Złamane prawo kościelne i brak zgody Watykanu. Są nowe wątki ws. działki Morawieckiego

Aneta Olender
Żona Mateusza Morawieckiego zadeklarowała, że jeśli gmina Wrocław zdecyduje się wybudować drogę biegnącą przez jej działkę sprzeda ją po cenie zakupu, a uzyskane pieniądze przeznaczy na cele charytatywne. Teraz okazuje się, że nieruchomość może rodzinę Morawieckich kosztować więcej. "Gazeta Wyborcza" opublikowała nowe informacje w tej sprawie. Okazuje się, że mogło zostać złamane prawo kościelne. A to z kolei pomogło ominąć zgodę Watykanu.
Mateusz Morawiecki może drogo zapłacić za kościelne grunty, który kupił po zaniżonej cenie. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
– Wygląda to na dokładnie taki sam mechanizm jak przy aferze z innymi gruntami, które Kościół dostawał od komisji majątkowej – swoją wiedzą w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" dzieli się prawnik, który - jak czytamy - "był ekspertem prokuratury w śledztwie badającym nadużycia przy obrocie ziemią, jaką Kościół otrzymywał w ramach odszkodowań za majątek zabrany w czasach komunizmu". W tej sprawie istotna jest postać Marka Piotrowskiego, prawnika i byłego funkcjonariusza SB, który pośredniczył w handlu gruntami. Najpierw odkupywał je za niskie kwoty, aby później sprzedawać je już na wolnym rynku ze zdecydowanym zyskiem, którym dzielił się z duchownymi.


Mateusz Morawiecki w 2002 roku kupił parafialną działkę we Wrocławiu wartą 4 miliony złotych za 700 tysięcy. Zgodnie z obowiązującymi wtedy kościelnymi przepisami, aby sprzedać dobra, których wartość przekraczała 100 tys. dol. (wtedy 400 tys. zł), trzeba było uzyskać zgodę biskupa.

Jeśli natomiast kwota przekraczała 500 tys. zł zgodzić na transakcję musiał się Watykan. Głową Kościoła był wtedy Jan Paweł II. Z aktu notarialnego wynika jednaj, że żadnej zgody Stolicy Apostolskiej na pozbycie się ziemi nie było.

Kościelne przepisy dotyczące sprzedaży działek uznawane są przez sądy powszechne. Co oznacza, że w takim przypadku umowa może zostać unieważniona, a władze Kościoła mogą domagać się zwrotu.

Jak dowiadujemy się z "Gazety Wyborczej", takie przypadki już się zdarzały. – Sąd Najwyższy orzekł, że naruszenie przepisów prawa kanonicznego ma skutek cywilnoprawny – mówił prof. Bartosz Rakoczy, znawca prawa kanonicznego z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy i adwokat pracujący w kościelnym Gnieźnieńskim Trybunale Metropolitalnym.

źródło: wyborcza.pl