Te samoloty latają też do Polski. Suchoje mają taką opinię, że poza Rosją nikt ich nie chce

Piotr Rodzik
Tragiczny wypadek na lotnisku Szeremietiewo w Moskwie to głośna lekcja dla "zwykłych" ludzi o tym, o czym eksperci i piloci mówią od dawna – samoloty Suchoj Superjet 100 są awaryjnymi bublami i po prostu stwarzają niebezpieczeństwo w powietrzu. Choć to młode jednostki, lista incydentów z ich udziałem jest już naprawdę długa. Do jednego zresztą doszło w Polsce – bo i do nas te samoloty latają.
W katastrofie Suchoja Superjet 100 w Moskwie zginęły 43 osoby. Fot. Twitter / @eha_news
Paradoksalnie nawet nie wiadomo, czy ta katastrofa – bo przecież trudno mówić o wypadku w sytuacji, kiedy zginęły 43 osoby – obciąża twórców samolotu. Podobno były złe warunki atmosferyczne, podobno w samolot uderzył piorun. Trzeba też zauważyć, że sytuację całkowicie pokpiła straż pożarna z Szeremietiewa, która zupełnie nie była przygotowana na taki rozwój sytuacji. Na nagraniach z lotniska widać, że samolot wylądował na pasie (i dopiero wtedy tak naprawdę stanął w ogniu), a straży po prostu nie było. Innymi słowy być może ofiar mogło być znacznie mniej.


Zachodnia myśl, rosyjskie wykonanie
To jednak nie zmienia faktu, że to kolejny kamyczek do ogródka biura konstrukcyjnego imienia Pawła Suchoja, od którego nazwiska bierze nazwę ta firma. Jakby nie patrzeć z dużymi tradycjami, bo przecież przedsiębiorstwo powstało w 1939 roku.

Przeciętnemu Polakowi Suchoj może kojarzyć się jedynie ze Związkiem Radzieckim i wojskowymi myśliwcami, ale mamy XXI wiek, a Rosja w kwestii techniki wojskowej jest w odwrocie. Superjet 100 (bo pod taką nazwą handlową sprzedawane są rożne wersje samolotu, który zapalił się w Moskwie) jest więc pierwszą pasażerską konstrukcją firmy. Z czegoś trzeba żyć. I to konstrukcja stosunkowo młoda. Dość powiedzieć, że pierwszy oblot maszyny odbył się w maju 2008 roku, a pierwszy lot komercyjny odbył się trzy lata później. Rosjanie zrobili też dużo, żeby to była maszyna niezawodna (naprawdę!). A może wręcz za dużo. Do jego produkcji wykorzystano zachodnią awionikę, silniki zostały zaprojektowane specjalnie pod ten samolot we współpracy z Francuzami, a pieczę nad całością sprawował Boeing.

I tu chyba zaczynają się problemy Superjet 100. Bo to wszystko brzmi dobrze na papierze, ale prawda jest taka, że ten symbol "odradzającego się rosyjskiego przemysłu lotniczego" jest całkowitym składakiem, którego tylko 35 proc. powstaje w Rosji. Samoloty są składane na dalekim wschodzie Rosji w Komsomolsku nad Amurem i choć to takie czcze gadanie, to patrząc na listę awarii i incydentów pewne skojarzenia nasuwają się same. Po prostu do dzisiaj nikomu nie udało się zapanować nad tym chaosem.

Problemy były nawet w Polsce
Czarna lista Superjeta 100 zaczyna się już w trakcie… lotów pokazowych. 9 maja 2012 roku w okolicy Dżakarty w Indonezji odbywał się lot pokazowy Superjet 100, w trakcie którego Rosjanie próbowali przekonać potencjalnych nabywców do swoich maszyn. Samolot 21 minut po starcie zniknął z radarów. Szczątki odkryto dzień później na zboczu wulkanu Mount Salak.

Wtedy jeszcze (podobno) zawiniła załoga, która zignorowała ostrzeżenie "terrain ahead", ponieważ uznała to za – nomen omen – błąd. Wyłączono wiec system ostrzegania, a w momencie uderzenia w szczyt załoga łącznie z kapitanem była zajęta rozmową z potencjalnymi klientami. Zginęło 45 osób.

Dlaczego "podobno" zawiniła załoga? W tej teorii jest bowiem jedna skaza – już chwilę po ogłoszeniu "wyroku" wspólnej rosyjsko-indonezyjskiej komisji moskiewskie media informowały, że w indonezyjskich realiach można kupić dokładnie taki wyrok, jaki jest potrzebny. Krytycy Suchoja po prostu są przekonani, że samolot nie spadł przez czynnik ludzki.

Już wtedy zresztą wybuchł skandal i okazało się, że Superjet 100 to maszyna na zamówienie polityczne, a z której niekoniecznie chcą korzystać pracownicy Aeroflotu (rosyjskich państwowych linii). Z bardzo prostej przyczyny – w obawie o swoje życie.

W Rosji szerokim echem po katastrofie odbił się bowiem… zwykły tweet. Napisała go zwykła stewardessa Aeroflotu – Jekaterina Sołowiowa, która stwierdziła, że żałuje, iż nie rozbił się egzemplarz należący do Aeroflotu. Bo wtedy jej firma być może pozbyłaby się tych maszyn.

Sołowiowa szybko wyleciała z pracy, ale jej słowa potwierdzają obiegową opinię pracowników Aeroflotu. Którzy Superjetami 100 latać po prostu nie chcą.

W kolejnych latach – aż do teraz – na szczęście nie dochodziło do tak poważnych awarii. Doszło jednak do kilkudziesięciu incydentów, co jest zastraszającą liczbą, jeśli weźmiemy pod uwagę kilka faktów: Suchojów Superjet 100 jest po prostu mało i rzadko latają z powodu problemów technicznych i kłopotów z dostawami części.

Wymieniać wszystkich nie będziemy. Ale warto o kilku wspomnieć.

17 czerwca 2013: Suchoj należący do Aeroflotu w trasie z Moskwy do Odessy na Ukrainie stracił lewy silnik. Załoga po prostu go wyłączyła, ale na szczęście pięć minut później udało się wylądować bez przeszkód.

Powód? Niskie ciśnienie oleju w silniku.

21 lipca 2013: pamiętacie lądowanie kapitana Wrony bez podwozia na Okęciu? Głośna sprawa, która odbiła się echem w światowych mediach, ale Superjet 100 też ma na swoim koncie takie lądowanie.

W 2013 roku do takiego incydentu doszło na Islandii podczas lotów testowych. Pięcioosobowa załoga testowała automatyczne lądowanie (w celu zdobycia certyfikatu dla maszyny) podczas mocnego bocznego wiatru i z "udawaną" awarią silnika. Samolot wylądował, tyle że… bez wysuniętego podwozia. 15 lutego 2014: te same linie i znowu trasa Moskwa – Odessa. Tym razem do incydentu doszło niedługo po starcie z moskiewskiego Szeremietiewa. W trakcie wznoszenia załoga zauważyła, że z obudowy lewego silnika odpadła… pokrywa służąca do dostępu do silnika. Lot został odwołany.

Linie lotnicze później raportowały, że pokrywa odpadła z powodu podmuchu wiatru (!).

5 maja 2015: lot Aeroflotu z Moskwy do Kijowa. Samolot odleciał i szczęśliwie wylądował na Ukrainie. Szczęśliwie, gdyż jak się okazało, do stolicy Ukrainy samolot dotarł bez kilku części z jednego silnika. Okazało się, że odpadły jeszcze na pasie startowym w Moskwie.

Lot powrotny został odwołany.

Takich historii było znacznie więcej. Awarie podwozia, awarie mechanicznych elementów skrzydeł, informacje o pożarach silników, których nie było, dekompresje kabin i wiele, wiele więcej. Do jednego incydentu doszło nawet w Polsce.

1 września 2013 roku Superjet 100 Aeroflotu zbliżał się do lądowania w Krakowie (lot z Moskwy), kiedy załoga odnotowała awarię tzw. skrzeli. To ruchome elementy skrzydeł, które poprawiają aerodynamikę lub przy odpowiednim ustawieniu pomagają przy lądowaniu.

Te w Superjet100 nie chciały się wysunąć, więc załoga podjęła decyzję o lądowaniu nie w Krakowie, a w Warszawie. Powód był bardzo prosty – dłuższy pas startowy, na którym lądowanie było bezpieczniejsze.

Nikt ich nie chce
Zauważyliście, że wszystkie wymienione incydenty dotyczą maszyn Aeroflotu? Nie dzieje się tak przypadkiem – Aeroflot jest politycznie zobligowany do wsparcia rosyjskiego przemysłu, ale reszta świata na Suchojach zdążyła się już poznać.

Choć z początku zainteresowanie rzeczywiście było, bo Superjety 100 były (i są) nieco tańsze od konkurencyjnych Embraerów czy Airbusów. Samoloty trafiły choćby do Meksyku, użytkowano je także w Europie. Minęło kilka lat, a rynek zweryfikował Superjety 100. Problem za każdym razem był ten sam, czyli wysoka awaryjność połączona z niską dostępnością części zamiennych. Z tego powodu Meksykanie myślą nad wycofaniem się z Suchojów (z 22 maszyn cztery przeznaczyli do rozbiórki na części zastępcze!), a w Europie już nikt na nich nie lata – oczywiście poza Aeroflotem.

Na Starym Kontynencie Superjetami 100 dysponowały irlandzkie linie lotnicze CityJet, które wykonywały połączania dla Brussels Airlines. Ostatni lot odbył się na początku tego roku. Samoloty miały też kupić słoweńskie linie Adria Airways. Rozmyśliły się w zeszłym miesiącu.

Superjety 100 na pewno jednak nie znikną z radarów, bo Aeroflot ani myśli z nich rezygnować. Raczej należy się spodziewać zakupu kolejnych maszyn. Raz, że polityka. Dwa, że te, które już mają, kupili za połowę ceny (bo nikt ich nie chce). Wreszcie trzy: za każdą godzinę uziemienia Aeroflot otrzymuje 12 tys. euro odszkodowania. Liniom bardziej opłaca się, kiedy Suchoje są uziemione, niż kiedy latają.

A jeśli już któryś wystartuje, to w każdej chwili możecie się nim przelecieć z Polski do Rosji. Bilety są w sprzedaży:
Fot. aeroflot.ru