Jak na razie zakłada się, że powrót niemieckiego ambasadora z Moskwy będzie tymczasowy. W berlińskiej Regierungsviertel mają jednak rozważać przedłużenie "pilnych konsultacji", co mogłoby doprowadzić do obniżenia rangi stosunków dyplomatycznych z Rosją.
Napięcie pomiędzy dwoma potężnymi sąsiadami Polski od dawna jest wysokie, a dodatkowo eskalowało po niedawnym ataku cybernetycznym. Hakerzy powiązani z rosyjskim wywiadem wojskowym uderzyli w rządzącą Niemcami socjaldemokratyczną partię SPD, kilka urzędów federalnych oraz kluczowe dla gospodarki przedsiębiorstwa.
Niemieckie media podkreślają, że nawet jeśli Alexander Graf Lambsdorff zgodnie z planem powróci do Moskwy po tygodniowym pobycie w ojczyźnie, ruch Berlina i tak będzie bardzo wymowny.
Ambasadora RFN w rosyjskiej stolicy zabraknie przecież w okresie, gdy dojdzie do inauguracji kolejnej kadencji Władimira Putina na fotelu prezydenckim, a później tradycyjnej parady z okazji Dnia Zwycięstwa.
Nie bez znaczenia jest też ostatnia zapowiedź w sprawie przeprowadzenia przez Rosję ćwiczeń wojskowych z wykorzystaniem broni jądrowej.
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, rosyjski MON otwarcie zapowiedział "symulację użycia broni jądrowej na polu walki". Ma to być odpowiedź na "prowokacyjne oświadczenia i groźby niektórych zachodnich urzędników".
Dziennik "Bild" wezwanie Lambsdorffa na konsultacje nazywa "chwilą oddechu dla najważniejszego niemieckiego ambasadora". Od miesięcy dyplomata ten jest bowiem przedstawiany w Rosji jako jeden z czołowych wrogów.
Wszelkie hamulce na Kremlu puściły na początku marca, gdy przedstawiciel rządu Olafa Scholza pojawił się na pogrzebie zamordowanego w kolonii karnej opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Ambasadora Niemiec zatrzymały tam służby bezpieczeństwa, a machina propagandowa natychmiast rozpoczęła bezpardonową nagonkę.
Czytaj także: https://natemat.pl/553106,niemiecki-general-ostrzega-co-moze-sie-stac-wrazie-wojny