Aktywistka broni kobiety, która oskarżyła Bieniuka o gwałt. "Po zgłoszeniu straciła źródło utrzymania"

Aneta Olender
Choć to ona oskarżyła Jarosława Bieniuka o gwałt i to ona powinna być ofiarą, bardzo szybko stała się obiektem nagonki. Tak rzeczywistość wokół seksafery, w którą wmieszana jest Sylwia Sz. widzi Maja Staśko, aktywistka feministyczna. Podkreśliła ona, że to nie jest to odosobniony przypadek. "Tak w Polsce traktowane są osoby, które zgłosiły gwałt" – napisała na Facebooku.
Do mediów przedostał się raczej krytyczny wizerunek Sylwii Sz. Fot. Instagram / @jaretpalmer
Od kiedy w mediach pojawiła się informacja o tym, że Sylwia Sz. oskarżyła Jarosława Bieniuka o brutalny gwałt, nie milkną spekulacje w tej sprawie. Sprawie, która zdecydowanie budzi zainteresowanie. Taka atmosfera na pewno nie pomaga żadnej ze stron.

Głos w sprawie zaczęły zabierać osoby z pierwszych stron gazet. Większość staje w obronie byłego piłkarza Lechii Gdańsk lub powołując się na znajomość z Bieniukiem stara się przekonać, jak dobrym jest on człowiekiem. O rozwagę w ocenie sprawy i komentarzach apelowała choćby Małgorzata Rozenek.

Przypomnijmy, że po tym, jak Jarosław Bieniuk sam zgłosił na policję, trafił na 48 godzin do izby zatrzymań. Po wpłaceniu kaucji opuścił areszt. Wtedy też usłyszał zarzut posiadania narkotyków.


O całej sytuacji opowiedział w "Dzień dobry TVN". – Niestety zostałem zatrzymany na 48 godzin, ale myślę, że to pozwoliło na to, żeby wyjaśnić tę sytuację na tyle, że wróciłam po prostu po tych dwóch dniach do domu i prokuratura nie postawiła mi tego najcięższego zarzutu – powiedział, nawiązując do oskarżenia o gwałt.

– Nie będę ukrywał, że jest to drugi taki traumatyczny tydzień w moim życiu. Dla mnie i oczywiście dla moich najbliższych, dla mojej rodziny – powiedział Bieniuk w rozmowie w "Dzień Dobry TVN".

Nie da się ukryć, że mimo oskarżenia sportowca o gwałt, to właśnie Sylwia Sz. jest przez wielu oceniania jako negatywna postać w tej historii. Szybko opisywano ją jako "stałą bywalczynię sopockich klubów".

"Cały Sopot huczy, że ta pani mocno słynęła z różnych tego typu zabaw, które odbywały się za obopólną akceptacją, ale podobno w otoczeniu jej jest ktoś, kto mocno ciśnie na wątek szantażu pod tytułem cyt. 'zapłacisz, a będziesz mieć spokój'. Może warto to zbadać, prokuraturo" – napisał na Twitterze adwokat Marcin Dubieniecki. Uwagę na taki rozkład sił zwróciła Maja Staśko, działaczka feministyczna i autorka książki "Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?".

"Mam kontakt z Sylwią Sz. Od dwóch tygodni media, celebryci i komentujący w internecie obrażają ją, poniżają i szczują. Większość informacji pojawiających się w mediach to insynuacje dotyczące jej życia – służą wyłącznie temu, żeby pogrążyć kobietę. Po zgłoszeniu gwałtu Sylwia straciła źródło utrzymania. Kobieta jest pod opieką psychologa, ale jest jej bardzo ciężko. Jej rodzina mocno na tym cierpi, a znajomi za wszelkie wsparcie są atakowani" – możemy przeczytać we wpisie Staśko.

Kobieta zapowiada także, że niedługo pojawi się jej rozmowa z Sylwią Sz., która teraz dochodzi do siebie po zdarzeniu. Aktywistka zwraca uwagę na to, że przypadek Sylwii Sz. nie jest odosobniony, bo w Polsce tak właśnie traktuje się osoby, które zgłaszają gwałt.

"Obserwuję to za każdym razem, gdy je wspieram. Każda kolejna kobieta widzi teraz, co ją czeka, jeśli opowie o gwałcie – jej wygląd, zdjęcia, praca, plotki o życiu prywatnym i rzekome upodobania seksualne dla komentujących będą okazją do hejtu i dowodem na to, że kłamie. A przecież to nie ma nic wspólnego z tym, czy doszło do gwałtu. Takie reakcje to okrucieństwo wobec wszystkich kobiet, które doświadczyły przemocy" – napisała Maja Staśko.