"Święte krowy chodnikowe". Piesi coraz bardziej wściekli na użytkowników elektrycznych hulajnóg

Adam Nowiński
Odkąd nastała moda na hulajnogi pojawiły się pytania: jak policja będzie traktowała ich użytkowników, kiedy dojdzie do wypadku? No i stało się – hulajnoga zderzyła się z pieszym. Decyzja? Mandat dla... pieszego. No i mini skandal gotowy. I nie ma się co dziwić, bo tak złego PR-u użytkownicy hulajnóg nie mieli chyba nigdy.
Hulajnogi są w dużych miastach zmorą pieszych, a czasem nawet kierowców. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
– Nie mam już siły na tych wszystkich hulajnogowców – żali się nam Sandra, studentka z Warszawy. – Jakiś czas temu jeden o mało we mnie nie wjechał jak wychodziłam z autobusu. Przecież to jakiś koszmar – mówi.

– Ja boję się zrobić krok w bok na chodniku, zwłaszcza w centrum, gdzie użytkowników hulajnóg jest bardzo dużo – wtóruje jej Klaudia, pracowniczka biura rachunkowego. – Nie mam nic przeciwko takiemu środkowi transportu, ale czy nie można używać go wraz z używaniem mózgu? Przecież rozpędzanie się na chodniku na hulajnodze elektrycznej do takich prędkości, i to przy tłumie ludzi, aż prosi się o wypadek! – Parę dni temu widziałem jak chłopak na hulajnodze tak zajechał drogę staruszce, tak blisko niej przejechał, że ta straciła równowagę i upadła – opowiada nam Karol, student jednej z warszawskich uczelni. – Czy naprawdę nie mogą tacy jeździć po ścieżce rowerowej? – pyta.


Co na to przepisy?
W sumie jego pytanie jest w gruncie rzeczy retoryczne, bo obowiązujące przepisy w Polsce nie znają takiego terminu jak hulajnoga i traktują ich użytkowników jako pieszych, zgodnie z art. 2 pkt. 18 Prawa o ruchu drogowym, bo innego rozwiązania nie ma. Dlatego też hulajnogowiec musi jedynie stosować się do nakazów i zakazów znajdujących się w artykule 11. tej ustawy.

1. Pieszy jest obowiązany korzystać z chodnika lub drogi dla pieszych, a w razie ich braku - z pobocza. Jeżeli nie ma pobocza lub czasowo nie można z niego korzystać, pieszy może korzystać z jezdni, pod warunkiem zajmowania miejsca jak najbliżej jej krawędzi i ustępowania miejsca nadjeżdżającemu pojazdowi.

2. Pieszy idący po poboczu lub jezdni jest obowiązany iść lewą stroną drogi.

3. Piesi idący jezdnią są obowiązani iść jeden za drugim. Na drodze o małym ruchu, w warunkach dobrej widoczności, dwóch pieszych może iść obok siebie.

4. Korzystanie przez pieszego z drogi dla rowerów jest dozwolone tylko w razie braku chodnika lub pobocza albo niemożności korzystania z nich. Pieszy, z wyjątkiem osoby niepełnosprawnej, korzystając z tej drogi, jest obowiązany ustąpić miejsca rowerowi.

4a. Pieszy poruszający się po drodze po zmierzchu poza obszarem zabudowanym jest obowiązany używać elementów odblaskowych w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu, chyba że porusza się po drodze przeznaczonej wyłącznie dla pieszych lub po chodniku.

5. Przepisów ust. 1-4a nie stosuje się w strefie zamieszkania. W strefie tej pieszy korzysta z całej szerokości drogi i ma pierwszeństwo przed pojazdem. Czytaj więcej

Art. 11 Prawo o ruchu drogowym
I tak dochodzi do kuriozalnych sytuacji, jak tej, która miała miejsce w połowie kwietnia na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Czeska turystka robiąc sobie zdjęcie została potrącona przez nastolatka na hulajnodze. Zarówno ona, jak i on zostali uznanych przez policję za pieszych, no bo takie są przepisy, a mandatem ukarano... Czeszkę, bo zmieniła miejsce, w którym stała i doprowadziła do zdarzenia.

– Policjanci ustalili, że piesza stojąc przez pewien czas w jednym miejscu, zmieniła swoją pozycję w momencie, kiedy była omijana przez nastolatka poruszającego się na hulajnodze – mówi naTemat kom. Ewa Szymańska-Sitkiewicz z Komendy Stołecznej Policji w Warszawie.

– Osoby te były wówczas tak blisko siebie, że nastolatek nie zdążył wykonać żadnego manewru, który mógłby pozwolić mu na ominięcie kobiety. Wówczas doszło do kontaktu między ww. osobami, które przewróciły się. W efekcie piesza doznała lekkich obrażeń ciała – precyzuje policjantka.

Dodajmy tylko, że tylko w kwietniu policja w Warszawie miał do czynienia z jedenastoma zdarzeniami w ruchu drogowym z udziałem hulajnóg i sześcioma z udziałem ich elektrycznych wersji.

Czeszka nie dość, że została poturbowana, to jeszcze na otarcie łez dostała mandat w wysokości 50 zł. Zapewne nie doszłoby do tak abstrakcyjnej sytuacji, gdyby nastolatek, jako pieszy, był de facto tym pieszym i po prostu wbiegł na panią. Byłaby to mniejsza prędkość, która pozwoliłaby mu pewnie szybciej zareagować, a nawet gdyby wpadł na turystkę, to całość zakończyłaby się zabawną anegdotą, a nie interwencją policji.

Czas na zmiany
– No i co mamy zrobić, skoro prawo tak stanowi? – pyta nasz zaprzyjaźniony policjant. – Mamy związane ręce. A nie wybuduje się w miastach oddzielnej ścieżki dla hulajnóg, albo nie będzie się stawiało na chodnikach ograniczeń prędkości dla nich i mierzyło prędkości, bo to przecież absurd – mówi.

Jego zdaniem jednym z lepszych rozwiązań byłyby zmiany w prawie, które użytkowników hulajnóg, ale także rolkarzy i deskorolkowców przeniosłyby do rangi rowerzystów, ale tylko w nakazie korzystania ze ścieżek rowerowych. Na konieczność zmiany przepisów zwraca uwagę sama funkcjonariuszka KSP, tłumacząc zdarzenie z Krakowskiego Przedmieścia.

– W myśl obecnie obowiązujących przepisów każdego pieszego obowiązuje zachowanie m.in. szczególnej ostrożności. Dotyczy to także pieszych – użytkowników np. wrotek czy rolek. Obecny stan prawny, według którego użytkownik hulajnogi uznawany jest jako osoba piesza, winien być doprecyzowany i uregulowany w sposób nie budzący żadnych wątpliwości – słyszę.

Pomysły na takie zmiany były już w 2016 roku. Niestety do tej pory nie ujrzały one światła dziennego. Proponowano wprowadzenie do kodeksu definicji "urządzenia transportu osobistego", które miało odnosić się do urządzenia konstrukcyjnie przeznaczonego do poruszania się pieszych, napędzanego siłą mięśni lub za pomocą silnika elektrycznego, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/godz., o szerokości nieprzekraczającej w ruchu 0,9 m. To rozwiązałoby problem i rolek, i segwayów, ale także hulajnóg, bo ich użytkownicy mogliby poruszać się po drogach dla rowerów i po poboczach dróg. Niedawno wspomniała o tym minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Jej zdaniem hulajnogi powinny jeździć po trasach dla rowerów, a nie po chodniku. Ale jak na razie w Sejmie nie mówi się o tym oficjalnie ani słowem.

Zalegający problem
Inna kwestią, która stała się zagwozdką dla służb miejskich i problemem dla pieszych, są porozrzucane po mieście hulajnogi. Po wprowadzeniu systemów udostępniających hulajnogi na wynajem na chodnikach zapanował chaos. Piesi, rowerzyści, a czasami nawet kierowcy muszą zbierać z ziemi i przestawiać porzucone dwuślady, które blokują im drogę.
Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
– Od początku tego roku strażnicy miejscy odnotowali 114 zdarzeń dotyczących użytkowników hulajnóg. Zdarzenia dotyczyły m.in.: pozostawienia hulajnogi w sposób utrudniający ruch pojazdów lub zagrażający bezpieczeństwu ruchu drogowego (np. na jezdni) – mówi nam rzecznik warszawskiej straży miejskiej.

– Były to zajęcia pasa drogi hulajnogą, porzucenia ich w sposób blokujący chodnik, co stwarzało zagrożenie np. dla osób niedowidzących lub niewidomych, pozostawiania hulajnóg na tzw. kopertach dla osób niepełnosprawnych. Mieliśmy też przypadek, że ktoś zawiesił hulajnogę elektryczną na... gałęzi drzewa – dodaje.

Dlatego Warszawa postanowiła działać w tej sprawie i do tej pory zarekwirowała już ponad pół tysiąca hulajnóg, głównie tych, które należą do systemów wypożyczających ten sprzęt.

– W sytuacji braku reakcji ze strony firm usuwamy hulajnogi jako mienie porzucone lub mienie zagrażające bezpieczeństwu, zgodnie z ustawą o drogach publicznych – informuje nas Karolina Gałecka, rzeczniczka prasowa Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie. – Na operatorów nakładamy kary finansowe. Stawka za zajęcie pasa drogowego jest ustalona na mocy uchwały Rady m.st. Warszawy razy 10 krotność stawki podstawowej. Kary mogą się wahać od kilkudziesięciu do nawet kilkuset złotych – dodaje Gałecka.

Edukacja to podstawa
Jak sama przyznaje, miasto nie jest przeciwnikiem hulajnóg. W końcu to "zielony" środek transportu. Ale nie może być tak, że ich użytkownicy stwarzają zagrożenie na chodnikach swoją jazdą lub zachowaniem po skorzystaniu ze sprzętu – zostawiając go gdzie popadnie. Dlatego przede wszystkim trzeba ich nauczyć z nich korzystać. To zadanie, zdaniem rzeczniczki ZDM, leży po stronie firm wypożyczających hulajnogi.

– Oczekujemy zapewnienia przez firmy pełnej informacji użytkownikom i zobowiązania ich do przestrzegania przepisów podczas użytkowania sprzętu. Jako że hulajnogi rozwijają znaczną prędkość i mogą stanowić zagrożenie dla pieszych, oczekujemy również edukacji użytkowników dotyczącej zasad bezpiecznego korzystania z hulajnogi. Ponadto, oczekujemy również edukowania użytkowników odnośnie zasad prawidłowego pozostawiania sprzętu po zakończeniu użytkowania – wymienia Karolina Gałecka.
Użytkownicy hulajnóg są zmorą nie tylko pieszych. Tutaj mężczyzna z dzieckiem, którzy jeżdżą hulajnogą po ruchliwej ulicy w Warszawie...Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Rzeczniczka zwraca także uwagę na konieczność zmiany przepisów. ZDM złożył już stosowne pismo w tej sprawie w Ministerstwie Infrastruktury. – Podstawowym źródłem tych problemów jest brak regulacji prawnych dotyczących e-hulajnóg na szczeblu centralnym. Istniejące przepisy nie określają jak należy traktować takie urządzenie. Dlatego z niecierpliwością czekamy na odpowiedź Ministerstwa Infrastruktury, ale przede wszystkim na zmianę przepisów – dodaje.

Ale służby porządkowe są jednak sceptyczne co do tego, kiedy ta zmiana nastąpi i czy w ogóle uda się zmienić przepisy w sposób jasny i klarowny.

– To dyskusja, która ciągnie się już od wielu lat i końca jej nie widać – mówi zaprzyjaźniony policjant. – Myślę, że piesi są niestety skazani na to, że użytkownicy hulajnóg nie szybko będą jeździli z głową i z rozwagą. Może z czasem się tego nauczą...