Razem z synem napisał książkę o Morawieckim. "Dostajemy teraz groźby śmierci"

Anna Dryjańska
– Premier jest nacjonalistą, który marzył o byciu partyzantem i chętnie wprowadziłby rządy twardej ręki. Na prawo od Morawieckiego nie ma już nic, nawet ściany – mówi w wywiadzie naTemat Piotr Gajdziński, który razem z synem Jakubem napisał książkę "Delfin" o szefie rządu. Piotr Gajdziński był rzecznikiem banku BZ WBK w czasach, gdy Mateusz Morawiecki był jego prezesem. Na autorów książki jeszcze przed publikacją spłynęła fala hejtu.
Piotr Gajdziński razem z synem Jakubem napisał książkę "Delfin" o premierze rządu PiS Mateuszu Morawieckim. fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Wczoraj na półki księgarń trafiła książka "Delfin" o Mateuszu Morawieckim, którą napisał pan wraz z synem. Czy już wiadomo, jak się sprzedaje?

Piotr Gajdziński: Jeszcze za wcześnie na takie dane. Wiadomo za to, że nasza książka jest na drugim miejscu rankingu Empiku w kategorii "Biografie". Chodzi oczywiście o przedsprzedaż.

10 maja "Super Express" wyciągnął z "Delfina" na swoją okładkę informację, że Mateusz Morawiecki adoptował dzieci. Minister Dworczyk najpierw oburzał się na Twitterze, a potem udzielił wywiadu pismu, które umieściło dzieci jego szefa na jedynce. Po kolejnych ciepłych materiałach dziennika o polityku PiS jako wzorowym ojcu, wielu dziennikarzy doszło do wniosku, że to była ustawka, która miała zdyskredytować "Delfina". Zgadza się pan z tą tezą? A jeśli tak: udało się?


To była zorganizowana akcja, która miała pogrzebać książkę, zanim ta ujrzy światło dzienne. Ale muszę rozczarować otoczenie premiera: osiągnęli efekt przeciwny do zamierzonego. Zainteresowanie książką znacząco wzrosło, a ci, którzy początkowo się oburzyli, wycofali się z tego po tym, jak poznali fakty.

Skoro jesteśmy przy faktach: czy może pan zacytować fragment lub fragmenty, w których piszą panowie o adopcji?

Jest tylko jedno zdanie: "Kilka lat temu Morawieccy adoptowali jeszcze dwójkę dzieci". Znajduje się na 239 stronie książki, która ma 336 stron. To nie jest książka o adopcji i nikt elementarnie uczciwy nie może twierdzić inaczej. Zresztą informacja o adopcji była podana w mediach już wcześniej, nie ujawniliśmy więc żadnej tajemnicy.

Jestem jednak wdzięczny Kancelarii Premiera, że tyle zrobiła dla promocji książki. Gorzej, że razem z synem dostajemy teraz groźby śmierci.

Jakie? Od kogo?

Bardzo różne. Wśród bardziej malowniczych jest zapowiedź spalenia mnie i syna razem z książką na warszawskim Placu Zamkowym. Wszystkie takie wiadomości przekażemy organom ścigania.

Co ciekawe, duża część mejli, które otrzymaliśmy, jest stworzona według wzorca konserwatywnej Fundacji Mamy i Taty, która zachęciła swoich fanów do protestu twierdząc, że podle zaatakowaliśmy rodzinę premiera i stygmatyzujemy adopcję, co jest oczywistą bzdurą, bo nie mamy nic przeciwko adopcji.

Myślę, że szef Fundacji powinien mieć potężnego kaca moralnego z powodu swoich działań w tej sprawie. Napisałem już kilka książek, w tym trzy biografie, ale nigdy nie spotkały się z taką reakcją.
Jeden z wielu mejli, które otrzymało wydawnictwo Fabuła Fraza po tym, jak szef konserwatywnej Fundacji Mamy i Taty zachęcił jej sympatyków do protestu wobec rzekomego stygmatyzowania adopcji w książce o Mateuszu Morawieckim.fot. mat. wyd.
Jeśli przyjąć, że KPRM rzeczywiście próbowała tą aferą przykryć książkę, to co konkretnie próbowałaby "rozbroić"?

Moim zdaniem chodzi przede wszystkim o niekorzystny obraz Mateusza Morawieckiego, który mógłby mu zaszkodzić w PiS: człowieka bezwzględnego, bardzo ambitnego, który przyszedł z banku do polityki, aby zrobić w niej wielką karierę. I dla tej kariery jest gotów zmarginalizować, a jeśli będzie taka konieczność to zniszczyć, wszystkich swoich przeciwników. Morawiecki chce być na prawicy numerem jeden i będzie do tego dążył wszelkimi możliwymi środkami.

Chyba nie sądzi pan, że członkowie partii mają Morawieckiego za gołąbka pokoju? Właśnie opisał pan stereotyp polityka.

Nie, ale skutecznie zbudował wizerunek zdystansowanego technokraty, bankowca z chłodną głową, który jest skupiony na kwestiach merytorycznych. To między innymi z powodu tego wizerunku został premierem rządu PiS. Problem w tym, że to fałszywy obraz. Świadczy o tym choćby panikarska reakcja premiera na publikację "Gazety Wyborczej" o tym, jak miał się uwłaszczyć na kościelnych gruntach. Jakich informacji z "Delfina" najbardziej powinien się pana zdaniem obawiać premier?

Myślę, że największy negatywny wpływ może wywrzeć kwestia wysokiej odprawy (jakkolwiek byłaby nazwana), którą mu przyznano gdy odchodził z banku, ale nadal się jej wypiera, a także sprawa wykorzystywania Fundacji BZ WBK do wspierania politycznych celów, a konkretnie skrajnej prawicy.

W książce wymieniają panowie tylko Ordo Iuris, organizację która próbowała wprowadzić totalny zakaz przerywania niechcianej ciąży w Polsce. Kim byli pozostali beneficjenci?

Niestety bank nie udostępnił nam tej listy, co jest bardzo dziwne. Po pierwsze Fundacja jest organizacją pożytku publicznego, więc jej finanse powinny być transparentne.

Po drugie firmy zazwyczaj chwalą się swoją działalnością charytatywną. Ogłaszają, że tu dały na dom dziecka, a tu zebrały na kosztowną operację...

Dlatego tajemnicę wokół tego, na co szły pieniądze BZ WBK z czasów prezesury Mateusza Morawieckiego uważam za bardzo ciekawe zjawisko.

Czy pana zdaniem Mateusz Morawiecki zrobiłby tak oszałamiającą karierę w bankowości i polityce, gdyby nie był synem swojego ojca, Kornela, założyciela Solidarności Walczącej?

Wątpię, a z pewnością nie tak szybko. Gdyby szukał pracy w banku jako człowiek z ulicy, na początek zostałby kasjerem, a nie dyrektorem i szarą eminancją Banku Zachodniego. Podobnie tylko nazwisku ojca zawdzięcza, że został premierem rządu PiS.

Sam pan przyznaje, że jest zdolny.

Ale zdolności to nie wszystko. Beata Szydło to partyjna weteranka, która zasłużyła na to stanowisko wieloletnią działalnością. A Mateusz Morawiecki? Związał się z PiS, gdy partia wygrała wybory.

Czy był taki czas, gdy lubił pan prezesa Morawieckiego?

Szefa nie trzeba lubić. Podziwiałem go za ambicję i planowanie – jest jedynym człowiekiem z branży, którego znam, tak dalekosiężnie rozpisującym sobie scenariusz kariery.

Mimo to wydał pan z synem książkę, która jest ostrzeżeniem przed Mateuszem Morawieckim.

Zajmuję się pisaniem książek, a Morawiecki to interesujący przykład polityka nowych czasów.

Ale napisaliśmy tę książkę także dlatego, że cechy, które u Morawieckiego podziwiałem są dzisiaj używane do przekształcenia Polski w sposób, który jest dla nas nie do zaakceptowania. Przy moim byłym szefie nawet Jarosław Kaczyński to lewak.

Premier jest nacjonalistą, który marzył o byciu partyzantem i chętnie wprowadziłby rządy twardej ręki. Na prawo od Morawieckiego nie ma już nic, nawet ściany.