"Można czytać jak z książki". Od 8 lat sprząta cudze mieszkania, teraz zdradza, czego dowiedział się o ludziach

Rafał Gębura
dziennikarz, autor kanału na YouTube "7 metrów pod ziemią"
Sebastian od 8 lat zarabia na życie sprzątając. W "7 metrów pod ziemią"opowiada o tym, dlaczego zdecydował się na taką pracę, co w niej lubi i kim są jego klienci. A o tych ostatnich można dowiedzieć się naprawdę wiele.
Sprzątanie to wcale nie taki zły interes. W dodatku można wiele dowiedzieć się o ludziach. Fot. kadr z kanału "7 metrów pod ziemią"
Od 8 lat zarabiasz na życie sprzątając. Dlaczego wybrałeś sobie takie zajęcie?

Nie wybrałem sobie tego zawodu. To był zupełny przypadek, że trafiłem do sprzątania. Moja żona Ewelina pracowała jako niania u pewnych państwa, a ja pracowałem u pana domu. W jego zakładzie byłem lakiernikiem. Mieliśmy jednak wolne weekendy i postanowiliśmy dorobić. Ewelina na portalu pomocy domowej miała swój profil. I napisała, że może posprząta, umyje okna itd. No i trafiło się pierwsze zlecenie, pojechała tam. Trzeba było umyć okna i inne rzeczy porobić, więc powiedziała do mnie, że może razem pojedziemy.


No i zaczęło się. Pierwsze zlecenie, pierwsi klienci, pierwsza robota. Potem pocztą pantoflową, jeden drugiemu, trzeci czwartemu i tak zaczęło się rozwijać. Praca jak praca. Sprzątanie to praca jak każda inna. Jeden kręci filmy na YouTube'a, a drugi sprząta. Praca dobrze wykonana jest zawsze dobrą pracą.

Zarobki? Tak, dużo lepsze niż w firmach na etatach. Będąc ojcem dwójki dzieci potrzebuję trochę więcej pieniędzy, żeby zaspokoić potrzeby całej mojej rodziny. Ta praca na to pozwala.

To zaskakujące co mówisz, bo stereotyp jest taki, że sprzątając zarabia się niewiele.

To zależy gdzie sprzątasz i dla kogo. Jeżeli sprzątasz gdzieś w jakiejś firmie sprzątającej, która zatrudnia 500 osób, to rzeczywiście nie zarobisz dużo. Ale jeśli sam jesteś firmą sprzątającą, pracujesz na własny rachunek i robisz robotę, z której każdy jest zadowolony, to pieniądze z tego nie są takie złe jakby się mogło wydawać.

Czy możesz powiedzieć jak wyglądają stawki? Mówimy o Warszawie, bo tutaj mieszkasz.

To zależy, stawki są różne. Wahają się od 15 nawet do 35 za godzinę. Ja osobiście nie schodzę poniżej 25 złotych netto. Generalnie większość nowych klientów płaci 30 złotych i biorą tę cenę zadowoleni.

Czy w tej stawce jest zakup całej chemii, mopów? To jest na twojej głowie, czy to klient kupuje?

Nie wszyscy chcą korzystać z chemii, którą ja dostarczę, niektórzy mają własną. Teraz jest moda na eko, więc niektórzy ludzie chcą, żeby wszystko robić sodą, kwasem czy octem.Generalnie używam swojego sprzętu, który jest sprawdzony. Jest antyalergiczny, ma dobre pH, jest obojętny dla ludzi. Jestem pewien, że jak wykonam robotę konkretnymi produktami, to będzie to zrobione dobrze.

Kim są twoi klienci? Co to są za ludzie?

Jeżeli patrzeć na przekrój pod względem wieku, to są jednak młodzi ludzie. Niektórzy są młodsi ode mnie. Jeśli chodzi o przekrój zawodowy, to informatycy, architekci, prezesi...

Wspomniałeś, że są młodsi od Ciebie. Czy potrafią się zachować odpowiednio w stosunku do Ciebie, czy podchodzą z szacunkiem?

Nigdy nie spotkałem się w pracy z brakiem szacunku co do mojej osoby. Nikt nie spojrzał na mnie z góry. Ja szanuję mojego klienta. Oczywiście, na początku jest "panie Sebastianie, panie Sebastianie", ale po 2-3 tygodniach przechodzimy na "ty", bo nie będziemy sobie cały czas "panować".

Przyjmujesz wszystkie zlecenia, czy są takie, które odrzucasz?

W gruncie rzeczy przyjmuję wszystkie zlecenia, ale są rzeczy, których nie chciałbym robić. Na przykład nie chciałbym sprzątać w miejscach, gdzie trzeba wygonić jakiegoś nura z mieszkania, gdzie jest melina i jest to wszystko zas**ne. Źle mi się takie mieszkania kojarzą. Jako dziecko takie widziałem, bo niestety moi rodzice byli alkoholikami i po takich miejscach byłem ciągany mimochodem, chociaż bardzo nie chciałem. Wiem jak to wygląda, jak to śmierdzi i nie chciałbym tego robić.

Druga rzecz, której nie chciałbym robić, to sprzątać "po trupach". Ten smród trupa cały czas by za mną chodził. W wyobraźni widziałbym to miejsce zbrodni. Albo nie daj Boże jakieś morderstwo by było, ślady krwi, ręka na ścianie uciekającego. Wypadłaby mi szmatka z ręki, nie mógłbym tego robić. Wyobraźnia by mi nie pozwalała tam sprzątać.

Kiedyś byłem w Anglii. Nie chcieli mnie zatrudnić, bo wiadomo, Polaczek. Trafiłem wreszcie do ubojni baranów. Dlatego mówię, że nie chciałbym sprzątać po denatach. Smród rozkładającego się ciała bardzo dobrze znam i żeby zmyć ten zapach musiałem z 1,5 godziny w gorącej wodzie leżeć.

Czego można dowiedzieć się o ludziach sprzątając im mieszkania?

Wszystkiego. Naprawdę wszystkiego. Część jest nie do powiedzenia przed kamerą, ale da się dowiedzieć o ludziach kim są, jak żyją, czym się zajmują. Można czytać jak z otwartej książki. Każde mieszkanie to osobna historia.

W jaki sposób? Co może dać ci informacje?

Można stwierdzić, czy ktoś jest bałaganiarzem na co dzień. Przychodzisz tydzień w tydzień i masz mniej więcej taki sam bałagan. Możesz się dowiedzieć, że ktoś jest pedantem, bo przychodzisz raz na dwa tygodnie i się zastanawiasz: "Co ja mam tutaj robić, przecież jest posprzątane".
Wspomniałeś, że ktoś może okazać się bałaganiarzem. Co to znaczy być bałaganiarzem? Jaki masz obraz najbardziej zaniedbanego mieszkania?

Mieszkanie, które będę wspominał zawsze i to będzie mój osobisty faworyt. Zadzwoniła do mnie kobieta z pytaniem czy nie podjąłbym się sprzątania, bo ona wynajmuje mieszkanie, a właściciel bardzo by chciał, żeby ona zrobiła porządek w tym mieszkaniu. Mówię: "Dobrze, nie ma sprawy, przyjadę". Ustaliliśmy cenę, mniej więcej wymiar godzinowy.

Jak przyjechałem to czas od razu urósł. Hardcore. Nie dość, że wszystko było zaniedbane , to jeszcze był kot, więc sierści był ogrom, a ja jestem uczulony, więc jak tam wszedłem, to od razu dostałem kataru. Odkurzacz co prawda był, ale taki, że była przy nim tylko rura i końcówka taka malutka. I tym miało się posprzątać całe mieszkanie. Łazienka to samo. Wszystko zapuszczone tak, że nie dało się tego odskrobać.

Walczyłem z tym mieszkaniem, zrobiłem tak, żeby wreszcie wyglądało. Chemię klientka miała przeterminowaną po 11 lat. Nieużywana, pajęczyny na niej były. Kiedy skończyłem, klientka mówiła: "Jak tu pięknie, jak tu pięknie". "No to świetnie, że jest tak pięknie. Mam nadzieję, że teraz będzie pani troszeczkę trzymała porządek" – powiedziałem." Tak, teraz to nie wypada mi nie utrzymać. Czy możemy umówić się na następny raz? – zapytała. Powiedziałem, że za dwa tygodnie mogę. Myślałem, że będzie o wiele łatwiej. Ale to była złudna nadzieja. Jak przyjechałem następnym razem było trzy razy gorzej.

Jak to możliwe?

Nic nie robiła wokół siebie. Nic. Był taki bałagan! Wszystko się walało. Nic nie było na swoim miejscu. Kubki nie były w szafce, tylko porozwalane po całym domu. Skarpety, majtki, rajstopy tak samo.

Ale jeszcze jedna rzecz. Sprzątałem wtedy w kuchni, bo chciała, żebym wymył szafki w środku. Pomijam, że mole wyfrunęły z tych szafek gęsto, ale jedna rzecz utkwiła mi w pamięci. Zlew. W zlewie pełno wody. Trudno to nazwać wodą. Bardziej przypominało to wodę z bagna. I w środku deska do krojenia, drewniana. Niezaimpregnowana, więc tę wodę chłonęła.

Ja ją wyjąłem, trochę oczyściłem, odłożyłem, żeby przeschła. I robię tę kuchnię, a ona przychodzi, bierze tę deskę, kładzie sobie chleb, wędlinę i mówi do mnie: "Panie Sebastianie, może kanapeczkę". Jak to usłyszałem, to zatrzymałem pawia w ostatnim momencie. Powiedziałem: "Nie, nie jestem głodny". Nigdy już tam nie pojechałem.

Czy takich klientów miałeś więcej, czy to był wyjątkowy przypadek?

Nie, to był wyjątek. Generalnie moi klienci trzymają czystość. Są zadowoleni z tego, że mają posprzątane. Są mieszkania, w których kurzu jest więcej, są takie, w których jest go mniej.

Na jakie elementy zwracasz uwagę wchodząc do mieszkania?

Patrzę w górę. Dlaczego? Bo są pajęczyny. To jest bardzo widoczne. Mało ludzi na to zwraca uwagę, a ja patrzę co mam pod sufitem. I wiem, czy było sprzątane tylko na ziemi, czy też do góry. Są lampy, na których jest zawsze dużo kurzu. A potem patrzę w dół. Zawsze są jakieś lustra, widać, czy są zaplamione i czy ktoś o nie dba. No i listwy przypodłogowe. Podłoga może być odkurzona, ale na listwie może być hałda kurzu. Wiadomo wtedy, że to sprzątanie jest "po łebkach".

Zazwyczaj ludzie pokazują swoje mieszkanie, co jest do posprzątania. Jak jest utrzymana armatura, jak wyglądają krany, jak wygląda szyba w prysznicu. Niektórzy mają taki odruch, że po kąpieli używają ściągaczki do wody. I to jest dobry sposób na utrzymanie czystości. Niektórzy nie płuczą wanny po myciu i jest taki ciemny pasek dookoła z osadu. To wszystko widać. Nawet jak jadę autobusem, to widzę w nim kurz.

Twoje zboczenie zawodowe?

No tak, to jest taka jakby choroba. Może to nie jest złe, ale tak jest.

Czy klienci sprawdzają jak posprzątałeś? Jest jakiś test białej rękawiczki?

Testu białej rękawiczki może nie ma, ale postaw się na miejscu tych klientów. Przychodzi ktoś, płacisz mu i chciałbyś żeby zrobił dobrą robotę. Tak, sprawdzają, przyglądają się. Miałem taką jedną panią, która miała na pólkach dużo pierdółek, a ja jak je wycierałem to nigdy nie odstawiałem ich tak jak trzeba. A że ona była perfekcjonistką, to wszystko miało być pod linijkę. I nie dało się ukryć, że gdzieś nie starłeś kurzy, bo ona zawsze to przestawiała.

Albo moje pierwsze zlecenie. Dom lekarzy. Mieli biblioteczkę medyczną. Pełno książek. Ci państwo mieli różne wymagania – na przykład żeby powyciągać wszystkie książki i powycierać. I zastawiali pułapki, żeby sprawdzić, czy ja rzeczywiście te książki wyciągnąłem. Gdzieś upchnęli malutką monetę, która leżała pod książką, albo piłeczkę pingpongową na górze położyli.

Sprawdzają i wcale się nie dziwię. Każdy by chciał mieć jakąś gwarancję, że ta robota została wykonana. A nie, że oni wyszli, a ktoś sobie wyszedł na balkon, zapalił papierosa, wypił kawę, odkurzył podłogę, machnął mopem i "dobra, zrobione, pieniądze zainkasowane, dziękuję, do widzenia".

Sprzątasz już 8 lat i powiedz, czy to jest to co robisz wyłącznie dla pieniędzy, czy to jest też zajęcie, które przynosi ci satysfakcję?

I tak, i tak. Jeść trzeba, wszystko kosztuje. Pieniądze są potrzebne. Ale satysfakcję też. Satysfakcja jest na przykład gdy umyjesz komuś okna i ten ktoś stanie przed nim i powie: "Wow, HD normalnie. Za oknem jest inny świat". Ten uśmiech klienta jest tą największa satysfakcją, o której mówimy.

Miewałeś momenty, kiedy miałeś dosyć, kiedy dochodziłeś do wniosku, że to jest ciężkie zajęcie?

Miałem, na początku. Gdy założyłem tę działalność, myślałem o tym, co ja zrobię, jeśli to nie wyjdzie. Może to rzucić w cholerę i pójść gdzieś na etat? Ale z biegiem lat uważam, że jest to najlepszy sposób na samorealizację. Nikt nie stoi nade mną z biczem. Nikt mnie nie pogania i nie mówi jak mam robić, co mam robić i kiedy mam robić. Jeśli ktoś ma na siebie pomysł, ma dryg do czegoś, ma jakieś zacięcie do roboty, to niech zakłada własną działalność i pracuje dla siebie. Niech będzie własnym szefem i czerpie z tego korzyści.

Jest to zapis wywiadu, który pierwotnie ukazał się na YouTube na kanale Rafała Gębury pt. "7 metrów pod ziemią". Ten i inne materiały znajdziesz też na Facebooku i Instagramie.