"Hipokryzja". Dyrektorka schroniska szczerze o decyzji Scheuring-Wielgus

Aneta Olender
Joanna Scheuring-Wielgus od kilku dni musi tłumaczyć się ze swojej decyzji sprzed trzech lat. Chodzi o dwa psy, które oddała do schroniska. Jej argumentacja nie trafia jednak do oburzonych jej zachowaniem, a jak się okazuje jest to całkiem spora grupa. Dlatego właśnie postanowiliśmy zapytać, czy schronisko to ostateczność. – Zwierzęta zawsze cierpią i zawsze źle znoszą pobyt w schronisku, bo jest to dla nich miejsce patologiczne – mówi Anna Barańska, dyrektorka Schroniska dla Zwierząt w Olsztynie, która opowiada nam także, z jakich jeszcze powodów ludzie oddają swoich pupili.
Joanna Scheuring-Wielgus musi się tłumaczyć ze swojej decyzji sprzed 3 lat. Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
Wszystko zaczęło się od publikacji w "Fakcie". Dziennik doniósł, że Scheuring-Wielgus oddała do schroniska swoje suczki. Posłanka szybko odniosła się do tych informacji, zapewniając, że była to dramatyczna decyzja, poprzedzona staraniami znalezienia psom nowego, dobrego domu. Niestety nikt nie chciał przygarnąć zwierząt.

"'Afera' dotyczy tego, że blisko 3 lata temu zamiast przywiązać do drzewa, uśpić lub zostawić na autostradzie – co niestety się zdarza – znalazłam moim ukochanym psiakom Czarnej i Mambie dom w dobrym schronisku dla zwierząt. Zrobiłam to między innymi dlatego, że od 20 lat cierpię na alergię (nie od 2 jak pisze autorka tekstu)" – wyjaśniła na Facebooku. Posłanka dodała także, że zdecydowała się oddać psy, ponieważ zmieniała dom z ogrodem na mieszkanie w kamienicy, a tam zwierzęta by się męczyły. Nie mogła jednak liczyć na zrozumienie, tym bardziej, że już po oddaniu psów do schroniska zaangażowała się w walkę o prawa zwierząt.


naTemat: Oddanie psa do schroniska to jest największe zło?

Anna Barańska, Schronisko dla Zwierząt w Olsztynie: Kiedy widzimy zwierzęta, które do nas trafiają, to, jak się zachowują, jaka to dla nich trauma, to jesteśmy pewni, że odpowiedzialny właściciel powinien jednak poszukać innego rozwiązania niż schronisko. I rzeczywiście 90 proc. właścicieli radzi sobie.

Jeżeli ktoś traktuje zwierzę jak członka rodziny, to nie pozbędzie się go, bo przecież nie pozbywamy się bliskich. Każdy z nas ma jakąś historię i nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Nawet jeżeli pojawia się choroba, to szuka sposobu, aby inaczej pomóc pupilowi.

Często rodzina jest w stanie wesprzeć i człowieka, i zwierzę w trudnej sytuacji. Przygarnąć czworonoga. Jeśli nie uda się umieścić np. psa w dobrym domu, to warto umieścić go gdzieś tymczasowo, a w międzyczasie szukać dla niego miejsca, aby tylko nie trafił do schroniska, bo to jest zawsze ogromna trauma.

Jeżeli jednak nie ma wyboru, w tym sensie, że nikt psów nie chce, a np. dzieci mają alergię, i trzeba rozstać się z takim przyjacielem, to też są chyba dramaty. Czy widziała pani kiedyś właściciela, który oddawał zwierzę, ale bardzo przy tym cierpiał?

Tak. Widzieliśmy takie sytuacje. Są to jednak pojedyncze przypadki. Pojawiają się łzy. Zdarza się, że właścicielowi bardzo ciężko jest się rozstać ze zwierzakiem. Później interesuje się jego losem. Bywa, że przychodzi i chce psa wyprowadzać na spacer, ale my na to nie pozwalamy, bo to dla zwierzęcia jest jeszcze trudniejsza sytuacja. Pan przychodzi i nagle znowu znika, zostawia go w klatce.

Są jednak osoby, które oddają zwierzę z przyczyn losowych, życiowych i później przysyłają mu karmę. Pytają o adopcję, same publikują ogłoszenia, żeby przyspieszyć ten proces. Było kilka takich sytuacji, że właściciel oddawał psa do nas, dawał ogłoszenie i znajdował szybciej nowy dom zwierzakowi.

Możliwości jest dużo, ale widzimy też, że jeżeli ktoś po prostu chce się pozbyć zwierzaka, to z pokerową twarzą rzuca książeczkę, 100 zł i wychodzi, nawet nie odwracając się do zwierzaka.

W takich sytuacjach też nie można odmówić?

Jeśli właściciel do nas się zgłosi, to nie odmawiamy. Uważamy, że zawsze lepiej jeśli ktoś odda, niż zostawi zwierzę w lesie, ale nie mówmy może o takich skrajnie nieodpowiedzialnych sytuacjach.

Zwierzęta zawsze cierpią, zawsze się denerwują, zawsze źle znoszą pobyt w schronisku, bo jest to miejsce patologiczne dla nich. Po pierwsze, nie ma właścicieli, po drugie są inne zwierzęta i obce zapachy. To powoduje bardzo dużo stresu. Tym bardziej, że zwierzę nie rozumie, co tak naprawdę się stało.

Najczęściej kiedy do nas trafia pojawia się apatia. Zwierzę zwija się w kłębek, nie je, nie pije. Patrzy na nas spode łba, nie szukając żadnego kontaktu. Po czasie zaczyna się otwierać. Im pies jest młodszy i bardziej otwarty na świat, to łatwiej jest go odzyskać.

Natomiast im pies jest starszy, mieszkał przez wiele lat w jednym miejscu, to jest dużo trudniejsze, a efektem długotrwałego stresu są jednak choroby.

Jak się chce, to naprawdę można uchronić zwierzęta przed takim losem. Są ogłoszenia, są hotele, fundacje. Nie mieszkamy przecież na pustyni. Zawsze jest ktoś, kto tego zwierzaka przygarnie. Wszystko można.

Dużo osób oddaje psy?

Na szczęście tak naprawdę jest ich coraz mniej. Staramy się, żeby ta osoba, która dzwoni i chce oddać zwierzaka, pojawiła się u nas. Przy wypełnianiu ankiety możemy dużo dowiedzieć się o zwierzaku, jak się zachowuje, czy ma jakieś schorzenia, czy ma lęk separacyjny, czy zachowuje czystość w domu. To jest bardzo istotne, bo później od tego zależy, czy uda nam się znaleźć mu dom.

Jakie sytuacje zmuszają ludzi do oddawania psów i kotów?

Najczęściej jest to wyjazd zagraniczny, który oczywiście jest jutro. To jest niezrozumiałe, bo rzadko kiedy się zdarza, że ktoś w ciągu 24 godzin zmienia życie. Częstym przypadkiem jest także alergia u dziecka. Chociaż ostatnio pojawiła się u nas pani, która wzięła psa ze schroniska, ale nie naszego, i szybko stwierdziła, że jednak nie jest przygotowana na tego zwierzaka, bo sprawia jakieś kłopoty.

Jeśli chodzi o psy adoptowane ze schroniska, to często jest to poryw serca. Wezmę i uratuję, ale jednak później ta codzienność ze zwierzęciem przerasta.

A choroby? Z tego powodu ludzie też często rozstają się ze swoimi zwierzętami?

Tak. Trzeba jednak powiedzieć, że chodzi zarówno o choroby właścicieli, jak i choroby zwierząt. Właściciele sobie nie radzą i kiedy pojawiają się u nas po prostu ukrywają taką sytuację. W zeszłym roku pewna pani oddała nam sunię, ponieważ, jak stwierdziła, mieszka zagranicą i nie może zabrać tam psa. Nie powiedziała nic o tym, że pies ma problemy z kamieniami w pęcherzu. I być może to był właśnie prawdziwy powód pożegnania się z psem.

Pamiętam historię człowieka, który musiał oddać psa, bo sam trafił do hospicjum. Cierpiał człowiek i cierpiało zwierzę. Są też i takie przypadki?

Są i takie ekstremalne historie, ale bywają i jeszcze bardziej skomplikowane. Właściciel psów, które są aktualnie u nas, przebywa w więzieniu. Kontaktowaliśmy się i z adwokatem, i z panem listownie i pan się zrzec zwierząt nie chce. Powiedział, że po wyjściu z aresztu je odbierze, ale niestety nie wiemy jak długo będzie tam siedział.

Psy są w schronisku, znaleźliśmy im wstępnie dom tymczasowy. Mimo wszystko jesteśmy trochę w zawieszeniu. Myślę, że jednak będziemy się starali pozbawić właściciela praw, żeby zwierzęta więcej nie siedziały w klatkach.

Była taka sytuacja, że ktoś przyszedł, oddał psa i jednak po niego wrócił?

Tak. Pracuję w schronisku 15 lat i zdarzały się takie sytuacje, że ktoś oddawał psa z różnych przyczyn i następnego dnia przychodził. Ten ktoś mówił, że nie potrafi sobie jednak poradzić z tą świadomością, że zwierze cierpi. Stwierdził, że jakoś ułoży sobie to życie, że znajdzie sposób, aby znalazło się w nim miejsce i dla pupila.

Czasami ktoś nas pyta jak poznajemy, że to naprawdę jest właściciel, jeśli ktoś przychodzi po psa znalezionego na ulicy. Przecież pojawia się tylko z książeczką, bez zdjęcia i tyle... To widać od razu. Psy się tak cieszą, to jest szaleńcze szczęście. Skaczą, sikają, piszczą, wchodzą na ręce, na kolana. Tak wygląda psie szczęście.
Pobyt w schronisku zawsze jest dramatem dla zwierzaka.Fot. Adrianna Bochenek / Agencja Gazeta
A to, co powiedziała Joanna Sheuring-Wielgus, przemawia do pani?

Schronisko powinno być ostatecznością. Naprawdę nie żyjemy na pustyni. Są portale społecznościowe, znajomi, jest rodzina. Na szczęście wiem, że tym dwóm suczkom udało się znaleźć dom, ale gdyby się nie udało?

Czy jeżeli właścicielce poprawiłyby się warunki, to czy wzięłaby je z powrotem do domu, czy to jest na zasadzie: oddajemy kundelka, bo go nikt nie chciał i za jakiś czas weźmiemy, ale rasowego psa. Mamy też i takie przypadki.

Nie chciałabym jednak oceniać tej decyzji tak do końca. Nie znam całej historii, a może akurat ta pani szukała przez wiele miesięcy domu dla tych zwierzaków. Może już gdzieś były, a ktoś się jednak nie zdecydował. Może było ogłoszenie i może faktycznie stanęła pod ścianą.

Nie wiem też o jakim rodzaju alergii mówi ta pani. Czasami to jest lekka wysypka niewiadomego pochodzenia, a właściciele już krzyczą, ale bywa też tak, że ktoś ma ciężką alergię wziewną połączona z astmą.

Trudno oceniać. To nigdy nie jest w stu procentach jednoznaczne. Chociaż jest w jej postępowaniu trochę hipokryzji. Najpierw oddaje swoje psy do schroniska, a później walczy o prawa zwierząt, o poprawę ich losu.

Psy najczęściej przegrywają też z dziećmi, które się pojawiają?

Tak, ale podejście rodzica to jedna kwestia, bo trzeba jeszcze powiedzieć o roli lekarza. Miałam kiedyś taką sytuację: przyszedł pan, młody mężczyzna, oddać swoje zwierzę, ponieważ żona jest w ciąży i nigdy nie miała kontaktu z toksoplazmozą, lekarz ginekolog położnik zalecił natychmiastowe oddanie zwierzęcia, bo istnieje ryzyko poronienia.

Oczywiście powiedziałam, że dobrze, że skoro jest realne zagrożenie życia dziecka, to nie będziemy się upierać. I pan za godzinę wrócił z psem. Poinformowałam go od razu, że nie ma możliwości, aby pies przenosił toksoplazmozę. Jest to choroba najczęściej związana z kotami, ale też wywołana piciem nieprzegotowanej wody, czy zarazkami przenoszonymi na brudnych rękach.

Stwierdził, że jego nie interesuje moja opinia. Tak mu powiedział lekarz położnik i jeżeli ma ryzykować i wybierać między psem a życiem oraz zdrowiem dziecka i żony, to on w ogóle nie dyskutuje. Po prostu oddaje psa. To był piękny, młody bokser.

Przyjęliśmy psa, ale następnego dnia przyjechał ktoś z rodziny, brat lub kuzyn i tego zwierzaka szybko odebrał. Lekarz, który kazał go oddać, nie miał wiedzy. Czasami jak dziecko zaczyna chodzić do przedszkola, to pojawiają się choroby wieku dziecięcego, a przychodzą mamy i mówią, że to alergia od kotów.

Lekarz dla rodzica jest autorytetem. Kiedy mówi, że jeżeli pozbędziemy się psa, to choroby ustaną, to rodzic zgłasza się do schroniska i oddaje natychmiast zwierzę.

Jakie były najbardziej absurdalne wytłumaczenia?

Mieliśmy sytuacje, w której oddanie zwierzaków było częścią kary. Zadzwoniła pani, która powiedziała, że zostawił ją mąż. Jest z małym dzieckiem i został jej w domu ogromny amstaf, którego się boi, plus mała suczka. Z mężem nie ma kontaktu, a pies stwarza realne zagrożenie dla niej i dla dziecka. W takiej sytuacji też nie dyskutujemy.

Faktycznie amstaff był ogromny, chyba z 50 kilogramów ważył, a pani ledwo za nim frunęła. Przyjęliśmy zwierzęta, a następnego dnia przychodzi właściciel tych psów i robi nam awanturę, jakim prawem przyjęliśmy jego zwierzaki do schroniska, przecież on tylko na noc do domu nie wrócił.

Mieliśmy też taki przypadek, gdzie trafiła do nas kilkunastoletnia suczka, bo zmarła jej właścicielka. A przyjechała do nas sąsiadka tej pani, żeby przywieźć kotki na sterylizację i chodząc po schronisku nagle ją zobaczyła i mówi: "A skąd ona tu się wzięła?".

Okazało się, że syn kobiety zajął się spadkiem i domem, ale psa oddał do nas. Ta kobieta, która u nas była, stwierdziła, że nie byłaby w stanie spokojnie spać, myśląc o swojej sąsiadce i zabrała sunię.

Łatwo jest dziś znaleźć psu czy kotu nowy dom?

To zależy niestety od zwierzaka również. Jeśli to będzie pies w typie jakiejś rasy, to będzie większa szansa na znalezienie domu. Czasami trzeba po prostu mieć szczęście, może ktoś akurat poszukuje zwierzęcia.

Kiedyś mieliśmy taką sytuację, że szli chłopcy, którzy również prowadzili zwierzę, dużą starszą sunię, bo jego właścicielka zmarła. Szedł za nimi pan, który przyszedł do nas na sterylizację kotów. Jak usłyszał historię suni, to stwierdził, że tak nie może być, żeby na stare lata pies trafił do schroniska i zabrał ją. Kilka ładnych lat jeszcze z nim mieszkała.

Jakkolwiek wy byście się nie starali pomóc zwierzętom, jakkolwiek nie próbowali sprawić, że poczują się w lepiej, to schronisko i tak nigdy nie będzie miejscem, do którego kiedykolwiek, jakiekolwiek zwierzę powinno trafić?

Tak, to jest zawsze patologia, to jest zawsze brak kontaktu z człowiekiem. Mieszkają w klatkach, w boksach. Zwierzę czasami raz dziennie wyjdzie na spacer, a czasami rzadziej. Tu socjalizacja jest dużo trudniejsza. Nie jesteśmy wstanie zapewnić im kontaktu z człowiekiem, a one tego bardzo potrzebują.

One też się przyzwyczajają do warunków schroniskowych, bo nie mają wyjścia, ale to nie jest to. Schronisko ewentualnie powinno być tylko krótkim przystankiem. Czasami tak w życiu bywa, że coś się zadzieje i to zwierzę do nas trafia.