami firmy "Ann&Kate Wedding Planners". Ich zadaniem jest spełniać marzenia przyszłej pary młodej. Przecież TEGO dnia wszystko musi być idealne. Gorzej jednak, kiedy o niezapomnianej chwili myśli tylko narzeczona.

– Zdarzają się takie przypadki, kiedy poznajemy narzeczonego, a on cały czas zadaje pytania: "Po co to wszystko? Po co w ogóle to wesele?". Widać wyraźnie, że nie do końca dobrze się czuje w tej sytuacji. Nie jest zaangażowany – mówi Anna Matusiak-Rześniowiecka.

Jak jednak podkreślają konsultantki, mężczyzna wcale nie musi być zaangażowany. Nie musi wybierać kwiatów. – Trudno od niego oczekiwać, że będzie się zastanawiał nad odcieniem eustomy, skoro słowo "eustoma" kojarzy mu się bardziej z nazwą jakiejś choroby, niż z kwiatem. I wcale nie musi się na tym znać – dodaje konsultantka ślubna. 

Kiedy widać, że mężczyzna jest myślami w zupełnie innym miejscu, nie można wyrokować, że nic z tego związku nie będzie. Być może jest tak - jak podkreślają nasze rozmówczynie - że wielkie wesele, podczas którego ma być w centrum uwagi, nie jest dla niego sytuacją, w której czułby się komfortowo. Może chciałby wypowiedzieć słowa przysięgi tylko w towarzystwie swojej ukochanej. 

– Dalekie jesteśmy w takiej sytuacji od oceniania, po pierwsze nie jest to naszą rolą, a po drugie różnie przecież bywa w życiu. Być może jest to oznaka tylko tego, że pan młody źle się czuje planując wystawne przyjęcie. Myśli z lękiem o tym, że trzeba zatańczyć pierwszy taniec, że wszyscy będą na nich patrzeć... Nie oznacza to, że nie chce tego ślubu, czy nie kocha swojej narzeczonej. Po prostu boi się całego tego spektaklu – wyjaśniają właścicielki firmy.

Tu jednak warto by się na chwilę zatrzymać, żeby nie krytykować tylko niezaangażowanego mężczyzny. Jest przecież jeszcze druga strona medalu. Jeśli przyszła panna młoda nie bierze pod uwagę oczekiwań swojego partnera i realizuje plan, który tylko dla niej jest czymś wyjątkowym, to nie wróży najlepiej. Niekompatybilni
Było już o niezaangażowanym mężczyźnie, to teraz przyszedł czas na narzeczonych zaangażowanych aż zanadto. Takie zachowanie jeszcze nie przesądza o kłopotach, ale na horyzoncie może pojawić się hasło "rozstanie", kiedy para wie czego chce, ale nie jest to spójna wizja.

Z takim przypadkiem spotkał się jeden z cukierników artystów. Podczas degustacji ciast i ustalania jak przyszła para młoda wyobraża sobie tort weselny, okazało się, że ich wyobrażenia dotyczące, bądź co bądź szczegółu, są kompletnie inne. Jednak nie tylko to, jak się później okazało, świadczyło o braku porozumienia między nimi. Inaczej planowali chyba wszystko. Mimo tego zachowywali się tak, jakby nie dostrzegali sygnałów alarmowych.

"Już wtedy zdecydowałem, że nie będę z nimi pracował. Nie byłbym w stanie zrealizować ich tak różnych pomysłów. Przez godzinę prowadzili dwa odrębne monologi. Nie zwracali uwagi, ani na siebie, ani na mnie. Na pewno się nie słuchali. Każdy miał swoją fantazję. Wątpię, aby dotarli nawet przed ołtarz" – opisał swoje spostrzeżenia cukiernik.

Mama ma zawsze rację
Wyobraźmy sobie taką sytuację: na spotkaniu z konsultantkami pojawia się przyszła panna młoda, przyszły pan młody i... jego mama, czyli przyszła teściowa. Jeśli charakter teściowej zgadza się ze stereotypową wizją tej postaci, mamy niemały problem.

– Teściowa wyraźnie krytykuje pannę młodą, nie szanuje jej, chce decydować o wszystkim i cały czas podkreśla: "Ty się nie znasz, to trzeba zrobić inaczej", a on nie reaguje... Myślimy sobie wtedy w duchu: "O stary, jak nie zaczniesz stawać w obronie swojej narzeczonej, to kiepsko to widzimy" – żartuje Anna Matusiak-Rześniowiecka. 

Ale nawet w tak skrajnej sytuacji nie wolno oceniać, bo para może wychodzić z założenia, że teraz przełkną takie komentarze, a po ślubie będą żyli jak najdalej od tego typu "złotych rad". Teściowa nigdy nie będzie im przeszkadzała i niczego nie zniszczy. Słodycz nie do przyjęcia
Na ten sygnał może być już odrobinę za późno. Krojenie tortu zaplanowanie jest przecież już po wypowiedzeniu słów przysięgi małżeńskiej. To trochę zaskakujące, ale wiele osób pracujących przy weselnej uroczystości, dzieli się tym samym spostrzeżeniem.

"Przysięgam, ze wszystkich par, które później się rozpadły, każda rozsmarowywała tort na swoich twarzach. Mówiąc dokładnie jedna z osób robiła taki żart drugiej. To dziwne doświadczenie i trochę anegdotyczne. Może chodzi po prostu o szacunek do siebie nawzajem" – pisze na jednym z forów internetowych fotograf.

Nie tylko dla niego sposób krojenia tortu jest dobrym prognostykiem. Nie chodzi o to, żeby zdecydowanie unikać "takiej zabawy" ciastem, chodzi o to, aby nie robić czegoś, czego nie chce druga osoba. W innym przypadku może poczuć się urażona lub zawstydzona. Zdarzają się jednak takie młode pary, gdzie oboje zgadzają się na podobny żart.

Jeśli nie chcesz rozwodu, zastanów się, co czuje Twój ukochany. "Kiedy widzę jak panna młoda lub pan młody agresywnie smaruje twarz tej drugiej osobie ciastem, mam wrażenie, że świadczy to o niezrównoważonym związku. Najczęściej osoba z tortem na twarzy jest zszokowana albo zła" – komentuje inny fotograf.

Tę zależność potwierdziła także bohaterka takiej historii. Jedna z panien młodych wspomina, że przed ślubem ostrzegała swojego partnera, że nie ma mowy o takim ruchu. Kiedy jednak jej małżonek postanowił zrobić po swojemu, ona wpadła w furię. "Byliśmy ze sobą przez dwa lata, teraz mówię na niego mój były mąż, więc zdecydowanie mogę zaświadczyć, że ta teoria jest prawdziwa" – żartuje kobieta.

Taka mała rzecz ma, jak się okazuje, duże znaczenie. W tym przypadku chodzi o szacunek do drugiej osoby, o szacunek do jej uczuć. Jeśli ktoś nie liczy się z życzeniami najbliższej osoby, może to oznaczać, że nie jest empatyczny, opiekuńczy i przekracza granice, których przekraczać nie powinien.

Zawsze zresztą można pójść na kompromis, tak jak zrobił to pewien pan młody. On był zwolennikiem rozsmarowywania toru na twarzy, a jego ukochana wręcz przeciwnie. Jak w takim razie wybrnął z tej sytuacji? Zrobił ten dowcip, ale... sam sobie.

Zarobiony narzeczony
Zdarzyło się w historii pracy właścicielek firmy Ann&Kate Wedding Planners, że pojawiła się u nich na spotkaniu para: ona podekscytowana wizją zbliżającego się ślubu, a on nie do końca zorientowany, jaka właściwie jest data ich ślubu (to bynajmniej nie jest żart!). W tym przypadku ślubne konsultantki także starają się być wyrozumiałe. 

– To nie oznacza, że jej nie kocha. Być może jest po prostu bardzo zajętym człowiekiem – podkreśla Kasia Demale. Jej zdaniem to, co tak naprawdę łączy parę, która planuje stanąć na ślubnym kobiercu, widać po prostu po tym, jak się młodzi traktują. – Są ludzie, którzy faktycznie się nie pilnują, nie mają hamulców i nie krępują się, aby powiedzieć coś, czego nie powinno powiedzieć się przy obcych osobach. Ale może to po prostu kwestia temperamentu? Nie nam oceniać.– dodaje.

Kiedy nie ma uśmiechu
To powinno być jasne jak słońce. Kiedy ktoś zamiast cieszyć się tym, że znalazł kogoś wyjątkowego i ma to szczęście, że może planować z nim wspólną przyszłość, cały czas jest ponury, skwaszony, lub wygląda na nieszczęśliwego, można być pewnym, że coś ewidentnie poszło, a raczej pójdzie nie tak.

Fotografowie to dobrze obserwatorzy, dlatego wiele opinii pochodzi właśnie od tej grupy. Jeden z nich postanowił opowiedzieć, dlaczego jego zdaniem małżeństwo, którego radość miał uwiecznić, rozpadło się.

"Panna młoda i jej matka przez cały czas były bardzo głośne i podekscytowane. On zdecydowanie był milczący, wypowiedział zaledwie kilka słów. Panna młoda chciała, aby wszystko wyszło idealnie. Kiedy dwa tygodnie po ślubie zobaczyła zdjęcia, bardzo narzekała. Nie podobało jej się, że jej mąż nie uśmiechał się wystarczająco. Chciała nawet, abym dał jej zniżkę, ponieważ nie mogłem sprawić, aby pan młody wyglądał inaczej." – czytamy we wpisie.

Para ta rozwiodła się rok później. Fotograf wiedział, że tak się stało, ponieważ robił zdjęcia temu samemu mężczyźnie, ale z nową narzeczoną. Jak się okazało... potrafił być szczęśliwy.

Mezalians może być kłopotliwy
Rodzina także może być źródłem kłopotów. To właśnie z powodu najbliższych sielanka może zmienić się w koszmar. – Czasami zdarza się tak, że rodziny bardzo do siebie nie pasują i to naprawdę widać już na pierwszy rzut oka. Są z zupełnie różnych bajek. Jeśli młoda para ma tego świadomość, bywa, że jest to dla nich bardzo stresująca sytuacja – przyznaje Anna Matusiak-Rześniowiecka. 

Okazuje się, że na weselu rodziny nierzadko bawią się oddzielnie. Pochodzą z tak różnych światów, że nawet nie próbują się łączyć. Wedding plannerki są jednak zdania, że na siłę nie powinno się ich integrować. W takiej sytuacji wesele też może być bardzo udane.

Czy jednak na dłuższą metę da się przetrwać taki rozłam? Tak, tak. Miłość jest najważniejsza i przetrwa wszystko, a dwoje ludzi, którzy zdecydowali się sformalizować swój związek na pewno zawsze będzie siebie wspierać... Patrz akapit o radach teściowej i rycerskiej obronie swojej ukochanej przez narzeczonego.

Tanecznym krokiem
Pierwszy taniec młodej pary także może dużo powiedzieć o ich wspólnej przyszłości. Chodzi jednak o moment nauki kroków. "Uczniowie" nie muszą być mistrzami, ale nie powinni ze sobą rywalizować. Inaczej przypomina to miłość, ale w krzywym zwierciadle.

–Przeczuwałem czy małżeństwo pary, którą przygotowuję do pierwszego weselnego tańca, będzie udane, czy raczej nie. Mogłem ich obserwować przez kilka miesięcy, więc wiedziałem o nich sporo. Jeśli ucząc się nowej umiejętności komplementują się nawzajem nawet jeśli jednej z osób idzie gorzej, wszystko powinno ułożyć się dobrze. Jeśli jednak rywalizują i zrzucają winę jeden na drugiego, zawsze się rozwodzą" – mówi nauczyciel tańca.

Zupełnie inna wizja szczęścia
Ona chce to, a on woli tamto. To, jak się okazuje, już chyba standard. Trudno określić co jest gorsze: niezaangażowanie jednej ze stron, czy forsowanie swojego pomysłu za wszelką cenę. Nie jest dobrze, kiedy zanika sztuka kompromisu.

– Słyszałyśmy nawet o kłótniach o tort. Pan młody chciał w stylu marinistycznym, a młoda chciała w stylu glamour. Skończyło się trzaśnięciem drzwiami. Nawet drobiazgi mogą doprowadzić do bardzo nerwowej sytuacji – wspomina Kasia Demale.

Nerwowi potrafią być zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Tu nie ma reguły. Jest jedna niezmienna zasada, im bliżej ślubu, tym więcej emocji, w tym również paniki: "Jezu, nie zdążymy!". 

– Ludzie wtedy nie są sobą, albo może dopiero wtedy są sobą. Czasami nawet te najbardziej wyluzowane osoby, z którymi świetnie pracowało się przez cały rok, zaczynają przejawiać jakieś trudne zachowania.  – opowiada Anna Matusiak-Rześniowiecka. 

Spóźnione zauroczenie
– Przez długi czas robiłem zdjęcia na ślubach. Jedną z par poznałem dopiero tego dnia. Oni wiedzieli jakie robię zdjęcia i chcieli ze mną współpracować, dlatego nie spotkaliśmy się wcześniej. Przyjechałem do panny młodej przed przygotowaniami i nagle pojawiła się dziewczyna, pomyślałem: "Wow, jest super. Jest ładna, więc będzie się fajnie pracować – przypomina sobie pewne zdarzenie kolejny fotograf.

Dobra atmosfera jest jak najbardziej wskazana. W tym przypadku, jak się okazało, była aż za dobra. Zarówno fotograf, jak i przyszła panna młoda, czuli, że bardzo dobrze "im się rozmawia". – Czasami się tak zdarza, że kogoś spotykasz i jest po prostu "pstryk". Była to strasznie dziwna sytuacja. Wszystko byłoby ekstra, ale przecież to był dzień jej ślubu – kontynuuje opowieść.

Oprócz "zauroczenia" nic więcej się nie stało. Ślub i wesele były udane. Nikt nie przekroczył granicy, ale można by się zastanawiać, czy aby "żona" była pewna swoich uczuć.

Do zobaczenia na ślubie
Jeśli mowa o sygnałach, które zwiastują nieszczęście, nie ma złotych zasad czy twardych dowodów na to, że wspólna przyszłość będzie usłana różami lub wprost przeciwnie okaże się porażką.

Tutaj nie ma reguł. Postrzeganie rzeczywistości, w której poruszają się przyszli państwo młodzi, może zaburzać towarzyszące im stres, emocje i nerwy. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się nie do zaakceptowania, może być najlepszym wyjściem.

– Zdarzają się mężczyźni, którzy nie angażują się w przygotowania, nie dlatego, że nie interesuje ich sam ślub, ale dlatego, że nie ma to dla nich znaczenia, jakiego koloru będą kwiaty, czy jak smakował będzie tort. Przychodzą i mówią: "To jest babski temat, a mi bardzo miło was poznać i do zobaczenia na naszym ślubie" – śmieją się konsultantki.

Żeby jednak nie było, że panowie za każdym razem wycofują się z podejmowania decyzji, nasze rozmówczynie wspominają narzeczonego, który szczególnie zaangażował się w... wybór papieru do zaproszeń.

Pan młody nie był szczególnie zaangażowany w całość, ale papier do zaproszeń wybierał miesiącami. Odetchnęłyśmy z ulgą, kiedy po wielu tygodniach poszukiwań powiedział: "O! Mamy to!" – kończy rozmowę Kasia Demale.

Nie tylko o ślubie, ale i o niepowodzeniu związku w ogóle świadczą pewne sygnały. Nie trzeba być specjalistą, lub psychologiem, aby wiedzieć i widzieć, że ciągła krytyka, pouczanie, próba zmieniania drugiej osoby na siłę, podporządkowywanie jej sobie nie wróżą nic dobrego. Jest jednak podobno jeszcze jeden test, którego wynik może wyrokować o sukcesie bądź porażce relacji. Jeśli para patrzy sobie w oczy i ma problem z utrzymanie kontaktu wzrokowego po 5 sekundach... lepiej nie nastawiać się na "żyli długo i szczęśliwie".