Stał się wrogiem "dobrej zmiany", bo ocenił polskie sądy. Przez rzecznika TSUE wytykają, jak jest w Bułgarii
Rzecznik generalny TSUE wydał opinię na temat polskiego sądownictwa i natychmiast stał się wrogiem zwolenników "dobrej zmiany". Jewgienij Tanczew jest Bułgarem i polscy internauci szybko zaczęli pytać: "A jak tam z praworządnością w Bułgarii?". Niektórzy już dogrzebali się w jego życiorysie komunistycznych powiązań. "Tanczew powinien wejść pod stół i odszczekać opinię" – są też takie głosy. Jak to się ma do sytuacji w Bułgarii?
Dla polskiej prawicy to był prawdziwy cios. Sądząc po komentarzach, bardzo dotkliwy. Najpierw uderzenia skierowano w stronę Jewgienija Tanczewa – bułgarskiego prawnika z ogromnym doświadczeniem uniwersyteckim, legislacyjnym i sądowym, który od 2016 roku jest rzecznikiem generalnym TSUE.
Jego ojciec był gościem w PRL
Natychmiast zaczęło się grzebanie w jego przeszłości. "Rzecznik Generalny TSUE to syn prominentnego komunisty nagrodzonego Nagrodą Lenina" – czytamy na Salon24. Dalej jest m.in. o tym, że ojciec Tanczewa był częstym gościem w PRL.
"Po upadku komunizmu odegrał kluczową rolę w tworzeniu demokratycznej konstytucji w Bułgarii. Opiniował konstytucje w krajach postsowieckich: na Łotwie, w Albanii, Tadżykistanie i Azerbejdżanie" – tak przedstawiał go jeden z serwisów. Był też wiceszefem Komisji Weneckiej. Rzecznikiem TSUE ma być do 2021 roku.
"A wiecie jak jest w Bułgarii?"
Ale przez Tanczewa ciosy spadły też na Bułgarię. "A wiecie jak jest w Bułgarii? Na czele organu dyscyplinarnego stoi...Minister Sprawiedliwości Bułgarii. 11 spośród 25 członków powołuje parlament" – zareagował na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
Bez dwóch zdań Bułgaria to dla Brukseli jeden z najbardziej kłopotliwych krajów i wiadomo o tym nie od dziś. Ale nie przeszkodziło to, by np. w ubiegłym roku stanęła na czele UE. Ani, by Polska zacieśniała z nią współpracę.
To prezydent Andrzej Duda był pierwszym od 13 lat polskim prezydentem, który w 2016 roku odwiedził ten kraj i był tu witany z honorami.
– Bułgaria to kraj naszych przyjaciół i sojuszników – mówił w lutym szef MSZ Jacek Czaputowicz.
Sytuacja w Bułgarii faktycznie nie przedstawia się najlepiej. Kraj, który tysiące Polaków zna z wakacyjnych wojaży, politycznie ma zupełnie inną twarz. I w kwestii sądów, i korupcji, i praworządności w ogóle. Zarówno UE, jak i sami Bułgarzy są tego świadomi. W kraju bardzo często dochodzi do protestów. W odpowiedzi na te problemy na bułgarskiej scenie politycznej pojawił się sojusz polityczny Demokratyczna Bułgaria, który próbuje walczyć z powiązaniami polityków i biznesu.
– Mniejszy czy większy protest jest przynajmniej co miesiąc, jeśli nie co tydzień. Ale na ogół burzy się tylko kilka dużych miast – mówi naTemat dr Mateusz Seroka, który w Ośrodku Studiów Wschodnich zajmuje się m.in. Bułgarią.
Pytam o sądy. – Największe zarzuty wysuwane są wobec prokuratora generalnego, który uważany jest za człowieka powiązanego z politykami i działającego na ich korzyść. Reputacja sądów nie jest najlepsza. Bułgarzy nie mają specjalnego zaufania do instytucji państwowych, w tym sądów. Panuje przekonanie, że każdy, kto jest wysoko postawiony i ma pieniądze zawsze się w sądzie wybroni – mówi Mateusz Seroka.
Na dole unijnych statystykCzęsto zarzuca mu się opieszałość. Jego działanie ma wynikać z więzi z oligarchami i politykami. Bardzo często jego kunktatorskie działania są po to, by dać czas na przykrycie jakichś działań niezgodnych z prawem. Prokurator zaczyna się aktywizować, kiedy odczuwa nacisk polityczny, gdy politycy widzą, że społeczeństwo zaczyna się buntować lub gdy sprawa zaczyna być opisywana za granicą.
Seroka odsyła do strony internetowej Bivol, którą prowadzi konsorcjum dziennikarzy śledczych. – Tam można zobaczyć, jak potężne są to problemy. Chodzi nie tylko o wysokich urzędników państwowych, ale też o korupcję na bardzo niskim, lokalnym poziomie – zaznacza. Podaje przykład głośnego zabójstwa dziennikarki Wiktorii Marinowej. Dziennikarze śledczy rozpracowali wtedy cały układ korupcyjny, pokazali pranie brudnych pieniędzy i nieprawidłowe wykorzystywanie środków unijnych.
– Sytuacja w Bułgarii zmienia się bardzo powoli – twierdzi ekspert. Owszem, wprowadzane są pewne zmiany pod wpływem UE, działa specjalna komisja i prokuratura antykorupcyjna, ale efekty ich działania są nieraz dyskusyjne.
– Na przykład przed wyborami do PE wyszła sprawa pozyskiwania przez prominentnych polityków rządzącej partii GERB luksusowych luksusowych apartamentów po zaniżonych cenach. Wydawało się, że były dość oczywiste ślady korupcyjne, ale organy zajmujące się korupcją, niedawno stwierdziły, że nie było sprawy – zauważa mój rozmówca.
Pod tym względem Bułgaria i Rumunia cały czas są na dole unijnych statystyk.
Co chwila pojawiają się też informacje o powiązaniach różnych osób z komunistycznymi służbami. To coś, co w Bułgarii nie zaskakuje.
– Dużo jest takich ludzi, którzy po upadku komunizmu zrobili karierę, zaczęli robić biznesy, a potem okazało się, że są powiązani z oficerami służb komunistycznych. Przykładowo obecny premier, który dziś jest liderem centroprawicowej partii GERB, w latach
90. zaczynał jako ochroniarz byłego szefa Bułgarskiej Partii
komunistycznej Todora Żiwkowa, a więc był powiązany z establishmentem komunistycznym – mówi ekspert.
UE zwraca uwagę na to, co dzieje się w Bułgarii.