Tomasz Piątek znów szokuje. W nowej książce ujawnia "tajemnice Morawieckiego" [WYWIAD]

Anna Dryjańska
– Mam wrażenie, że wolimy się rozpraszać, zajmujemy się drobiazgami i szczegółami. Być może całokształt jest zbyt straszny i dlatego większość z nas nie chce o nim myśleć – mówi Tomasz Piątek, autor książki "Morawiecki i jego tajemnice" w wywiadzie dla naTemat. Książka trafi do księgarń w czwartek 9 maja.
Tomasz Piątek napisał nową książkę – "Morawiecki i jego tajemnice". fot. Anna Dryjańska / naTemat
Anna Dryjańska: Jak to się stało, że wpadłeś na pomysł napisania książki o szefie rządu?

Tomasz Piątek: Nie dało się pominąć głośnych prokremlowskich wypowiedzi Kornela Morawieckiego, ojca premiera. Media się oburzały – ale czy oburzenie wystarcza? Trzeba to było zbadać.

Jeszcze większą ciekawość budziła dwoistość samego Mateusza Morawieckiego – jego antyzachodnie działania i wypowiedzi czasem kamuflowane ogólnikowymi wyrazami rzekomej miłości do Unii Europejskiej. Tak zaczęło się śledztwo. W jego trakcie stało się jasne, że mam obowiązek napisać książkę o premierze i jego powiązaniach.
Mateusz i Kornel Morawieccy.fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Czego się dowiedziałeś?


Mateusz Morawiecki jest powiązany z organizatorami afery taśmowej z 2014 r., czyli z tak zwaną mafią sołncewską (rosyjską organizacją przestępczą stworzoną przez kremlowskie służby, która działa też w Polsce i na Zachodzie). W latach 80. ojciec premiera, założyciel podziemnej Solidarności Walczącej, chroniony był przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa.

Zajmowało się nim m.in. tak zwane Biuro Studiów SB, elitarna jednostka, której celem było rozbijanie opozycji. Biuro Studiów lansowało pseudoopozycyjne ugrupowania i niby-podziemnych liderów. Ściśle współpracowało z Moskwą.

Zdajesz sobie sprawę, że dla sceptycznego obserwatora brzmi to tak, jakbyś wszędzie widział powiązania z Kremlem?

Trudno ich nie widzieć tam, gdzie ojciec nawołuje do przyjaźni z putinowską Rosją, a syn chce z nią handlować. Ale rozumiem twoje zastrzeżenie, bo w miarę badania sprawy sam zacząłem się podejrzewać o nadmierną podejrzliwość. Gdy trafiałem na kolejne szokujące fakty, na każdym kroku zadawałem sobie pytanie: czy czegoś nie wyolbrzymiam?

Ale rzeczywistość okazała się gorsza niż podejrzenia. Fakty, które przedstawiam w książce "Morawiecki i jego tajemnice", mówią same za siebie. Każdy może samodzielnie wyciągnąć wnioski.

Kiedy był ten moment, gdy zrozumiałeś, że coś jest na rzeczy?

Wątpliwości znikły, gdy odkryłem piąte z kolei powiązanie między Morawieckimi a najbogatszym oligarchą sołncewskiej mafii Michaiłem Fridmanem. Gdy okazało się, że firma GetBack, za którą Kornel Morawiecki wstawiał się u swego syna, premiera Mateusza Morawieckiego, jest powiązana z Fridmanem na co najmniej dwa sposoby. Ucieszyłeś się, że miałeś nosa?

Ogarnęło mnie ciężkie przygnębienie. Przecież to sprawa większa i ważniejsza niż moje dziennikarskie ambicje czy sympatie polityczne. Chodzi o premiera Rzeczypospolitej Polskiej. Jak również o jego ojca, posła i marszałka seniora naszego Sejmu, lidera legendarnej Solidarności Walczącej, z którą nie ja jeden sympatyzowałem jako nastolatek.

Przerażające jest to, że Mateusz Morawiecki został premierem właśnie dzięki rosyjskiej interwencji, jaką była afera taśmowa z 2014. Jej organizatorem był importer rosyjskiego węgla Marek Falenta - klient i dłużnik syberyjskiej kopalni kontrolowanej przez ludzi Putina, kolega polskich przedstawicieli sołncewskiej mafii. W mojej książce przedstawiam twarde dowody na to, że istniała relacja między Falentą a Mateuszem Morawieckim.

Przecież sam Morawiecki junior też został nagrany, gdy chwali niemal niewolniczą pracę za miskę ryżu jako koło zamachowe gospodarki.

Niedługo potem ostrzeżono go, że był nagrywany. Morawiecki sam to przyznał, gdy zeznawał przed funkcjonariuszami polskiego kontrwywiadu w sprawie afery taśmowej. Tak się składa, że ostrzeżenie przyszło od osoby zamieszanej w organizację afery. Czyżby jej organizatorzy mieli szczególne względy dla Mateusza Morawieckiego?

Nie tylko oni. Zauważ, że kompromitujące nagranie Morawieckiego wyszło na jaw dopiero w 2018 roku, gdy dokopali się do niego dziennikarze Onetu i TVN24. Mimo, że już w 2014 roku taśmy trafiły w ręce pracowników "Wprost" i "Do Rzeczy". Oni jednak dziwnym trafem nie pisnęli ani słowa o Morawieckim. Chętnie kompromitowali innych notabli z otoczenia Donalda Tuska, ale Mateusza Morawieckiego oszczędzili.

Czyżby już wtedy wiedzieli, że za rok Morawiecki z doradcy Tuska stanie się faworytem Kaczyńskiego i zajmie eksponowaną funkcję w rządzie? A może takiej kariery dla Morawieckiego spodziewał się ktoś, kto dozował taśmy redaktorom obu tygodników? Czyżby dlatego ten ktoś nie podsunął im nagrań przyszłego premiera do publikacji?

Nie za daleko się posuwasz we wnioskowaniu?

A nie widzisz nic ciekawego w tym, że „Wprost” i „Do Rzeczy” należą do firmy PMPG SA, która do 2006 roku nazywała się Arksteel i była kontrolowana przez wschodnioukraińską postsowiecką korporację Związek Przemysłowy Donbasu? Nie zastanawia Cię to, że w 2006 r. korporację tę zaczął przejmować oligarcha sołncewskiej mafii Aliszer Usmanow, dobry znajomy polskich organizatorów afery taśmowej?

Tak się składa, że w tym samym czasie firma Arksteel nagle trafiła do rąk polskiego przedsiębiorcy Michała L., niedawno aresztowanego w związku z podejrzeniem o przynależność do zorganizowanej grupy przestępczej. Pod skrzydłami pana L. firma zmieniła nazwę (na PMPG) i branżę (z konserwowo-mięsnej na medialną). A jej tygodniki i portale zaczęły publikować materiały prokremlowskie. Nieraz przeklejane z serwisu Russia Today, który jest tubą propagandową Putina.

Afera taśmowa była zemstą Kremla na Polsce za poparcie dla najechanej Ukrainy. W efekcie władza przeszła z rąk Platformy wprost w ręce PiS - antyeuropejskiej partii, która zwalcza zachodnie wartości. Jej przedstawiciele zachwycają się wschodnimi tyranami i ich polityką.
Marszałek Senatu Stanisław Karczewski stwierdził, że białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka to "ciepły człowiek".fot. facebook.com/stanislawkarczewski / fotomontaż
Na przykład?

Pamiętasz, jak marszałek Senatu Stanisław Karczewski rozpływał się nad białoruskim dyktatorem Aleksandrem Łukaszenką, jaki to ciepły człowiek?

Jesienią 2016 r. również Mateusz Morawiecki otworzył swe serce dla Łukaszenki i Putina. Jako wicepremier Rzeczypospolitej Polskiej odwiedził Białoruś. Rozmawiał tam z Łukaszenką o tym, jak omijać sankcje utrudniające handel z Rosją po jej napaści na Ukrainę.

Znaczy to, że Morawiecki sprzeniewierzył się polityce Unii Europejskiej, która chciała ukarać Kreml za tę napaść. Morawiecki szedł na rękę Putinowi i Łukaszence, co oznacza działanie na szkodę polskiego interesu narodowego oraz zachodnich i ukraińskich sojuszników.

Jest jeszcze europoseł PiS Ryszard Czarnecki, od dziesięcioleci bliski sojusznik Morawieckiego. Bardzo sprawny w udawaniu prostaczka, czym nieraz budzi śmiech internautów. Ale kiedy my się śmiejemy, Czarnecki pracuje dla Ilhama Alijewa – postsowieckiego dyktatora Azerbejdżanu i przyjaciela Putina.

Za kolaborację z Alijewem Ryszard Czarnecki został oficjalnie ukarany przez Parlament Europejski, czego polskie media niemal nie zauważyły. Dodajmy, że wiceministrem cyfryzacji w rządzie Morawieckiego został pupil jego ojca, Adam Andruszkiewicz - nacjonalista zakochany w postsowieckim Wschodzie, przez ekspertów określany jako "pośrednie narzędzie Rosji".
Europoseł PiS Ryszard Czarnecki.fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Dodajmy też, że Mateusz Morawiecki wspierał ruch Kukiz’15, który wprowadził do sejmu Andruszkiewicza i innych antyzachodnich posłów popierających PiS i realizujących politykę Kremla. Posłowie ci zwalczają Unię Europejską i narażają Polskę na epidemie, bo szerzą tworzoną w Moskwie propagandę antyszczepionkową. Z listy Kukiza wszedł do Sejmu ojciec premiera, Kornel Morawiecki, który otwarcie nawołuje do przyjaźni z Putinem.

Niestety, o całej tej sytuacji niewiele się u nas mówi. Prokremlowskie wyskoki Morawieckiego seniora na chwilę tylko przyciągnęły uwagę opinii publicznej. Rozmowy jego syna z Łukaszenką nie przyciągnęły jej w ogóle. Mam wrażenie, że wolimy się rozpraszać, zajmujemy się drobiazgami i szczegółami. Być może całokształt jest zbyt straszny i dlatego większość z nas nie chce o nim myśleć.

A całokształt jest taki, że coraz szybciej zmierzamy w kierunku Kremla. Teraz dochodzi kolejny element układanki: Konfederacja Korwin-Mikkego, który – jak Kornel Morawiecki - publicznie chwali Putina. Jeden z liderów Konfederacji, agresywny antysemita Grzegorz Braun, otwarcie utrzymuje stosunki z Leonidem Swiridowem, rosyjskim "dziennikarzem" wydalonym z Polski za sprawą podejrzenia o szpiegostwo.
Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego.fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Od czasu twojej książki o Macierewiczu mówi się o tym całkiem sporo. Opozycja ostrzega też, że PiS wyprowadza Polskę z Unii.

To bardzo słuszne ostrzeżenia, ale co z nich dotąd wynikło? Niestety, podawane przeze mnie fakty często są wykorzystywane do walki partyjnej albo frakcyjnej. A przecież nie chodzi o to, kto kogo zaorze w telewizji lub zdobędzie więcej w sondażu.

Jako dziennikarz mam obowiązek pokazywać prawdę opinii publicznej. Jako obywatel zaś jestem przerażony tym, że po krótkim epizodzie europejskim znowu pozwalamy Kremlowi kolonizować nasz kraj. Mamy wielowiekową historię rosyjskiej dominacji i infiltracji. Z takim doświadczeniem powinniśmy być lepiej przygotowani i skuteczniej się bronić. A mimo to Putin wygrywa wojnę w Polsce bez jednego wystrzału.

Zaraz: twierdzisz, że Morawieccy i kilku innych prominentnych polityków PiS to agenci Putina? Masz na to jakieś dowody?

Nie róbmy skrótów myślowych. Twierdzę, że polityka Prawa i Sprawiedliwości jest na rękę Moskwie. Twierdzę, że liczne powiązania najważniejszych polityków PiS z Kremlem muszą mieć związek z antyzachodnią, prokremlowską działalnością ich partii. Natomiast jeśli pytasz, czy przyłapałem któregoś z panów Morawieckich na przyjmowaniu od Putina walizki pełnej rubli, to nie, nie przyłapałem. To się tak nie odbywa.

Bardzo istotne są koneksje obu Morawieckich ze służbami specjalnymi kremlowskiego imperium. Koneksje te trwają już od lat 80., od czasów Solidarności Walczącej, która znajdowała się pod lupą Biura Studiów SB i Stasi, policji politycznej komunistycznych Niemiec Wschodnich. Niektórzy działacze Solidarności Walczącej byli chronieni przez Biuro Studiów SB. Esbecy wiedzieli, gdzie ukrywa się Morawiecki senior, a mimo to przez lata pozwalali mu działać w podziemiu.

Krańcowo niepokojące jest również to, że Kornel Morawiecki - mimo ostrzeżeń ze strony innych opozycjonistów - wspierał agentów podstawionych przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa. Umożliwiał im przenikanie zarówno do Solidarności Walczącej, jak i do NSZZ "Solidarność", czyli największej organizacji opozycyjnej.

Może nie wierzył w ich agenturalne powiązania?

Może. Tylko dlaczego w takim razie już w wolnej Polsce, gdy tworzył stowarzyszenie weteranów Solidarności Walczącej, sprzeciwił się objęciu ich lustracją?
Premier Mateusz Morawiecki i przywódca PiS poseł Jarosław Kaczyński.fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Jak do tego wszystkiego ma się Jarosław Kaczyński, przywódca PiS? Przecież nie może o tym nie wiedzieć.

Myślę, że wszedłby w układ z samym diabłem, żeby tylko panować w Polsce i gnębić tych, którzy dawniej niewystarczająco go poważali lub wręcz się z niego śmiali. Może łudzi się, że jest w stanie rozgrywać Putina? A może mu wszystko jedno, póki to on siedzi na polskim tronie? Tak czy inaczej, efekt jest ten sam.

PiS cały czas mówi, że nie chce polexitu. Z okazji Święta 3 Maja padło wiele ciepłych słów o Europie.

Będzie więcej tych ciepłych słów - z ust polityków PiS, albo pracowników TVP. Ale nieważne, co mówią. Ważne są czyny. Na nich powinniśmy się koncentrować.

Środowisko Morawieckich i politycy PiS uważają się za patriotów.

Wielcy panowie i biskupi, którzy zawiązali Targowicę pod opieką Rosji przeciw Konstytucji 3 Maja, też się uważali za patriotów. Tylko co z tego?