Jeździ na wózku, ale wyborów nie odpuści. "Od mojego głosu coś zależy, nie pozwolę sobie tego odebrać"

Aneta Olender
Urszula Dudko choruje na stwardnienie rozsiane i porusza się na wózku. Jednak przez myśl nie przeszło jej nawet, aby szukać wymówek, które usprawiedliwią jej nieobecność w lokalu wyborczym w niedzielę. Uważa, że głosowanie to nie tylko jej obowiązek, ale i przywilej, z którego nie zamierza zrezygnować. W takim dniu bariery, zwłaszcza te architektoniczne, pomagają jej pokonywać najbliżsi.
Urszula Dudko nie zamierza zrezygnować z głosowania. Pokonywać bariery pomagają jej najbliżsi. Fot. archiwum prywatne
W przeszłości, podczas poprzednich wyborów, napotykała się pani na jakieś utrudnienia?

Za każdym razem tak jest.

Jakie to są bariery?

Przede wszystkim są to bariery architektoniczne. Moja obwodowa komisja wyborcza znajduje się w jednej z olsztyńskich szkół podstawowych. Schody są na zewnątrz budynku i w środku. To byłoby dla mnie utrudnienie nie do pokonania, gdyby nie moi najbliżsi.

Niektórzy ciągle powtarzają mi, żebym poszła głosować tam, gdzie nie ma takich przeszkód. Przecież gmina musi podać listę miejsc dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych. I wtedy trzeba tylko formalnie dopisać się do spisu wyborców w tamtym obwodzie. Ja jednak chcę głosować w swoim. Bo niby dlaczego nie?


Jeśli mówimy o barierach w moim przypadku, to na pewno jest to także wysoka urna. Jadąc na wózku za każdym razem muszę prosić męża lub syna, żeby mi pomogli wrzucić tę kartę. To też jest pewna niedogodność.

To oznacza, że nigdy nie chodzi pani sama na wybory?

Oczywiście, że tak. Głosujemy wspólnie z mężem i z synem i wtedy oni mi pomagają.

Mimo takich trudności nigdy nie zrezygnowała pani z głosowania?

Nie. Uważam, że mój głos, choć taki mały, to naprawdę może coś zmienić. Nie pozwolę sobie tego odebrać. A jeśli ktoś nie ma takiego wsparcia jak pani, to też nie musi rezygnować z głosowania.

Po pierwsze rzeczywiście można znaleźć lokal wyborczy dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Co prawda w niektórych miejscach układa się taki prowizoryczny podjazd z desek, ale z kolei wewnątrz są progi.

Można też przecież głosować korespondencyjnie albo przez pełnomocnika. Poza tym tak naprawdę wystarczyłoby, aby ci którzy organizują głosowanie zapytali nas, w jaki sposób nam pomóc, aby było wygodniej, bezpieczniej i łatwiej. Jest przecież tyle organizacji pozarządowych, w których działają osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Tam można zasięgnąć opinii.

Może być też tak, jak w przypadku mojej choroby, czyli stwardnienia rozsianego, że w okresie wyborów może zdarzyć się tzw. rzut, czyli osoba jest tak naprawdę sparaliżowana. Może być za późno, żeby coś zdziałać w sprawie głosowania i np. skorzystać z możliwości, które niepełnosprawnym zapewnia kodeks wyborczy. Warto więc zabezpieczyć się wcześniej.

Pani jest niepełnosprawna ruchowo, a z jakimi problemami jeszcze borykają się inne osoby?

Na przykład jeśli mówimy o osobie niedowidzącej, to może mieć ona trudności choćby z posługiwaniem się tą płachtą wyborczą. Zawsze musi być obok ktoś, kto wskaże gdzie trzeba skreślić. Bez takiego wsparcia taka osoba nawet nie trafi w odpowiednie miejsce długopisem.

Przed naszą rozmową zadzwoniłam do kilkorga osób i zapytałam, czy idą na głosowanie. Dwie osoby odpowiedziały, że nie, bo to jest bezsens. Uważają, że i tak nie mają na nic wpływu, więc raczej nie pójdą, bo rząd ich nie słucha, więc ci którzy pojadą do Parlamentu Europejskiego tym bardziej nie będą zwracać na nas uwagi.
Urszula Dudko jest nie tylko przewodniczącą Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego, ale i... malarką.Fot. archiwum prywatne
Pani jest innego zdania.

Warto. Tak jak najbardziej. Nie pozwolę odebrać sobie tego, co mi się należy. Jestem członkiem tego społeczeństwa, więc chcę mieć prawo dać temu wyraz.

Zawsze chciałam mieć wpływ na to, co dzieje się w kraju. Jestem pełnoprawnym obywatelem, płacę podatki, a jeśli płacę podatki, to chcę mieć te same prawa i te same możliwości. Społeczeństwo zdrowe jest od tego, aby mi to zapewnić.

Niestety dotychczas rządzący, a szczególnie aktualnie, uważają, że jesteśmy małą i słabą grupą, że nasz głoś jest mało ważny. Działają w taki sposób, aby nas do siebie zniechęcić.

Poza tym nie cierpię tego co się dzieje. Dokładnie rok temu wiosną był protest osób niepełnosprawnych w sejmie. Zabrali im ciepłą wodę, zablokowali dostęp do wind, nie pozwolili okien otwierać. I teraz nagle na parę dni przed wyborami znalazły się pieniądze, o które tyle walczyliśmy? To jest śmieszne, żałosne. To jest poniżej krytyki.

Czujecie, że nie liczycie się dla rządzących?

Zupełnie. Liczymy się tylko w takim momencie, kiedy pojawia się obawa, że mogą nie zdobyć tylu głosów, ile im potrzeba.

Więc chyba tym bardziej jest to tak istotne, aby głosować?

Oczywiście, dlatego właśnie tak jak powiedziałam, nie pozwolę sobie tego odebrać. Będę głosowała w jednych i w drugich wyborach. Chcę zmian i chcę mieć wpływ na te zmiany. Jeśli każdy sobie pomyśli, że jednak od mojego głosu coś zależy, że jeśli pójdę ja, pójdzie sąsiad, rodzina to już jest coś. Trzeba zmienić to co jest, bo teraz jest tragicznie. Co w takim razie myśli pani o osobach, które z tego rezygnują?

Bardzo mi się to nie podoba. W każdej rozmowie z osobą niezdecydowaną lub z kimś, kto nie chce głosować, namawiam i będę namawiała do zmiany zdania. Zawsze powtarzam: "Jeśli ty nie pójdziesz, i jeszcze kilka innych osób zdecyduje tak samo to robi się coraz większa grupa, a przecież ta grupa coś znaczy".

Jeżeli nie będzie się chodziło na wybory, to raz, że jest to pozbawianie siebie wpływu na to co się dzieje, a dwa jest to pozwalanie innym decydować za siebie.

Trzeba głosować, bo inaczej okaże się, że z powodu niskiej frekwencji wcale nie wygrywają ci, których popiera większość społeczeństwa. Mniejszość ma większość w sejmie, bo ich elektorat jest zmotywowany, i dzięki temu są w stanie przeforsować wszystko.