"Po prostu system tak funkcjonuje". Nieczuła reakcja ministra edukacji na dramat uczniów

Paweł Kalisz
Wtorek nie przyniósł ostatecznych rozstrzygnięć, wciąż tysiące uczniów nie wiedzą, do jakiej szkoły będą chodzić od września poza tym, że nie dostali się do tej wymarzonej. Minister edukacji Dariusz Piontkowski przekonuje, że tak właśnie działa system. Na konferencji prasowej w ogóle nie przejął się dramatami tysięcy uczniów.
Tak działa system - wyjaśnił minister tłumacząc, dlaczego wciąż tysiące uczniów nie wiedzą, do której szkoły się dostali. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– Dopiero 25 lipca będzie dokładnie wiadomo, ilu kandydatów nie dostało się do szkół średnich – powiedział we wtorek na konferencji prasowej minister edukacji Dariusz Piontkowski. Jednocześnie szef MEN podkreślił, że dla 725 tys. uczniów przygotowano łącznie 830 tys. miejsc w szkołach średnich. Problem w tym, że z powodu połączenia dwóch roczników uczniów większość liceów musiało otworzyć dodatkowe klasy, a we wszystkich szkołach będzie więcej uczniów niż w poprzednich latach. Konferencja ministra przypominała kultowe sceny z kabaretu Zenona Laskowika, w którym nie było ważne, że traktor ma jedno koło zepsute, skoro trzy są dobre... – Białymstoku jest zapas ponad 100 dodatkowych miejsc. W przypadku Gdańska ta różnica jest zdecydowanie większa, jest ponad 1000 wolnych miejsc więcej, niż uczniów uczestniczących w rekrutacji – twierdził minister. Jednak w Warszawie zabrakło około 3000 miejsc, w Poznaniu ponad 3400, we Wrocławiu 1600. Minister Pionkowski zapewnił, że rekrutacja wciąż trwa i do 27 lipca wszyscy uczniowie będą już wiedzieć, do której szkoły się dostali. – Tak właśnie działa system – oznajmił oschle na koniec konferencji.
Tymczasem skalę problemu pokazuje zdjęcie udostępnione przez Renatę Kim na Facebooku. Widać na nim kilka listy nazwisk osób przyjętych do szkoły, mieszczące się na dosłownie kilku kartkach. Aż dwóch wielkich tablic było potrzeba, by wywiesić dziesiątki kartek z nazwiskami odrzuconych kandydatów.