Atomowe miasto, w którym żyją Polacy. "Przyjechaliśmy je budować, mój syn urodził się jako nr 1"

Katarzyna Zuchowicz
Niektórzy nazywają je litewską Prypecią, inni miastem atomówek. Zdarzają się porównania do Czarnobyla, bo tutejsza elektrownia miała podobne reaktory jak tam. Zresztą ludzie stąd jeździli do Czarnobyla pomagać w usuwaniu awarii. – Taki był obowiązek. Różne grupy zawodowe dostawały polecenie, by wysłać po 20 czy 50 osób. Ludzie potem chorowali – wspomina Krystyna Gotowska, Polka, która do Wisaginii przyjechała w latach 70. Zna to miasto od samego początku.
Atomowe miasto. Wisaginia na Litwie. Fot. screen/iGo creative/https://youtu.be/ejLIOGSatIk
Wisaginia (Visaginas) znajduje się na północnym wschodzie Litwy, blisko granicy z Białorusią i Łotwą. Kilka kilometrów od Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej – tak ją nazwano, choć miasto Ignalino jest aż 47 kilometrów dalej i z atomem nie ma nic wspólnego.

Zupełnie inaczej niż Wisaginia. Miasto fenomen, którego nigdy by nie było, gdyby nie jedna z najpotężniejszych elektrowni na terenie b. ZSRR. To na potrzeby jej pracowników wymyślono, by wybudować je od podstaw. Do rozpadu ZSRR nazywało się Snieczkus, od nazwiska byłego I sekretarza Komunistycznej Partii Litwy.


– Przyjechali Litwini, Polacy, Białorusini, Łotysze, Rosjanie zza Uralu. Wszyscy budowaliśmy miasto i elektrownię – wspomina w rozmowie z naTemat Krystyna Gotowska, która przyjechała tu z mężem, a potem zakładała pierwsze Koło Polaków w Wisaginii, polską szkółkę, również polski zespół.
Polacy jeszcze do niedawna stanowili ponad 7 procent wszystkich mieszkańców. – Mój syn urodził się w 1977 roku jako pierwszy obywatel miasta. Otrzymał nr 1 – wspomina Polka. Okolice to dawne kresy Polski. W wielu okolicznych wsiach mieszkają Polacy.

Życie wywróciło się do góry nogami
Właśnie tu latem ubiegłego roku przyjechała ekipa "Czarnobyla" i przez kilka tygodni siedziała w elektrowni.

– Wszystkie ujęcia z wnętrza elektrowni kręcone były u nas. Było trochę zamieszania. Miejscowa ochrona też była zaangażowana. Mieszkańcy statystowali w filmie. Bardzo realistycznie wszystko odwzorowali – opowiada nam Zygfryd Binkiewicz, prezes Związku Polaków w Wisaginii. On przyjechał tu w latach 80., zaraz po studiach skierowano go do budowy elektrowni. Jako administrator sieci komputerowej pracuje w niej do dziś. I na własne oczy musi patrzeć jak elektrownia, która przed laty pobudziła miasto do życia, dziś jest likwidowana.

– Miasto tętniło życiem, masa ludzi przyjeżdżała również w delegacje, by tu pracować. Pracowało się na okrągło na trzy zmiany – mówi Polak.
ALEX PO
Po tragedii w Czarnobylu, a właściwie po rozpadzie ZSRR, Ignalińska Elektrownia – z takimi samymi reaktorami – stała się postrachem Europy. Działała nadal, planowano jej rozbudowę, miała zasilać w energię nie tylko Litwę, ale też Łotwę, Białoruś, Kaliningrad. Jej zamknięcie było warunkiem przyjęcia Litwy do UE. Wilno toczyło o nią wielki bój, ale bezskutecznie. Proces likwidacji zaczął się w 2009 roku.

I wtedy życie Wisaginii wywróciło się do góry nogami.

Kiedyś był dobrobyt
Miasto od początku miało być nowoczesne. Szerokie arterie, wieżowce. Pięknie położone w sosnowym lesie, nad jeziorem, przyciągało ludzi. Miało piękny hotel. Dawało poczucie dobrobytu.

– W latach 70. dostaliśmy mieszkanie w 5-piętrowym bloku, za które płaciliśmy kilka kopiejek. Nie płaciliśmy za ogrzewanie, bo odbieraliśmy ciepło z elektrowni. Samochody stały w podgrzewanych garażach. Transport w mieście był bezpłatny. Były organizowane przeróżne kursy. Życie było na "dziesiątkę" – wspomina Krystyna Gotowska.
Pavel Majstrov
Jak zmieniło się po decyzji o zamknięciu elektrowni? – Życie zmieniło się zupełnie. Spadło na 3+ – ocenia Polka. Oprócz elektrowni nie było tu żadnych innych zakładów.

W mieście, które od początku było wielonarodowościowe (na początku było tu aż 36 narodowości), wszyscy w jakiś sposób byli związani – lub nadal są – z elektrownią. – Mówi się o tym, że ludzie u nas więcej chorują, ale żadnych danych nie ma, że ma to związek z elektrownią. Tak się jednak mówi, że bardzo dużo osób umarło. Nasi sąsiedzi zmarli i dalsi sąsiedzi też. Ktoś jest inwalidą – mówi nasza rozmówczyni.
Eitmin
Opowiada, że gdy była katastrofa w Czarnobylu, wielu mieszkańców Wisaginii pojechało usuwać awarię: – Taki był obowiązek. Jeździli nawet traktorzyści, szoferzy, różne grupy zawodowe dostawały informacje, że mają przysłać 20, czy 50 osób. Ci co pracowali bliżej reaktora, mieli ubrania ochronne. Ci co 20, 30 kilometrów dalej już takich ubrań nie mieli.

Eksperyment likwidacji
Od 10 lat elektrownia jądrowa jest w likwidacji. Kiedyś pracowało tam 5 tys. ludzi, dziś około 1,5 tys. – To nie jest sklep z warzywami. Jeszcze długie lata miną zanim elektrownia zupełnie zostanie zamknięta. Wspomina się o 2030 roku – stwierdza Zygfryd Binkiewicz.

Opowiada, że najpierw budowało się schroniska dla odpadów nuklearnych, które powstały w zasięgu 5-7 km od miasta. – Paliwo zostało już wyładowane. To takie ołówki, około 14 metrów długości, które są przechowywane w basenach chłodzących. Teraz są mielone, służą do tego specjalne maszyny, są mieszane z bitumem i ładowane w kontenery, które są wywożone z terytorium elektrowni do schronisk.

W elektrowni trwa demontaż różnych linii technologicznych. Rozbiórka czeka reaktory. – Z nimi będzie najwięcej kłopotu, bo nie ma praktyki na świecie, żeby tak duże obiekty nuklearne były demontowane. One są ze stali nierdzewnej, zasypane warstwą azbestu. Nie wyobrażam sobie, jak to będzie rozmontowywane – mówi Polak. Ale tam, gdzie był trzeci blok, dziś już rośnie trawa.

Nie brak chętnych, którzy przyjeżdżają, by ją zwiedzać. Również z Polski. Miasto opustoszało
Według oficjalnych statystyk Wisaginia liczy około 30 tys. mieszkańców. – Jednak połowa pewnie już wyjechała. W mieście jest pusto, młodych ludzi nie widać. Takie zacisze się zrobiło. Mój syn również wyjechał do Londynu. Wyjechali też jego koledzy, znajomi – mówi nam Krystyna Gotowska. Najczęściej kierunek: Wielka Brytania, Szwecja, Norwegia. Polska raczej nie.

Litewska dziennikarka Viktorija Mickutétak opisuje Wisaginię w swoim reportażu: "W ciągu ostatnich 15 lat miasto opuściło ok. 1/3 populacji. Tylko niecałe 20 tys. ludzi zdecydowało się zostać. Z lotu ptaka miasto wygląda jak połowa motyla – drugiej połowy nigdy nie dobudowano". Opisuje też historie kilku młodych mieszkańców, którzy jednak wrócili. Jeden z nich to olimpijczyk, Jewgienij Szulkin.
Visaginas
Pojawia się wątek Rosji, niektórzy narzekają, że w litewskich mediach ich miasto jest przedstawiane niemal jak rosyjska enklawa. Rosjanie stanowią ponad połowę mieszkańców, słychać głównie język rosyjski, działają tu dwie rosyjskie partie. Jedna nawet w koalicji z Polakami.

Na początku tego roku kandydatem na mera miasta był Dmitrij Ikonikow, radny z listy Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i Aliansu Rosjan. W rozmowie z "Przeglądem Bałtyckim" mówił, jakie są główne problemy Rosjan, Białorusinów i Polaków w mieście.
Dmitrij Ikonikow
Przegląd Bałtycki

"Głównym problemem można nazwać brak znajomości języka państwowego. W tym sensie Polacy w Wisagini są w zdecydowanie lepszej sytuacji. Największe problemy pod tym względem mają Rosjanie i Białorusini. Czytaj więcej

"Nie patrzyliśmy jakie jest promieniowanie"
10 lat temu byłam w Wisaginii. Pamiętam, że w centrum miasta stał licznik Geigera, który pokazywał poziom napromieniowania i działał na wyobraźnię przyjezdnych. Mieszkańcy mówią, że stoi do dziś, ale już tylko pokazuje czas.
Licznik Geigera w Wisaginii.Fot. Wikipedia/Domena Publiczna.
Niemal w centrum do dziś stoją też wysokie, niedokończone 9-piętrowe wieżowce, które już wtedy straszyły. "Zaniedbane okna dały poznać, że wiele mieszkań to pustostany. Szczególnie było to widoczne po zapadnięciu zmroku, gdy w wieżowcach jasne robiły się tylko pojedyncze okna" – opisywał jeden z turystów.

Jak słyszę, przybyło jeszcze parę innych budynków, w których hula wiatr. – Dwie szkoły i cztery przedszkola są zamknięte – opowiada Polka. Nowe budynki mieszkalne podobno nie powstają. W mieście przybywa za to sklepów. W miejscu dawnego hotelu stoi dziś Lidl.

– Mieszkańcy, którzy zostali w mieście i są tu od początku, bardzo często wspominają, jak tu było wcześniej. Ale mówi się też, że jest promieniowanie – zaznacza Gotowska. Nie boi się? – A co teraz zrobić? Dokąd pojechać? – pyta.