Służby utrudniają chorym dostęp do leków. Sklepy z leczniczymi konopiami padają ofiarą nalotów

Kamil Rakosza
Prawie każdego dnia gdzieś w Polsce otwiera się nowy sklep konopny, oferujący produkty z kanabinolem CBD. Jeden z portali zajmujących się tematem konopi zaalarmował, że takie miejsca padają ofiarą nagonki Sanepidu i Policji. Właściciel sieci sklepów Jamaican Shop wytłumaczył nam, o co chodzi z tymi kontrolami.
Samozwańczy Narodowy Instytut Konopi Indyjskich zaalarmował, że sklepy sprzedające produkty z CBD padają ofiarą irracjonalnych kontroli policji i sanepidu. Fot. Facebook / Jamaican Shop
1 listopada 2017 r. medyczna marihuana w Polsce stała się faktem. Przynajmniej na papierze. W praktyce, chorzy, którzy dostali zalecenie stosowania preparatów z THC, dopiero w styczniu tego roku mogli udać się do aptek i zrealizować recepty. Zanim listopadowe regulacje weszły w życie, Polacy mogli korzystać z produktów z innym, niepsychoaktywnym składnikiem konopi – CBD.
Produkty z CBD są legalne w Polsce.Fot. Facebook / Jamaican Shop
W ostatnich miesiącach sklepy oferujące susz, olejki, kryształki, produkty spożywcze czy napoje z CBD wyrosły w Polsce jak grzyby po deszczu. Kanabinol CBD działa na organizm człowieka uspokajająco, przeciwlękowo, łagodzi ból, a co szczególnie istotne, działa negatywnie na komórki rakowe. Jak donosi samozwańczy Narodowy Instytut Konopi Indyjskich, służby w Polsce mają działać na niekorzyść takich miejsc.
Policja nam dokucza

"Od kilkunastu dniu w całym kraju notujemy wzmożoną aktywność organów administracyjnych. Wkraczają do sklepów konopnych i rekwirują wszystkie znajdujące się tam produkty, bez względu na ich zastosowanie czy przeznaczenie. W efekcie doprowadza to do zrujnowania sprzedawców i naraża klientów którym konopie pomagają na utratę zdrowia a czasem życia" – czytamy w portalu Narodowy Instytut Konopi Indyjskich.


Samozwańczy Instytut wymienia różne sposoby działań służb, które mają uprzykrzać życie właścicielom sklepów i konsumentom. To m.in. przetrzymywanie produktów do czasu ich przeterminowania czy przetrzymywanie towaru w nieskończoność na granicy. Polscy sprzedawcy korzystają bowiem z towaru pochodzącego z innych krajów. Konopie nie są hodowane w Polsce.

– No pewnie, że nas odwiedzają, kilka razy już tu byli – mówi sprzedawczyni ze sklepu Jamaican Shop w Częstochowie. – Sklep funkcjonuje w zasadzie od niedawna, a zdążyli nas odwiedzić w mundurach i po tajniaku. Niczego nam jednak nie rekwirowali, raczej siedzieli w papierach. Pytam dziewczyny za kasą, po co funkcjonariusze tak często ich kontrolują. Być może chodzi o problem dopalaczy, które były sprzedawane w sklepach, wyglądających praktycznie tak samo, jak te konopne – przeszklone szafy z półkami z towarem, bibułki, fajki wodne i inne akcesoria do palenia. Z tą różnicą, że CBD pomaga ludziom, a dopalacze wręcz odwrotnie.

– No może faktycznie chodzi o te dopalacze, ale jak na moje, to oni jak zwykle szukają dziury w całym – mówi ekspedientka.
"Są problemy"

Porozmawialiśmy z właścicielem sieci sklepów Jamaican Shop, by potwierdzić doniesienia o przeprowadzanej nagonce. Mężczyzna przyznał, że problemy są, jednak nie aż tak bardzo uniemożliwiające prowadzenie działalności, jak opisał to Narodowy Instytut Konopi Indyjskich. Dowiedzieliśmy się także tego, dlaczego wszystkie produkty z CBD noszą na opakowaniu szczególne plomby.

Miałeś kontrole w twoich sklepach? Policja utrudnia wam życie?

Miałem kontrolę w środę, w sklepie w Legionowie. Była u mnie policja i Sanepid. Muszę przyznać, że to spotkanie przebiegło bardzo gładko. Policja wzięła ode mnie dokumenty potwierdzające legalność produktów, Sanepid natomiast zrobił zdjęcia asortymentu i opisał go. Czekam teraz na kontakt ze strony służb sanitarno-epidemiologicznych i będę się musiał u nich stawić. Sklepy jednak cały czas działają. Zarekwirowali jakiś towar?

W moim przypadku chodziło o jakieś formalności wobec Sanepidu, nie było natomiast najmniejszych problemów z produktami, które sprzedajemy. Kiedy policjanci sprawdzili dokumenty i wszystko było w porządku, podziękowaliśmy sobie. Im chodzi tylko o to, czy ktoś nie sprzedaje dopalaczy.

Nie wzięli nawet próbek do badań?

Pytali mnie o to. Niczego mi jednak nie zarekwirowano, niczego nie musiałem oddawać. Zresztą dobrowolnie też im nie dałem, nie mam takiego obowiązku.

Dlaczego wszystkie produkty są oplombowane?

Producent bierze odpowiedzialność za towar, który jest w środku. Daje gwarancję na to, że produkt nie przekracza 0,2 proc. THC i jest legalny w naszym kraju. Natomiast po zerwaniu plomby ktoś ewentualnie mógłby podłożyć tam nielegalną marihuanę. Nie wiemy już, co tam tak naprawdę jest. My nie bierzemy odpowiedzialności za to, że ktoś został zatrzymany w takim przypadku. Skąd pochodzi wasz towar?

Bierzemy towar ze Szwajcarii.

Czytałem, że jest problem z celnikami, którzy przetrzymują towar na granicach. Możesz to potwierdzić?

Jeśli chodzi o susz to nie ma problemu. Gorzej w przypadku olejków i izolatów, które zawierają bardzo duże stężenie kanabinolu CBD. Tu utrudniają nam życie. Ostatnio oleje szły do nas ze Szwajcarii 28 dni. Służba celna aż trzykrotnie zatrzymywała paczki na granicy. W przypadku suszu nie ma takich historii. Pięć kilogramów, które zamówiliśmy ostatnio, przyszło do nas w ciągu 48 godzin.

I co dzieje się z taką paczką, która zostaje u celników?

Za dystrybucję odpowiada mój kumpel, dlatego nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o takie przypadki. W każdym razie za towar adresowany do nas odpowiada producent. Kiedy służba celna zatrzymuje paczkę do badań, oczekuje certyfikatów legalności. Nasz szwajcarski producent oczywiście załącza odpowiednią dokumentację, z potwierdzeniem legalności i jakości towaru. Dlatego często bywa tak, że po prostu trafia się na nadgorliwego służbistę, który przetrzymuje paczkę na granicy.