Wykładowca Cambridge wskazał opozycji szansę na zwycięstwo jesienią. To całkiem prosty plan

Paweł Kalisz
Gdy Grzegorz Schetyna przekonuje, iż "pomysł na wygraną z PiS jest, tylko trzeba go znaleźć", okazuje się, że inni takie poszukiwania dawno zakończyli i już wskazują gotowe recepty. Profesor Stanley Bill z uniwersytetu w Cambridge wskazuje, na czym powinna skupić się opozycja, jeśli rzeczywiście chce przejąć władzę.
Profesor Cambridge pokazuje, co opozycja musi zrobić, żeby wygrać wybory parlamentarne. Fot. Facebook / Bill Stanley
"Jeśli opozycja chce mieć jakieś szanse, to musi odzyskać wyborców w regionach zaznaczonych na mapie, rozpoznać ich potrzeby, dowiedzieć się, jakie mają problemy i przedstawić im dobrą ofertę" – stwierdził na Twitterze profesor Stanley Bill. Co on może wiedzieć o Polsce? Otóż tych rad udziela szef Katedry Studiów Polskich na Uniwersytecie Cambridge. Można wierzyć, że jego diagnoza jest trafna. W kolejnych postach profesor pokazuje, jak bardzo skuteczną kampanię miał PiS, który postawił na serwowanie Polakom różnego rodzaju prezentów ekonomicznych. "Mieli jasny przekaz do wyborców, a ich liderzy ciężko pracowali w całym kraju żeby przekonać do siebie elektorat. Opozycja musi się od nich tego nauczyć albo przegra" – zauważa Bill. "Strategia PiS jest bliska optymalnej" – podkreśla naukowiec. Profesor tłumaczy, że po przegranej Patryka Jakiego w Warszawie podczas wyborów samorządowych władze partii pojęły, że w dużych miastach doszły do ściany i nie ugrają na razie nic więcej. Dlatego skupiono się na wsi i małych miasteczkach, skąd pochodzi 40 proc. wyborców.


Wystarczyło ich przekonać do siebie i zachęcić do pójścia na wybory, by wygrać. Zdaniem Stanley'a przed wyborami parlamentarnymi PiS będzie kontynuować obecną strategię, która bardzo dobrze się sprawdza.

Z analizy przeprowadzonej przez Billa wynika, że jeśli opozycja ma chęć wygrać wybory, najbliższe 5 miesięcy będzie dla polityków bardzo pracowite. Koniecznie będzie wymyślenie programu czytelnego nie tylko dla inteligentów z wielkich miast, ale także dla przeciętnie wykształconego mieszkańca tzw. prowincji.

Trzeba będzie też jeździć i przekonywać, że może być coś lepszego od "dobrej zmiany". Ale najpierw będą musieli przekonać samych siebie, że ograniczając się do elektoratu z wielkich miast, wyborów w Polsce się nie da wygrać.