Pokazali, jak można wymienić 3/4 klasy politycznej. Wystarczyły 3 miesiące i wielka frustracja w narodzie

Katarzyna Zuchowicz
Nowe twarze nie związane z polityką, pojawienie się ludzi nieskorumpowanych, świeżych, a także tempo w jakim dokonują się przetasowania – to wszystko może robić wrażenie. Frustracja w narodzie musiała być ogromna, skoro pierwszy raz od 1991 roku możemy być świadkami zmian w takiej skali. Na Ukrainie zaczyna się właśnie rewolucyjny eksperyment.
Wołodymr Zełenski wygrał wybory prezydenckie w kwietniu. Teraz jego partia wygrała wybory parlamentarne. Fot. Screen/Twitter/Володимир Зеленський
Od odzyskania niepodległości Ukraina przeszła już niejedną burzę polityczną. Była pomarańczowa rewolucja, Euromajdan, ogromne problemy wewnętrzne, korupcja i trudne relacje z sąsiadami.

Gdy w kwietniu wybory prezydenckie wygrał komik Wołodymyr Zełenski świat był w szoku. Niektórzy pewnie traktowali to jak żart, coś w rodzaju jednorazowego sygnału, że Ukraińcy mieli dość dotychczasowych władz. Ale sygnał nie był jednorazowy. Dowiodły tego niedzielne przedterminowe wybory parlamentarne, w których partia prorosyjskiego Zełenskiego zdobyła olbrzymie poparcie. Mimo podejrzeń, że mogą stać za nim oligarchowie powiązani z Kremlem, a także jego bliskich związków z Ihorem Kołomojskim, jednym z najbogatszych ludzi na Ukrainie, ludzie poszli za nim.


Po przeliczeniu ponad 99,5 procent głosów "Sługa Narodu może dostać 254 mandaty w 450-osobowym parlamencie. Media już wcześniej grzmiały, że może liczyć na bezwzględną większość. Oficjalnych wyników jeszcze nie podano, ale już dziś widać, że zmiany mogą być duże. "Obiecywał odsunięcie starych polityków"
Po wyborach u naszego wschodniego sąsiada szykuje się wymiana 3/4 całego parlamentu. I wcale nie na innych polityków. Na zupełnie nowe twarze, które nigdy wcześniej nie były związane z polityką.

– W 3/4 Rada Najwyższa Ukrainy będzie odnowiona. 3/4 miejsc zajmą deputowani, którzy nigdy wcześniej nie zasiadali w parlamencie. Sukces Zełenskiego polega na tym, że jednym z kryteriów podczas układania list i wystawiania kandydatów w okręgach jednomandatowych było kryterium niebycia deputowanym wcześniej – mówi naTemat Tadeusz Iwański, ekspert ds. Ukrainy w Ośrodku Studiów Wschodnich.

Takie było kryterium w partii Sługa Narodu prezydenta Zełenskiego, ale nie tylko. Obowiązywało też w partii Głos, której liderem jest muzyk Swiatosław Wakarczuk, ale tylko w części proporcjonalnej. – Zełenski obiecywał odsunięcie starych polityków i odnowienie klasy politycznej i dotrzymał słowa. Ludzie głosowali na nowe twarz. To jedna z przyczyn sukcesu tej partii na wyborach – tłumaczy ekspert. Tadeusz Iwański cytuje ciekawe badania z czerwca tego roku, robione przez grupę Rating. – Pokazały one, że przy wyborze deputowanego dla ok. 60 proc. wyborców ważne jest to, że jest to nowa twarz. A doświadczenie polityczne jest ważne tylko dla ok. 25 proc. – mówi. "Sytuacja jest absolutnie bezprecedensowa"
Ukraińcy poszli na żywioł. W kwietniu wybory prezydenckie wygrał 41-letni kabareciarz bez doświadczenia politycznego, który w popularnym serialu pt. "Sługa narodu" grał rolę ukraińskiego prezydenta.

Partię, którą założył, też nazwał "Sługa Narodu". Ale gdy wygrał wybory (73 proc. w drugiej turze), ugrupowanie nie miało nawet jeszcze żadnych struktur. Pamiętajmy – był kwiecień. Zełenski rozwiązał parlament dwa dni po swojej inauguracji. – Partia nie była wtedy sformowana, wręcz istniała jedynie na papierze, bez struktur regionalnych. Trzeba było bardzo szybko, w ciągu dwóch miesięcy, zapełnić ją kadrowo i wyselekcjonować kandydatów – opowiada ekspert.

Dziś, w lipcu, partia Zełenskiego zdeklasowała inne ugrupowania. Według exit poll w niedzielnych wyborach zdobyła niemal 44 proc. poparcia.

Gdy rozmawiałam z ekspertem OSW, policzono wyniki z ponad 90 proc. okręgów, nie podano jeszcze ostatecznych wyników. Był jednak przekonany, że niewiele już się zmieni. – Sytuacja jest absolutnie bezprecedensowa, bo od 1991 roku na Ukrainie nie było władzy monopartyjnej. Skala tego zwycięstwa jest zaskakująca, zwłaszcza w okręgach jednomandatowych. Mówiło się o wygranej w 80 okręgach, a on wygrał w 130 – mówi nasz rozmówca.

"Zełenski zyskuje w ten sposób pełnię władzy (i odpowiedzialności) w państwie, a także wolną rękę w kwestii doboru kadr na kluczowe stanowiska. Wynik Sługi Narodu oznacza, że po raz pierwszy po 1991 roku jedna partia będzie najpewniej dysponowała samodzielną większością w parlamencie" – napisał wraz z Wojciechem Konończukiem w analizie pt "Ukraina: samodzielna większość Sługi Narodu", która pojawiła się na stronie OSW już po podliczeniu ponad 50 proc. głosów. Partia fachowców i ekspertów
Czy takiemu nowicjuszowi, jakim był Zełenski, łatwo było znaleźć tyle nowych twarzy i namówić na "zabawę" w prawdziwą politykę? – Naturalnie. Sondaże już pod koniec ubiegłego roku pokazywały jego dużą popularność, a jeszcze bardziej poszybowały w górę, gdy w noc sylwestrową Zełenski potwierdził, że będzie ubiegał się o stanowisko głowy państwa. I bardzo wiele osób chciało się załapać na statek, który prowadził. Kłopotu z chętnymi do kandydowania w wyborach nie było – odpowiada Tadeusz Iwański.
Tadeusz Iwański

Problemem było właśnie to, że było ich tak dużo i w krótkim czasie trzeba było wyselekcjonować, kto będzie kandydować. To nie będzie partia jednorodna. Są w niej ludzie z bardzo różnym backgroundem, doświadczeniem, motywacjami. To są fachowcy, eksperci, którzy mają dobrą reputację. To są osoby, które wspierały Zełenskiego w kampanii prezydenckiej Ale są też biznesmeni z wątpliwą reputacją, ludzie oligarchów i osoby nieposiadające kwalifikacji do sprawowania mandatu.

Również premier ma być osobą bez doświadczenia w polityce.

Pewnie w niejednym kraju, o Polsce nie wspominając, wielu obywateli marzy o wymianie całej kadry politycznej. Tu zadziało się to w zawrotnym tempie, choć na Ukrainie nie jest to nowość. Ekspert OSW przypomina, że pięć lat temu, gdy do władzy doszedł Petro Poroszenko, parlament został wymieniony mniej więcej w połowie, wtedy również pojawiły się nowe twarze. Ale teraz skala jest znacznie większa. Wielka też była frustracja w narodzie.

"Zaczęły się ujawniać patologie władzy"
Ukraińcy przeszli w ostatnich latach przez wiele politycznych turbulencji. Przeżyli aneksję Krymu, wojnę w Donbasie i kryzys gospodarczy. Silne okazywali nastroje przeciwko władzy. W 2014 roku ratunkiem miał być Petro Poroszenko, prozachodni oligarcha. Jednak sytuacja się ustabilizowała i niewiele się zmieniło.

– Zaczęły się ujawniać patologie władzy. Ukraińcy zobaczyli, że politycy pomajdanowi zajmują się swoimi sprawami, kradną, a nie dbają o los obywateli. Wtedy nadzieje na odnowienie klasy politycznej odżyły. I pojawił się Zełenski, który doskonale odczytał nastroje społeczne – tłumaczy ekspert. Pytam, czy ostatnie wybory były w taki razie bardziej wynikiem frustracji społecznej, czy może jednak dojrzałości społeczeństwa, które wolało postawić na eksperyment niż dalej brnąć w to, co było do tej pory.

– Przede wszystkim frustracji. Obywatele Ukrainy bardzo zaryzykowali w tych wyborach. Na tej zasadzie, że: próbowaliśmy już wszystkiego, i polityków prozachodnich, i prorosyjskich, i nie przyniosło to żadnego rezultatu w postaci nowoczesnego, sprawnie funkcjonującego i sprawiedliwego państwa. W związku z tym postawmy na ludzi spoza polityki, którzy odczuwają nasze lęki, zagrożenia, ambicje, bo oni wiedzą, co nas boli, czego oczekujemy – słyszę.

Nadzieja i ryzyko
"Wyniki tych wyborów, wraz z wcześniejszym wyborem Zełenskiego na urząd prezydenta, będą swoistym testem, czy młodość i brak doświadczenia politycznego okażą się skuteczną receptą na stworzenie na Ukrainie warunków niezbędnych do przeprowadzenie głębokich reform, w tym walki z korupcją" – czytamy w analizie OSW.

Już słychać, że nowe władze mogą np. wprowadzić prawo - jeśli deputowany będzie opuszczał sesje parlamentu, może stracić mandat.

Czy można przewidzieć, co teraz czeka Ukrainę? – Nie można. Są nadzieje i są ryzyka. Nadzieja jest taka, że Zełenski spełni swoje obietnice i naprawi państwo. A zagrożenia wynikają z monowładzy. Jeśli ma się pełnię władzy, to pokusy zawłaszczenia rosną. Nie twierdzę, że tak będzie. Ale może tak być – odpowiada Tadeusz Iwański.