Prezydent Donald Tusk. Dlaczego wystąpienie na UW brzmiało jak orędzie głowy państwa

Rafał Madajczak
Andrzej Duda był cichym bohaterem wyczekiwanego przemówienia Donalda Tuska. Każde zdanie przewodniczącego Rady Unii Europejskiej dobitnie pokazywało, jaka prezydentura jest w Polsce możliwa, a jaką oglądamy na co dzień.
Donald Tusk nie musiał za to ani krzyczeć, ani udawać kogoś kim nie jest. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Kiedy Donald Tusk wchodził na mównicę przy owacji na stojąco wiedzieliśmy już, co mówił dziś Andrzej Duda. Ten polityk niedawno mówiący o Unii jako wyimaginowanej wspólnocie, dziś prezentował się jako już nawet nie euroentuzjasta, a wręcz ojciec założyciel nowej Unii opartej na wymyślonej przez niego konstytucji.

Donald Tusk nie musiał za to ani krzyczeć, ani udawać kogoś kim nie jest. Nieustanne porównania do Dudy wynikały też z jeszcze jednego. Tusk oficjalnie zaznaczył, że do kampanii sejmowej i europejskiej nie będzie się mieszał. Wyborów majowych za rok już nie wspomniał. Wiadomo, co to oznacza. I że wyścig do europarlamentu i polskiego Sejmu wygrać musi opozycja, a nie orszak podczepiony pod patrona z Brukseli.


Oczywiście trudno nie błyszczeć, skoro w święto konstytucji konkuruje się z człowiekiem, który konstytucję złamał już na początku urzędowania, a jego partia zamiast fetować ustawę zasadniczą, robi dziś parady czołgów.

I choć początek był dość niemrawy, a Donald Tusk zdawał się jeszcze nieco zagubiony w notatkach, dość szybko wrzucił wyższy bieg. Zaczął rzucać bon motami, jak "władza powinna obchodzić święto konstytucji, zamiast tę konstytucję obchodzić", na które widzowie reagowali jak fani na solówkę ulubionej gwiazdy.

W słowach Tuska dało się słyszeć, że to już gracz międzynarodowy - przestrzegał przed potęgą Chin, rosnącym globalnym znaczeniem Facebooka i Google'a czy pokusą mierzenia się ze światowymi problemami z perspektywy jednego państwa - ale największą "radość z gry" widać było u prezydenta Europy, kiedy mógł powbijać szpile Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego poplecznikom. Porównanie szefa PiS do Król Nocy z Gry o Tron było jednym z lepszych momentów tego popołudnia.

Najważniejsze jednak zostało na koniec i nie wolno tego przykryć spekulacjami, dlaczego to Władysław Kosiniak Kamysz siedział najbliżej Tuska, a cała Platforma była w innym sektorze.

Tusk wezwał dziś bowiem nie tylko do obrony konstytucji, ale też do kapitalnego dla przetrwania Polski zadania: pamiętania, że Polska nie jest dla nas albo onych. Że wygrać można i trzeba, ale tak, żebyśmy się potem nie pozagryzali.

Bo Król Nocy wróci wcześniej niż myślicie. I jeden prezydent Tusk w 2020 roku to może być za mało, żeby go zatrzymać.