O takie auto elektryczne nic nie robiłem. Jaguar I-Pace uzależnia w ciągu dwóch minut

Piotr Rodzik
Możecie już przestać płakać, że to nie to, że niski zasięg, że nie słychać go i w ogóle. Jaguar I-Pace to jest *ten* samochód elektryczny, na który czekaliście. Jest po prostu rewelacyjny. Kropka. W ogóle się nie dziwię, że to samochód roku na świecie.
Jaguar I-Pace uzależnia błyskawicznie. Fot. naTemat.pl
Po tym niespecjalnie długim wstępie pewnie spodziewacie się, że I-Pace to zabawka rodem z "The Jetsons". Pamiętacie tę futurystyczną kreskówkę, prawda? No to tak wcale nie jest. Tak naprawdę I-Pace to samochód, którego geniusz tkwi gdzie indziej. On po prostu świetnie "udaje" prawdziwe, spalinowe, komfortowe i szybkie auto. A przy tym jest pozbawiony jego wad.
Fot. naTemat.pl
Patrzysz na niego i... to chyba najbardziej kontrowersyjny punkt
I-Pace może się podobać i może się nie podobać. Słyszałem najbardziej skrajne opinie podczas mniej więcej tygodniowego testu. Fakty są jednak takie: I-Pace to "normalne" auto. Nikt mu nie odmówił grilla słusznych rozmiarów (w aucie elektrycznym wlot powietrza jest zbędny, więc wielu producentów wycina go dla samego faktu) i w ogóle sprawia wrażenie poukładanego.


Ale im dłużej mu się przyglądasz, tym bardziej dostrzegasz, że coś tu jest nie tak. Przede wszystkim: to taki dość spory crossover, wielu powie że to mały SUV, a kształty ma jakieś takie na pograniczu coupe. Spójrzcie na tylną szybę. Jest tak ścięta, że prawdę mówiąc... niewiele w niej widać. Ale to przecież elektryk, więc przecież aż wypada korzystać z kamery cofania.
Fot. naTemat.pl
Druga sprawa to przestrzeń przed przednią osią. Jakaś taka... krótka, prawda? Prawie jak w busie. To akurat zasługa silnika elektrycznego. Jest znacznie mniejszy niż jego spalinowy odpowiednik, więc i nie potrzeba tak wiele miejsca pod maską. Dlatego przednia oś powędrowała mocno do przodu.

Co to daje? Jaguar I-Pace nie jest małym autem, ale nie jest też jakiś szokująco wielki (4682 mm długości). Za to w środku przestrzeni jest aż nadto. Zarówno z przodu, jak i z tyłu. Sam kokpit jest typowo "jaguarowo-landroverowy", choć z odrobiną pieprzu i sporawą nutą high-techu. Jednak widać, że to auto elektryczne. I w tym środku jest naprawdę przyjemnie.
Fot. naTemat.pl
Aha - Jaguar I-Pace jest FENOMENALNIE złożony. Jakość materiałów to jedno, ale ich spasowanie i ogólne poczucie solidnego, premium auta... Żaden inny Jaguar według mnie tego nie daje na tak wysokim poziomie.

Czy do czegoś tu się można przyczepić? Szklany dach. Zwraca na niego uwagę każdy, jest niesamowicie wygięty, piękny i futurystyczny. Ale nie ma rolety, a test przypadł na czas ostrych, czerwcowych upałów. Momentami było ciężko. Ale jak się spodziewam, nie da się zrobić takiego dachu i jeszcze mieć funkcję rolety.
Fot. naTemat.pl
Auto do łamania przepisów
No i kolejna kwestia - Jaguar I-Pace jest cholernie, ale to cholernie szybki. W pewnym sensie jak każdy elektryk - zawsze powtarzam, że w elektrykach konie mechaniczne liczą się jakby "podwójnie". A tych jest tu 400. Każda oś ma bowiem swój własny silnik o mocy 200 KM. W połączeniu z napędem na cztery koła i absurdalnym momentem obrotowym (696 Nm) mamy zestaw gotowy do ośmieszania kierowców w ich V6/8/10/12.

Przynajmniej z miejsca, bo ten prędki Jaguar koniec końców przyspiesza do setki... w 4,8 sekundy. Są niewiele wolniejsze hothatche i dużo tańsze przy tym. To o co mi chodzi?
Fot. naTemat.pl
Cóż, zawsze podkreślam, że żeby zrozumieć elektryka, trzeba się jakimś przejechać. Ale w każdym razie: dzięki specyfice silnika elektrycznego I-Pace swój absurdalny moment obrotowy ma zawsze dostępny w całości. W połączeniu z napędem AWD sprawia to, że I-Pace odbija się z miejsca jak z procy. Jakby z tyłu huknął w niego rozpędzony japoński Shinkansen i po prostu go przepchnął do przodu.

Owszem, wiele aut dorwie go po tych 2-3 sekundach, ale do tych pierwszych 50 km/h trudno mu znaleźć rywala. Trzeba coś na kształt Porsche 911 z odpaloną procedurą startu. A I-Pace robi to naturalnie.
Fot. naTemat.pl
Kolejna kwestia to elastyczność. Temu autu nie robi różnicy, czy jedziesz 20 km/h czy 80 km/h. Po prostu wciskasz gaz i on odjeżdża. Elastyczność jest nieprawdopodobna i pozwala na wartkie przyspieszanie nawet na autostradzie. Jeszcze raz - wciskasz i cię nie ma. Gorzej robi się dopiero powyżej dopuszczalnych prędkości, zresztą I-Pace nie pojedzie szybciej niż 200 km/h. A przy tym wszystkim go prawie nie słychać.

I-Pace oczywiście byłby szybszy gdyby nie jego potężna bateria o pojemności 90 kWh (pojemność netto wynosi 84,7 kWh) - to auto po prostu waży. Ale z drugiej strony ta masa sprawia, że I-Pace jak na crossovera jeździ... no rewelacyjnie. Samochód chętnie trzyma się asfaltu i trzeba naprawdę przegiąć, żeby poczuć lekką podsterowność. Nisko położony środek ciężkości (bateria) robi swoje.
Fot. naTemat.pl
Co więcej - dzięki opcjonalnemu pneumatycznemu zawieszeniu I-Pace'a można obniżyć (wygląda wtedy naprawdę dobrze), a do tego mamy tu idealny rozkład masy 50:50. Innymi słowy tym klocem objedziesz wiele aut, które wyglądają na zwinniejsze.

No i wreszcie - zasięg. To on sprawia, że I-Pace jest tak cudowny. Że jest jak spalinowe auto, tylko lepsze. Koniec ze stresem przed wyjazdem z miasta. Według danych producenta tym autem można przejechać nawet 470 kilometrów, choć od razu mówię wam, że z pomiarami "spalania" elektryków jest tak jak z tradycyjnymi autami - można o nich w ogóle zapomnieć.
Fot. naTemat.pl
I-Pace, jak każdy elektryk, najlepszy zasięg osiąga w mieście. Częste hamowanie pozwala na odzyskiwanie energii i właśnie w środowisku miejskim można spokojnie mierzyć w 400 kilometrów zasięgu. Cisnąc po autostradzie przejedziemy raczej około stu kilometrów mniej, tak generalnie można uśrednić, że na jednym ładowaniu I-Pace zrobi około 350 km.

Oczywiście zaraz podniosą się głosy, że jakiś Passat z TDI zrobi na jednym tankowaniu tysiąc kilometrów albo i więcej, ale... co z tego? Passat jest wolny, a I-Pace to torpeda. Prawda jest taka, że samochody spalinowe o podobnej mocy do I-Pace'a na jednym baku przejadą mniej więcej tyle, co I-Pace. Moc wymaga paliwa, nieważne czy w płynie czy z gniazdka.
Fot. naTemat.pl
Różnica jest tylko taka, że taki spalinowy potwór po krótkiej wizycie na stacji benzynowej jest gotowy do dalszej jazdy, a I-Pace... no musicie go jednak naładować. Gniazdko to jedyne miejsce, w którym przypominasz sobie, że ten samochód czasami jest tym irytującym elektrykiem.

I-Pace'a można naładować nawet z domowego gniazdka. Potrwa to jednak dosłownie wieki. Prawie dwa dni. Ale już z szybkich ładowarek o mocy 50/100 kW naładujemy to auto do 80 proc. w 80 lub 40 minut. W Warszawie tak różowo nie jest - słupki są jednak dużo słabsze i potrzeba kilku godzin do 50 proc. Oczywiście wskazane jest przy zakupie auta zamontowanie porządnej ładowarki w swoim garażu. Albo trzeba czekać, aż polska infrastruktura się poprawi.
Fot. naTemat.pl
Aha - ciekawostka. Jaguar I-Pace ma jednak trochę korzenie w Land Roverze. Choć to elektryczny crossover, głębokość brodzenia to aż pół metra. Czapki z głów, ale... ja nie sprawdzałem.

Trzeba zapłacić
Testowany model to środkowa wersja wyposażenia SE. Za auto takie jak w teście trzeba zapłacić ponad 426 tysięcy złotych. Drogo, ale naprawdę wiecie, za co płacicie w tym samochodzie. No i jest to cena zbliżona to konkurencji: Audi E-Trona czy... Tesli X. Tyle to po prostu na razie kosztuje.
Fot. naTemat.pl
Sam I-Pace startuje w wersji S od 356 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę kiepską infrastrukturę nawet ewidentnie niższa cena "paliwa z gniazdka" nie poprawia bardzo humoru. Ale nie patrząc do portfela i na oby przejściowe trudności z gniazdkami w Polsce, to naprawdę świetne auto. Wygląda jak z przyszłości, jeździ jak rasowy sportowy wóz, a do tego ma pięć komfortowych miejsc i duży bagażnik. Trudno o równie wszechstronny samochód.

Jaguar I-Pace na plus i minus:

+ Osiągi!
+ Prowadzenie
+ Jakość wykonania
+ Duży zasięg
+ Komfortowe wnętrze
+ Pojemny bagażnik
- Ten dach jest piękny, ale bez rolety trudno wytrzymać
- W Polsce problemem ciągle będzie ładowanie

Fot. naTemat.pl