Jako pierwsi zagraliśmy w kontrowersyjny Kleropol. To coś więcej niż kościelna wersja Monopoly

Bartosz Godziński
"Chciałbym zostać księdzem... tak jak mój ojciec" – głosi pewien żart z brodą. Namiastkę tego zapewnia Kleropol. W grze możemy poczuć się jak potężni duchowni, tarzać się w pieniądzach na garnuszku państwa i obracać nieruchomościami w Polsce. A to tylko niektóre elementy rozgrywki planszówki stworzonej na podstawie kultowego Monopoly i grzechów Kościoła.
Kleropol nie jest kolejną kopią Monopoly Fot. naTemat
Tematyka gry jest tak kontrowersyjna, że musiała zostać wydana w Czechach, a jej autor chce pozostać anonimowy. Do zapowiedzi każdy z nas podchodził sceptycznie, ale Kleropol w końcu ujrzał światło dzienne. Razem z redakcyjnym kolegą Kamilem Rakoszą rozegraliśmy partyjkę, za którą pewnie pójdziemy do piekła.

Pierwowzór Kleropolu, czyli gra Monopoly, ma już ponad 80 lat (została opatentowana w 1935 roku). Przez ten czas powstały i nadal powstają jej kolejne wersje osadzone w różnych uniwersach i państwach. Niestety oryginalna mechanika rozgrywki po pewnym czasie potrafi znużyć. Kleropol do klasycznego handlowania i budowania dodaje elementy, jakich wcześniej nie było.
W grze kupujemy fikcyjne budynki w prawdziwych miastachFot. naTemat
Kręć się kręć ruletko!
Grę przede wszystkim urozmaicają dwie rzeczy: ruletka i kalambury. W tej pierwszej biorą udział wszyscy śmiałkowie. Za każdym razem, gdy któryś z nich przekroczy pole START, obstawiamy kolor, rzucamy 50 zł na stół (o walucie będzie za chwilkę) i kręcimy strzałką. Jeśli nikt nie trafi, powtarzamy, a jeśli wypadnie pole bank - cała kasa trafia do Skarbu Państwa.
Partyjka ruletki wypada bardzo częstoFot. naTemat
Ruletka jest chwilą odsapnięcia od rzutów kośćmi i transakcjami, ale emocji przy niej jest co nie miara (a przecież gramy tylko fikcyjnymi banknotami!). Kiedy kolejne obroty nie wchodzą, zbiera się górka gotówki, która może realnie wpłynąć na dalszy przebieg gry. Przyjemnie jest też zgarnąć całą pulę dla siebie. To dość zrozumiałe uczucie.
Ruletka jest wbudowana w planszę do gryFot. naTemat
Pokaż co tam masz
Kalambury z kolei pozwalają się rozruszać. Za ich sprawą można wyjść z "więzienia", czyli parafii Wygwizdów, ale są też formą zniżki za posługę. Każdy z graczy wykonuje jakiś zawód, który wylosował na początku , p. kapelan państwowych linii kolejowych lub katecheta w przedszkolu. Tak naprawdę z niczym się to nie wiąże, prócz możliwości zarabiania. Jeśli inny gracz stanie pionkiem na polu z naszą profesją, może zapłacić za posługę połowę, ale musi wykonać zadanie z karty Liturgia.
Hasła do kalamburów nawiązuję do m. in. wydarzeń z BibliiFot. naTemat
Kalambury są bezpośrednim nawiązaniem do Biblii i Kościoła. Ich wykonanie nie nastręcza trudności, ale jest na czas, który odmierza dołączona klepsydra. Nam się trafiła m. in. "Przemiana wody w wino", "Niebo", "Ostatnie namaszczenie" czy "Chodzenie po kolędzie". Odgadywaliśmy je błyskawicznie, bowiem nie chodzi o trudność, lecz zabawę, a tego temu etapowi odmówić nie można.
Rzuty kośćmi to jeden z tych klasycznych elementów rozgrywkiFot. naTemat
Walory edukacyjne
Kleropol utrzymany jest w żartobliwym tonie, ale oparty jest na faktach. Co jakiś czas dobieramy kartę Cuda lub Opatrzność, które wprowadzają zdarzenia losowe - albo dostajemy zastrzyk gotówki, albo sami wyciągamy kasę i płacimy. Ile? To zależy od sytuacji.
Niektóre zdarzenia w grze są nieco przerysowane, ale inspirowane faktamiFot. naTemat
Dla przykładu: inkasujesz 500 zł za kartę z tekstem "Jeden z podlegających ci proboszczów obłożył swych parafian klątwą. Musisz zorganizować uroczystość neutralizująca tę klątwę. Proboszcza przenosisz do innej parafii". Brzmi jak naciągana beka z Kościoła? Otóż nie.


Przy każdej karcie jest odwołanie do strony z dołączonej książeczki ze źródłem wziętym z artykułu prasowego. Przedstawiona sytuacja miała miejsce w parafii na Górnym Śląsku.
Gra opiera się na prawdziwych aferach z życia Kościoła Katolickiego w PolsceFot. naTemat
Autor ośmiesza patologię Kościoła i wytyka jego błędy, ale nie obraża samej wiary (chyba, że przyczepimy się do haseł z kalamburów). Jednym z założeń Kleropolu była edukacja, bo nie każdy sobie zdaje sprawę z ilości afer. A to życie pisze najlepsze scenariusze.

W bibliografii powołano się na artykuły (z czołowych i lokalnych portali, w tym m. in. naTemat), które możemy bez problemu znaleźć w sieci. Pominięto jednak temat pedofilii. Są rzeczy, z których nie wypada żartować.
W pudełku montujemy przegródki na banknoty. Część ma astronomiczne nominałyFot. naTemat
Szmery bajery, cuda niewidy
Nie mogę też narzekać na jakość wydania gry, ale też nie testowaliśmy jej miesiącami. Jednak strzałka ruletki kręci się elegancko, klepsydra odmierza mniej więcej minutę, karty są laminowane, a domki, kości i pionki każdy dobrze zna. Cały zestaw kosztuje niecałe 100 zł, czyli podobnie jak konkurencja.
Klepsydra pozwala nam odmierzać czas w kalamburachFot. naTemat
A jeśli chodzi o fikcyjne pieniądze, to Banknotów z Toruńskiego Banku Narodowego (ciekawe, czy kiedyś nie będą realną walutą w Polsce?) jest w bród. Obrót gotówką jest tu ciągły, a gromadzenie majątku i banknotów jest niezwykle ekscytujące. Jednym z wariantów końca gry jest bankructwo Skarbu Państwa. To też pewna metafora szastania na prawo i lewo nieswoją kasą, ale tą pochodzącą z kieszeni podatników.
Money, money, money!Fot. naTemat
Czy Kleropol jest wyłącznie dla przeciwników Kościoła i bezkarności kleru? To zależy od tego, jak bardzo mamy otwarty umysł i dystans do własnych przekonań. Nawet jeśli przemilczymy tematykę, to dobrze znana mechanika i fajne dodatki same w sobie pozwalają na świetną rozrywkę. Za to osoby antyklerykalne mają zagwarantowany ubaw po pachy na długie godziny. Aczkolwiek może to być śmiech wymieszany ze wściekłością.