Nie czytajcie "Becoming" Michelle Obamy. Jako Polacy będziecie mogli się tylko zdołować

Rafał Madajczak
"Becoming. Moja Historia" Michelle Obamy to światowy hit dający nadzieję milionom czytelników i czytelników. W Polsce również okupuje nr 1 na listach bestsellerów, wyprzedzając nawet porno harlequina Blanki Lipińskiej. Może być jednak lekturą równie traumatyczną.
"Becoming" Michelle Obamy to bestseller. Na całym świecie sprzedano już 10 mln egzemplarzy. Fot. Rafał Madajczak
Małżeństwo Obamów sprzedało prawa do swoich autobiografii wydawnictwu Penguin za 65 milionów dolarów. Transakcja była wiązana: do kupienia były dwie książki naraz. W domyśle: chcecie Baracka, kupujcie też Michelle. Dziś ten pakiet opisany byłby inaczej: chcecie Michelle, kupujcie też Baracka.

"Becoming" to światowy fenomen. Spotkania autorskie wyprzedają się na pniu, czytelnicy podają sobie dalej cytaty w social mediach, mnożą się historie o zmianach w życiu, które zaszły pod wpływem lektury, a 300 tysięcy postów z hashtagiem #Becoming na samym Instagramie to wynik, o którym największe influencerki mogłyby pomarzyć.


Po lekturze kompletnie to rozumiem. I rozumiem też, dlaczego polski czytelnik momentami poczuje zazdrość i frustrację. 'Becoming" to nie jest normalna autobiografia. Michelle Obama co prawda pisze o swoim dzieciństwie, rodzinie czy życiu rodzinnym, ale nie o to w książce chodzi. Mamy oczywiście rozczulające, ciepłe fragmenty o poznaniu Baracka, relacjach z rodzicami czy terapii małżeńskiej, która uratowała Obamom małżeństwo, ale nie o to w "Becoming" chodzi.

Może oddajmy głos samej autorce.

"Tak wielu z nas idzie przez życie, ukrywając swoją historię ze wstydu czy obawy, że nie jest zgodna z jakimś wyidealizowanym wzorcem. Dorastając dajemy sobie wmówić, że Amerykaninem można być tylko w jeden sposób. Że jeśli mamy ciemną skórę lub szerokie biodra, jeśli nie kochamy w określonym stylu, jeśli mówimy w innym języku czy pochodzimy z innego kraju, to nie ma dla nas miejsca. I wierzymy w to dopóty, dopóki pojawi się ktoś, kto opowie tę historię zupełnie inaczej" – pisze Obama, w książce, która udając autobiografię jest tak naprawdę coachingiem dla każdego, kto czuje, że jakoś odstaje.

Michelle (po lekturze każdy poczuje, że ma nową kumpelkę) mówi wprost: nieważne, czy odstajesz od jedynego słusznego wzorca idealnej córki, syna, żony, pracującej matki, urody, prawniczki czy po prostu kobiety; nieważne, czy ciągle zadajesz sobie pytania "czy jestem wystarczająco dobry/dobra" lub "czy naprawdę na to zasłużyłem/zasłużyłam" - żadna osoba na całym świecie nie ma prawa ci podciąć skrzydeł. Brzmi jak typowy coaching z Facebooka? Może, ale Michelle ma tę przewagę nad większością coachów, że jest autentyczna. Kiedy mówi, że przez całą edukację zadawała sobie pytanie, czy zaraz się nie okaże, że na Princeton znalazła się przez przypadek - wierzysz jej. Kiedy wyznaje, jak trudno było jej, kiedy Barack został senatorem i musiała praktycznie samotnie wychowywać córki, a miła żona senatora postraszyła ją rozpadem małżeństwa - totalnie jej wierzysz. Tak, samo, gdy pisze: "Nigdy nie zamierzam kandydować. Nigdy nie lubiłam polityki i moje doświadczenia z minionej dekady tego nie zmieniły".

Właśnie: polityka. To właśnie tu polski czytelnik czy czytelniczka napotyka na mniej pocieszający aspekt "Becoming". Dużą partię książki zajmują opisy działalności Obamy jako pierwszej damy, która nie chciała schować się w cieniu męża. Z "Becoming" dowiadujemy się o ciężkiej pracy nad popularyzacją zdrowego jedzenia w szkołach, aktywności fizycznej wśród uczniów czy mentoringu dla młodych kobiet z trudnych dzielnic. I nie były to puste działania.
Na zakończenie kadencji Obamów Michelle udało się zmienić składy przekąsek w szkołach, uczniowie dostali dodatkową godzinę wf-u, a tysiące młodych zobaczyło, że nie są skazani na życie bez perspektyw.

Jeden fragment:

"Zaprosiłam do Białego Domu dwadzieścioro dziewcząt z liceów na comiesięczne spotkania, podczas których odbywały się swobodne rozmowy, wyjazdy w teren i sesje szkoleniowe w takich dziedzinach jak rozumienie danych finansowych czy wybór kariery. Utrzymywaliśmy ten program raczej za zamkniętymi drzwiami, by nie rzucić dziewcząt na pożarcie mediom" – pisze Michelle, a polski czytelnik zaczyna myśleć o naszej pierwszej damie.

Jolanta Kwaśniewska w trakcie kadencji powołała fundację "Porozumienie bez Barier", Maria Kaczyńska popularyzowała kulturę wysoką i walczyła z pomysłami zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, Danuta Wałęsa zdobyła się na odwagę i napisała swoje "Becoming". Agata Duda jest pierwszą damą od trzech lat i nie sposób nie postawić tu pytań: co zostanie po jej kadencji, jakimi wielkimi sprawami się zajęła i co napisze w swojej autobiografii?

Dzisiejsza odpowiedź na te pytania sprawia, że autobiografia Michelle Obamy oprócz nadziei, wywołuje też niezamierzoną przez autorkę frustrację nad straconą szansą.

Ale jeszcze jest czas. Na lekturę i wyciągnięcie wniosków.