Widzowie są zdruzgotani po czwartym odcinku finału "Gry o tron". "Jon, dlaczego to zrobiłeś?"
Najnowszy odcinek "Gry o tron" poruszył wielu widzów bardziej niż miniona "Bitwa o Winterfell". Serial HBO powrócił do swoich korzeni - knucia intryg i scen rozdzierających serce. O dziwo fani tym razem nie są najbardziej przygnębieni śmiercią któregoś z bohaterów, ale pewnym rozstaniem.
Po bitwie z armią Nocnego Króla (która rozczarowała tabuny widzów tym, że nie była tak epicka jak zapowiadano, a obraz był zbyt ciemny) przyszedł czas liczenia strat, opłakiwania zmarłych i pytania: co dalej? Czwarty odcinek finałowego sezonu "Gry o tron" jest "przejściowy", ale nie brakuje w nim emocjonujących momentów w postaci intryg, sekretów i dyskusji o dalszej strategii.
Fot. Helen Sloan / HBO
Fot. Helen Sloan / HBO
Danerys też kiedyś powiedziała "dracarys" do smoka Drogona, by zachęcić go do zionięcia ogniem i upieczenia mięsa. Patrząc na wyraz twarzy Missandei, która ostatni raz patrzy na swoją wyzwolicielkę i ukochanego, można interpretować to hasło jako sygnał do spalenia całego miasta na popiół. Czy Dany pójdzie w ślady ojca i stanie się "Szaloną królową", która morduje niewinnych? Tego dowiemy się z kolejnego epizodu.
Fot. Helen Sloan / HBO