"To było traumatyczne przeżycie". Misiewicz wyjawił szczegóły pobytu za kratami

Rafał Badowski
Bartłomiej Misiewicz opuścił areszt. W rozmowie z Onetem opowiedział teraz, jak wyglądały jego dni za kratami. Już na początku rozmowy przyznał, że pięciomiesięczny pobyt był "traumatycznym przeżyciem", z którym jeszcze się nie uporał.
Bartłomiej Misiewicz zdradził szczegóły pobytu w areszcie. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Misiewicz zapamiętał dokładnie pierwsze godziny w więzieniu. – Trafiłem do aresztu późnym wieczorem. Pamiętam, że następnego dnia próbowałem jakoś zorganizować sobie dzień. Pobudka była o 6 rano. Dziś sam się z siebie śmieję, ale wtedy wstałem, umyłem się, zjadłem śniadanie i poprosiłem strażników, czy mógłbym wziąć prysznic. Popatrzyli na mnie z uśmiechem i wyjaśnili: "na pańskim oddziale prysznice są w środy i soboty". Jakoś musiałem to przetrzymać. Wtedy zacząłem pisać dziennik, mam spisany każdy mój dzień – wyznał.

Dla Misiewicza pobyt był szczególnie trudny, gdyż – jak powiedział – przez "23 godziny" na dobę "przebywał z samym sobą". Był izolowany od innych więźniów ze względów bezpieczeństwa. A więc przez 23 godziny czytał. "Hrabiego Monte Christo", pochłaniał książki Remigiusza Mroza i rozwiązywał krzyżówki. Pozostałą godzinę spędzał na spacerach, ale też samotnych, zazwyczaj "od 6:30 do 7:30".


Misiewicz schudł 25 kg
Poza tym, pożalił się, że schudł 25 kg. Dlaczego? – Głównie stres i nerwy. Ćwiczyć starałem się rano i wieczorem, ale nie były to jakieś wielkie treningi. Wie pan, dwa prysznice w ciągu tygodnia. Poza tym, dzienne wyżywienie osadzonego w Polsce kosztuje 4 zł. Ja się starałem jeść to, co powszechnie w więzieniu jest nazywane 'posiłkami', ale też nie zawsze dawałem radę. W każdym razie pasztety, miody i dżemy długo nie zagoszczą w moim menu. A pierwsze, co zjadłem po wyjściu z aresztu, to była jajecznica – wyjawił.

Wpłacił 100 tys. kaucji
Przypomnijmy, były rzecznik MON opuścił areszt po wpłaceniu 100 tys. zł kaucji. Misiewicz zaapelował, by podawać jego pełne dane osobowe. "Bardzo dziękuję za wszystkie wyrazy wsparcia i modlitwy!!! Jestem pewny, że udowodnię swoją niewinność przed Sądem. Tymczasem... carpe diem! :) Ps. Nazywam się Misiewicz, Bartłomiej Misiewicz. A nie Bartłomiej M" – napisał na Twitterze.
Internet obiegło także zdjęcie Misiewicza. Z fotografii, którą udostępnił jeden z tabloidów, można było wywnioskować, że były współpracownik wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza w areszcie zmężniał. Niestety, widać było także zapadnięte policzki.

Misiewicz trafił do aresztu pod koniec stycznia. Zdaniem prokuratorów, działał na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Miał doprowadzić między innymi do wyrządzenia szkody spółce w wysokości prawie pół miliona złotych.

źródło: Onet