Wiwisekcja polskiej mody na wakacjach. Stylistka bez ogródek o sandałach, tłuszczu i innych grzechach Polaków

Michał Jośko
Sandały ze skarpetami, klapki Kubota, gołe torsy i piwne brzuchy w miastach oraz zbyt ciasne stroje kąpielowe, wyłaniające się zza parawanów na plażach – oto widoki, które nieuchronnie kojarzą się z Polakami w czasie upałów. Dziś Ewelina Rydzyńska, stylistka, projektantka i ekspertka od wizerunku, którą możesz znać z telewizji TVN, powie ci wszystko na temat tego, jak latem zachowują się nasze rodzime legendy, czyli typowy Janusz i Grażyna.
Ewelina Rydzyńska i wyczarowane w studiu lato Fot. Facebook.com/ewelinarydzynska.fanpage
Porozmawiamy o czymś, co najogólniej można nazwać polską modą wakacyjną?

Ojoj!

Jest aż tak źle?

Choć nie można generalizować i nie chciałabym tutaj wrzucać wszystkich do jednego worka, to ogólna sytuacja wciąż przedstawia się niedobrze.

O ile w przypadku ludzi młodszych jest coraz lepiej, to niestety, za wizerunek typowego mieszkańca naszego kraju wciąż odpowiadają sławetny Janusz i Grażyna.

Najwięcej rażących błędów popełniają przedstawiciele klasy średniej, osoby w wieku 45-50. To ludzie, którzy wpadli w tzw. pułapkę przynależności: nie przejmują się jakimikolwiek zasadami, odpuścili.


Tkwią w długich związkach i wychodzą z założenia, że nie muszą się już starać, "no bo dla kogo"? Zaniedbali się zarówno w kwestii kondycji oraz wyglądu ciała, jak i tego, co noszą.

Takie osoby mają gdzieś to, że przecież z otoczeniem komunikujemy się również przy pomocy ubrań, ignorują jakikolwiek savoir-vivre wizerunkowy, a już zwłaszcza w lecie. Przecież wiadomo: na wakacjach liczy się wyłącznie to, aby było wygodnie i praktycznie.

No a gdy wyjeżdżają na urlop, utrwalają – również za granicą – stereotyp Polaka na wywczasie.
Ewelina Rydzyńska demonstruje, jak może wyglądać wakacyjny minimalizm modowyFot. Facebook.com/ewelinarydzynska.fanpage
W tym miejscu na scenę wkroczy kultowy sandał w połączeniu ze skarpetą?

Oczywiście nie może go zabraknąć, przecież to wciąż obowiązująca nad Wisłą klasyka! Jednak mówiąc nieco poważniej: nie ma czegoś takiego, jak złe, nieodpowiednie ubranie bądź obuwie – absolutnie wszystko zależy od kontekstu.

Pamiętasz, jak dwa sezony temu sandały ze skarpetami lansowała Prada? No a dziś największe domy mody stawiają na stylistykę rodem z lat 90., włącznie z kreszowymi dresami.

Tutaj sprawą jest kluczowe rozgraniczenie pomiędzy zabawą konwencją i nonszalancją a nieświadomością modową i elementarnym brakiem poczucia smaku.

Wyobraźmy sobie zaniedbanego pana z brzuszkiem, który człapie w starych, zmęczonych życiem sandałach i skarpetach, które niegdyś były białe. A teraz kogoś młodego, kto założył tego rodzaju obuwie, bo lubi eksperymenty modowe. To naprawdę bardzo odmienne sytuacje.

Podobnie będzie w przypadku sławetnych klapków Kubota?

Dokładnie tak. Wróciły na rynek i są dziś ogrywane w sposób, nazwijmy to, streetwearowy w ramach wspomnianej zabawy konwencją. Osoba świadoma jak najbardziej może pokusić się o dołożenie takich klapków – od dawna będących synonimem obciachu – do odjechanej stylizacji.

Zrobi się nonszalancko, pojawi się zawadiacki sznyt rodem z lat 90. Tego wszystkiego nie osiągnie zestawienie tego rodzaju obuwia z otyłym panem Januszem, opróżniającym puszkę piwa na trawniku albo parku miejskim. Nierzadko z gołym torsem i majtkach z supermarketu, pełniących rolę kąpielówek, gdy chce się ochłodzić w fontannie lub jeziorku…

Niestety, tego rodzaju widoki wciąż nie są rzadkością w polskich miastach. Wielu mężczyzn pod niektórymi względami zatrzymało się w latach 70. ubiegłego wieku i żyją tak, jakby byli bohaterami filmów Stanisława Barei albo "Rejsu" Marka Piwowskiego. Szokujące.

Dobrze, aby nie szokować cię zbytnio toplesem męskim, załóżmy owemu Januszowi koszulkę typu "żonobijka"…

Koszulka na ramiączkach jest kolejnym klasykiem, który każdego lata widuję na polskich ulicach i który jest dla mnie niezmiennie bolesny. A przecież powstała po to, aby nosić ją pod koszulą…

Gwoli doprecyzowania: oczywiście tank topy, noszone przez takich panów, koniecznie muszą bardzo mocno opinać ich brzuchy. Dlaczego? To kolejny z naszych grzechów narodowych: kochamy zbyt małe ubrania.

Dotyczy to nie tylko otyłych mężczyzn, lecz również pań reprezentujących kategorię "plus size" – mają wielkie upodobanie do wciskania na siebie zbyt ciasnych ubrań, które w sposób karykaturalny podkreślają wszystko to, co powinno być ukryte.

Nie inaczej jest w przypadku mody plażowej: zza parawanów regularnie wyłaniają się fałdy tłuszczu, wciśnięte w za małe stroje kąpielowe. Całe mnóstwo Polek jakby nie zauważało tego, że dziś na rynku mamy do wyboru naprawdę szeroką gamę kostiumów i bielizny modelującej, które poprawiają nasz wygląd, gdy nie mamy figury modelki.

Owszem, nie każda pani musi mieć ciała niczym Irina Shayk, to żaden grzech. Jednak w takim wypadku warto pomyśleć samokrytycznie i omijać szerokim łukiem skąpe oraz za małe o kilka rozmiarów bikini.

Polki kochają też spodenki dżinsowe, które są bardzo, ale to bardzo skąpe. Popierasz ten trend, dzięki któremu pośladki nie przegrzewają się w czasie ekstremalnych upałów?

Ech, takie rzeczy są dyskusyjne nawet na promenadach nadmorskich, nie wspominając o centrach wielkich miast. Natomiast często można podziwiać widoki takie, jak ten, z którym miałam do czynienia wczoraj, gdy jechałam przez Warszawę na rowerze.

Zwizualizuj sobie młodą dziewczynę, maksymalnie 19-latkę, która choć jest naprawdę korpulentna, to założyła szorty w stylu "Doda podczas koncertu". Nie tylko symboliczne, naprawdę mocno wycięte na pupie, lecz przede wszystkim zdecydowanie za małe.

Gdy szła, działy się rzeczy, które przypominały hasło z dawnej reklamy czipsów: "Faluj z Ruffles". No ale cóż, obok szedł młody mężczyzna – o wizerunku mocno dresiarskim – który obejmował ją z naprawdę wielką dumą.

Skoro znów o mężczyznach mowa – powiedz proszę, co z zasadą, która głosi, że nasza płeć nigdy nie powinna zakładać krótkich spodenek w mieście, o ile nie jest się turystą w miejscowości wypoczynkowej?

Moim zdaniem ta zasada zdewaluowała się, ludzie wymusili odchodzenie od sztywnych reguł modowych. Dotyczy to nawet dress code'u w wielu firmach.

Oczywiście, że pracownik korporacji – o ile nie jest to np. agencja reklamowa – nie może pojawić się w biurze w krótkich spodenkach. Lecz gdy poza godzinami pracy chciałby ratować się przed miejskimi upałami w taki sposób? Nie widzę w tym problemu.

Przecież można to ograć w sposób naprawdę fajny: minimalistyczny T-shirt albo lniana koszula, do tego espadryle lub mokasyny i krótkie spodenki o prostym fasonie – taki zestaw "zrobi robotę".

A co z ukochanymi przez wielu Polaków rybaczkami?

No tak, groteskowo wyglądająca długość "pod kolano", oczywiście z nieodłącznym wywinięciem w dolnej części, eksponującym podszewkę w kratę – to kolejna klasyka nad Wisłą.

Do tego trzeba dołożyć krzykliwą koszulkę polo – z podkreślmy, gdyż to ważne – postawionym kołnierzykiem, sportowe okulary przeciwsłoneczne i torebkę nerkę, najlepiej przewieszoną przez ramię.

To zestaw obowiązkowy dla każdego lowelasa, któremu wydaje się, że jest modny i pełni rolę trendsettera na swojej wsi, osiedlu albo promenadzie nadmorskiej.
Fot. naTemat
Skoro już wróciliśmy nad morze: rozumiem, że każda plażująca dama powinna postawić na jak najmocniejszy makijaż, prawda?

O tak, dołóżmy do tego jeszcze doczepy włosów, ogromne sztuczne rzęsy i doklejane paznokcie u rąk i nóg, koniecznie odblaskowe. Cóż, o ile na tego rodzaju "plastik" reaguję alergicznie w każdych okolicznościach, to na plażach rzuca się on w oczy chyba najmocniej.

Wiesz, piasek, słońce, niemal 40 stopni w cieniu, a na twarzach grube "tapety", które kojarzą się z aktorkami grającymi w filmach porno.

Czemu się tak dzieje? Cóż, dla wielu wczasowiczów, którzy przyjeżdżają do jakiejś Łeby czy Jastrzębiej Góry, plaża staje się miejscem, w którym mogą połechtać swoje ego. Tak więc dresiarze wyprowadzają tam swoje "gazele", które muszą być odstrzelone tak, aby innym dresiarzom opadły szczęki.

Sądzisz, że pewnego dnia przestaniemy oglądać wszystkie z powyższych "zjawisk modowych"?

Są naszym współczesnym folklorem, tak więc całkowicie nie znikną chyba nigdy. Jednak na pewno zjawiska owe stają się coraz rzadsze.

Nie mówię tutaj wyłącznie o wielkich aglomeracjach, gdyż poprawę stanu rzeczy widać również na tzw. prowincji. Dzięki telewizji oraz coraz powszechniejszemu dostępowi do internetu wiedzę na temat tego, co jest w dobrym guście, można zdobywać nawet wówczas, gdy mieszka się na wsi lub w małym miasteczku.

Przykład idzie z góry i niestety, spora część Polaków inspiruje się stylem gwiazd disco polo albo postaci z filmów Patryka Vegi. Jednak bądźmy dobrej myśli, cieszmy się z tego, że mnóstwo młodych ludzi spogląda w stronę artystów noszących się nie-przaśnie.

Spójrz tylko na Wojciecha Waglewskiego i jego synów, Dawida Podsiadłę albo Kasię Nosowską, która ubiera się świetnie pomimo takiego, a nie innego rozmiaru.

Poczekajmy jeszcze trochę, a stereotyp Polaka na wakacjach zmieni się. Przecież tzw. milenialsom i przedstawicielom pokolenia Z już znacznie bliżej do fajnie ubranych mieszkańców Zachodu niż sławetnego Janusza i Grażyny.