"Twoje ciało znajdą w plastikowych torbach". Autor "Geja w wielkim mieście" znów podbija półki księgarskie [wywiad]

Michał Jośko
Pamiętasz "Geja w wielkim mieście", czyli bloga, który w roku 2011 przeobraził się w powieść, znikającą z półek w naprawdę szybkim tempie? Dziś jej bohater powraca, i to w dwójnasób: w księgarniach lądują właśnie "Nie w moim typie" i "Trzy po trzy", będące kontynuacją debiutu Mikołaja Milcke. Czy to literatura, która może zaintrygować jedynie homoseksualistów? Oddajmy głos samemu pisarzowi.
Lekkie jest życie pisarza? Fot. Facebook.com/MilckeOfficial
Bohater pańskich książek powraca w książkach wydanych niemal osiem lat po premierze debiutanckiego "Geja w wielkim mieście". Co zmieniło się w tym czasie?

Mój bohater tytułowy przeistoczył się z chłopca-dwudziestolatka w 29-letniego mężczyznę, który dziś wie o sobie, swej seksualności, potrzebach i oczekiwaniach znacznie więcej. Przeszedł pewną drogę, która czasem była wyboista, czasem z ostrymi zakrętami. Na takiej właśnie drodze są teraz Polacy.

"Gej w wielkim mieście” ukazał się w 2011 roku. Wie pan, jakie było wówczas poparcie społeczne dla związków partnerskich? 25 proc. Polaków było za, natomiast 65 proc. przeciwko.


Najnowszy sondaż mówi już o 56 proc. za, natomiast na "nie" jest 39 proc., do tego 41 proc. społeczeństwa popiera małżeństwo osób tej płci.
Mikołaj Milcke na elegancko, choć wciąż na wesołoFot. Facebook.com/MilckeOfficial
Jakie są główne przyczyny takich zmian?

Społeczeństwo zobaczyło iluś tam gejów w przestrzeni publicznej i okazało się, że nie są to potwory. Ludzie przeczytali też nieco książek poświęconych takiej właśnie tematyce – w tym i moje – dostrzegając, że jesteśmy normalnymi facetami. Co najważniejsze, Polacy zobaczyli, że geje są obok nich.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z ogromu pracy, jaki nas jeszcze czeka. Bo sądzę, że poza dużymi miastami wciąż daleko jest do entuzjastycznych wniosków. Chociaż Łukasz Włodarczyk, słynny gej i sołtys wsi Borowniki, pozwala patrzeć w przyszłość z optymizmem.

Czy pisarz-homoseksualista często musi mierzyć się z atakami dotyczącymi spraw innych, niż krytyka jego zdolności literackich?

Nigdy nikt nie zrobił tego, stojąc ze mną twarzą w twarz. Hejterzy są aktywni w sieci, piszą do mnie różne maile. Pamiętam, że tuż po premierze "Geja w wielkim mieście" dostałem wiadomość: jeśli nie wycofasz książki, to twoje ciało znajdą w plastikowych torbach po rożnych stronach Wisły.

Do skrzynki pocztowej wpadają też wiadomości z wyzwiskami, które określiłbym jako "zestaw klasyczny": pedał, ciota, pedryl, cwel.

Zdarza się też i określenie "pedofil", które mnie uruchamia. Mówienie, że homoseksualizm i pedofilia to jedno to samo, jest oczywistym kłamstwem, na które pozwalają sobie – z premedytacją – również politycy.

Wydaje mi się, że wynika to właśnie z tego, iż ludzie przestali się bać gejów jako gejów, tak więc trzeba nas jeszcze bardziej zdemonizować. Tymczasem ja będę powtarzał: homoseksualista to mężczyzna intersujący się innymi mężczyznami. Dorosłymi. Nie chłopcami, nie dziećmi.
Z Anją Rubik, orędowniczką mówienia o seksie w sposób naprawdę otwarty.Fot. Facebook.com/mikolaj.milcke
Z czego wynika fakt, że pańskie książki sprzedają się tak dobrze – osoby ze środowisk LGBT czytają więcej, niż typowy heteroseksualny Kowalski?

Niektórzy twierdzą, że moja literatura jest gejowska i nie kłócę się z tym, choć sam uważam, że to obyczajówka w pełnym tego słowa znaczeniu, tyle tylko, że bohaterem jest homoseksualista.

Wszystko jest tutaj blisko ludzi, ludzkich spraw i prawdziwych problemów. Przecież gej nie szuka miłości inaczej, niż osoba heteroseksualna. Pewne pragnienia czy zachowania są uniwersalne, nie mają orientacji, koloru skóry ani narodowości.

Bohaterowie moich książek są oślepieni miłością, która czasem przysłania im cały świat, popełniają błędy i uczą się na nich... albo i nie (śmiech). Do tego dorastają, walczą o pozycję w stadzie, cierpią, ścierają się z rodzicami oraz teściową. Jest także motyw uzależnień, pojawia się problem HIV.

Różne osoby mówią mi, że czują, jakby czytały o sobie, natomiast matki gejów, że dzięki tym książkom nareszcie wiedzą, co tkwi w głowach i sercach ich dzieci. Takie reakcje to największa nagroda.

To wszystko jest siłą serii "Gej w wielkim mieście": czytelnicy odnajdują w niej siebie, czy to homoseksualiści, czy osoby heteroseksualne.

Starał się pan kiedykolwiek obliczyć, jaki odsetek stanową te drugie?

Nie jestem w stanie tego zmierzyć. Bazując na zamówieniach internetowych wiem tylko tyle, że większość moich czytelników to kobiety, no ale one w ogóle czytają więcej książek i wydają na nie więcej pieniędzy.

Czytelników-gejów może być mniej chociażby dlatego, że w ogóle stanowią mniejszą część społeczeństwa, podobno maksymalnie 7 proc. populacji. Pewnie dlatego trochę trudniej znaleźć nam miłość.
Jak najlepiej wykorzystać przerwę w pisaniu? Oczywiście konsumując kawę i lekturę.Fot. Facebook.com/MilckeOfficial
Wspóczesna technologia chyba ułatwia te sprawy, prawda?

Tak, bardzo, co zresztą widać w moich książkach. Akcja "Geja w wielkim mieście" toczy się w roku 2002 roku, czyli momencie, w którym zaczynaliśmy zaprzyjaźniać się z internetem.

Dziś komputer mamy w telefonie. W nim: aplikacja pokazująca mi, ile metrów ode mnie znajduje się inny homoseksualista. Tak, mamy swojego Tindera! Szaleństwo! Pomyśleć, że kiedyś geje poznawali się przez pisane szyfrem anonse w prasie!

W czasie, który dzieli nas od premiery mojej pierwszej książki, dorosło kolejne pokolenie gejów w wielkim mieście. Być może przeczytają z zaciekawieniem, jak to wszystko wyglądało kiedyś i że, paradoksalnie, zmieniło się niewiele.

Główne różnice dotyczą wspomnianych powyżej kwestii technicznych, natomiast ludzkie emocje i zachowania są od zawsze takie same. Chodziło, chodzi i będzie chodzić o jedno: o szczęście.