"Na kościół dam". Dziennikarze dotarli do mężczyzny, który wygrał 193 mln zł w Eurojackpot

Bartosz Świderski
Wojciech sam przyznaje, że jest z niego prawdziwy sknera. W rozmowie wychodzi to raz po raz – choćby wtedy, gdy wnukowi przy całej rodzinie przypomina, że ten jest mu winny dwie stówy. Bo jakaś paczka przyszła i on ją odebrał za wnuka. Dziennikarze portalu wp.pl dotarli do mężczyzny, który w Eurojackpot wygrał 45 mln euro (193 mln zł) i który absolutnie nie wygląda na takiego, któremu wygrana niebotycznej sumy odmieniła życie.
Najwyższa wygrana w Eurojackpot to 193 mln zł. Dziennikarze dotarli do zwycięzcy. Fot. Łukasz Nowaczyk / Agencja Gazeta
Wojciech to nie jest prawdziwe imię – z oczywistych powodów w artykule nie padają dane zwycięzcy, który zgarnął rekordową wygraną. Szczęśliwe liczby zostały skreślone w jednej z kolektur w powiecie piotrkowskim, ale brak informacji, gdzie triumfator mieszka. Pada tylko, że pan Wojciech (lat, na oko, 65-70) "kupon wysłał, wracając od rodziny ze Śląska. Zjechał z autostrady, żeby ominąć korek, stanął zrobić małe zakupy".

Wiadomo, że pochodzi ze Śląska i przed laty pracował w górnictwie. W ostatnich latach najczęściej pracował za granicą na stalowych konstrukcjach – w Hiszpanii, Danii, Niemczech czy Holandii. Tam też pracuje jego syn, inżynier, do którego zadzwonił po pomoc. Sam nie chciał jechać do głównej siedziby Totalizatora Sportowego do Warszawy, aby odebrać owe miliony.


"Wojciech majątku nie dzieli"
W rozmowie z dziennikarzami wp.pl raz po raz z żalem stwierdza, że to, co ma na kontach, to wcale nie 193 mln zł, lecz 173. Musiał bowiem zapłacić 10 proc. podatku od wygranej, czyli ponad 19 mln.
Szczęśliwy zwycięzca zdecydował się na odbiór wygranej w złotych, a nie w euro.Fot. robson309 / 123rf.com
Pan Wojciech nie kryje, że jest sknerą. Choć pieniądze od dawna leżą na jego koncie, to nawet na wakacje nie wyjechał, a w garażu wciąż stoi kilkunastoletnia skoda. Choć zdecydował się na remont domu.

Dotąd nawet Wigilię spędzali tylko we dwójkę z żoną, a teraz w domu zrobił się ruch. Co chwilę ktoś przychodzi. "W ciągu jednego dnia wpada córka, wnuczek, dwie siostry i nawet kuzyn. Wszyscy wyjeżdżają bez pieniędzy. Wojciech majątku nie dzieli" – czytamy w tekście.

Wprawdzie obiecuje: "na kościół dam, na pewno dam, parafia potrzebuje" albo "na potrzebujących". Ale na razie jeszcze ani grosza nie wpłacił. – Panowie, przeleję. Jak sytuacja się uspokoi, jak się wokół nich wyciszy – deklaruje.

Pieniądze i szczęście
Trzymamy kciuki za zwycięzcę – aby pieniądze, wbrew przysłowiu, przyniosły mu szczęście. Choć historie polskich zwycięzców Lotto nie zawsze kończą się szczęśliwie.

Jakub Noch kilka lat temu rozmawiał z milionerem spod Gdańska. Aleksander skreślił szczęśliwą szóstkę i wygrał 3 mln zł. Bardzo szybko został niemal z niczym. – Jeżeli nie masz do czynienia z dużym pieniądzem wcześniej, to nie potrafisz nim obracać – wyznał.

W 2010 roku mieszkaniec Wydmin ustrzelił w Lotto ponad 13 mln zł po tym, jak obstawił dwa zakłady na chybił trafił. Z radości wygadał się sąsiadom. Było to błędne posunięcie. Ryszard M. następnie szybko wyprowadził się ze swojej miejscowości. Pojawiły się teorie spiskowe, w tym związane z udziałem gangsterów. Jednak Ryszard M. kupił dom w oddalonym o 120 km Olsztynie.

Pech jednak czekał na swój moment. Mężczyzna postanowił ufundować drogie BMW swojemu synowi. Niestety ten spowodował wypadek w wyniku którego jego pasażerka doznała poważnych obrażeń i już nigdy nie stanie na własnych nogach. Syn zwycięzcy dostał 3,5 roku więzienia.
Wygrana w Lotto niekoniecznie można oznaczać rozwiązanie wszystkich dotychczasowych problemów.Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta

Ledwo wiążący koniec z końcem Roman W. ze wsi pod Dobrym Miastem na Warmii w 1995 roku dwukrotnie trafił szóstkę. Tydzień po tygodniu. Przypływ wielkich pieniędzy rozpoczął ciąg inwestycji: kupowanie luksusowych aut, mieszkań, a nawet otwarcie klubu disco polo. Były też egzotyczne wycieczki. W pięć lat mężczyzna stracił mieszkania, wraz z niedokończonym domem.

Nie poszczęściło się także małżeństwu z Kujaw, które przed 30 laty wygrało równowartość dzisiejszego miliona złotych. Swoje pieniądze zainwestowali w mieszkania dla córek. Jednak rodzice nie mogli liczyć na odwdzięczenie się swoich pociech. Skończyli na zasiłku z MOPS-u, spędzając starość w niedużej kawalerce.

źródło: wp.pl