Nie czytajcie "Becoming" Michelle Obamy. Jako Polacy będziecie mogli się tylko zdołować
"Becoming. Moja Historia" Michelle Obamy to światowy hit dający nadzieję milionom czytelników i czytelników. W Polsce również okupuje nr 1 na listach bestsellerów, wyprzedzając nawet porno harlequina Blanki Lipińskiej. Może być jednak lekturą równie traumatyczną.
"Becoming" to światowy fenomen. Spotkania autorskie wyprzedają się na pniu, czytelnicy podają sobie dalej cytaty w social mediach, mnożą się historie o zmianach w życiu, które zaszły pod wpływem lektury, a 300 tysięcy postów z hashtagiem #Becoming na samym Instagramie to wynik, o którym największe influencerki mogłyby pomarzyć.
Po lekturze kompletnie to rozumiem. I rozumiem też, dlaczego polski czytelnik momentami poczuje zazdrość i frustrację.
Może oddajmy głos samej autorce.
"Tak wielu z nas idzie przez życie, ukrywając swoją historię ze wstydu czy obawy, że nie jest zgodna z jakimś wyidealizowanym wzorcem. Dorastając dajemy sobie wmówić, że Amerykaninem można być tylko w jeden sposób. Że jeśli mamy ciemną skórę lub szerokie biodra, jeśli nie kochamy w określonym stylu, jeśli mówimy w innym języku czy pochodzimy z innego kraju, to nie ma dla nas miejsca. I wierzymy w to dopóty, dopóki pojawi się ktoś, kto opowie tę historię zupełnie inaczej" – pisze Obama, w książce, która udając autobiografię jest tak naprawdę coachingiem dla każdego, kto czuje, że jakoś odstaje.
Michelle (po lekturze każdy poczuje, że ma nową kumpelkę) mówi wprost: nieważne, czy odstajesz od jedynego słusznego wzorca idealnej córki, syna, żony, pracującej matki, urody, prawniczki czy po prostu kobiety; nieważne, czy ciągle zadajesz sobie pytania "czy jestem wystarczająco dobry/dobra" lub "czy naprawdę na to zasłużyłem/zasłużyłam" - żadna osoba na całym świecie nie ma prawa ci podciąć skrzydeł.
Właśnie: polityka. To właśnie tu polski czytelnik czy czytelniczka napotyka na mniej pocieszający aspekt "Becoming". Dużą partię książki zajmują opisy działalności Obamy jako pierwszej damy, która nie chciała schować się w cieniu męża. Z "Becoming" dowiadujemy się o ciężkiej pracy nad popularyzacją zdrowego jedzenia w szkołach, aktywności fizycznej wśród uczniów czy mentoringu dla młodych kobiet z trudnych dzielnic. I nie były to puste działania.
Na zakończenie kadencji Obamów Michelle udało się zmienić składy przekąsek w szkołach, uczniowie dostali dodatkową godzinę wf-u, a tysiące młodych zobaczyło, że nie są skazani na życie bez perspektyw.
Jeden fragment:
"Zaprosiłam do Białego Domu dwadzieścioro dziewcząt z liceów na comiesięczne spotkania, podczas których odbywały się swobodne rozmowy, wyjazdy w teren i sesje szkoleniowe w takich dziedzinach jak rozumienie danych finansowych czy wybór kariery. Utrzymywaliśmy ten program raczej za zamkniętymi drzwiami, by nie rzucić dziewcząt na pożarcie mediom" – pisze Michelle, a polski czytelnik zaczyna myśleć o naszej pierwszej damie.
Jolanta Kwaśniewska w trakcie kadencji powołała fundację "Porozumienie bez Barier", Maria Kaczyńska popularyzowała kulturę wysoką i walczyła z pomysłami zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, Danuta Wałęsa zdobyła się na odwagę i napisała swoje "Becoming". Agata Duda jest pierwszą damą od trzech lat i nie sposób nie postawić tu pytań: co zostanie po jej kadencji, jakimi wielkimi sprawami się zajęła i co napisze w swojej autobiografii?
Dzisiejsza odpowiedź na te pytania sprawia, że autobiografia Michelle Obamy oprócz nadziei, wywołuje też niezamierzoną przez autorkę frustrację nad straconą szansą.
Ale jeszcze jest czas. Na lekturę i wyciągnięcie wniosków.