Facebooka od dawna nie da się używać – chyba że o niego zadbasz. Kilka porad, jak łatwo ogarnąć serwis

Piotr Rodzik
Budzisz się w sobotę rano i tradycyjnie, zamiast pójść do toalety, bezwiednie odpalasz jeszcze w łóżku apkę Facebooka. I znowu krew cię zalewa, bo na twoim wallu na pierwszym miejscu z kosmosu wyskakuje post sprzed czterech dni. Facebook stał się śmietnikiem bez ładu i składu. Na szczęście jeszcze można z nim powalczyć i jakoś go ogarnąć.
Korzystanie z Facebooka jest obecnie po prostu męczące. Fot. naTemat
Frustracja narasta nie tylko we mnie, ale i w wielu moich znajomych. Na przestrzeni lat Facebook przebył fascynującą drogę. W moim rozumowaniu zaczął przecież karierę jako takie fajniejsze Grono, które w sumie założyłem w 2009 roku tylko dlatego, że coraz więcej rzeczy zaczęło mnie po prostu omijać.

No i także dlatego, że nasza uczelniana grupa na Gronie zaczynała przymierać. Facebook był na topie. I tak, pamiętam jak to było studiować BEZ znajomych na Facebooku i BEZ odpowiedniej grupy na Facebooku. Starsi czytelnicy powiedzą, że to normalne, młodsi pewnie nie uwierzą. Ale tak było.


Potem Facebook rósł. Stał się miejscem, które sprawdzasz nie z powodu durnego nawyku (jak teraz), a dlatego, że chciałeś. Tam rozmawiałeś ze znajomymi. Tam zapisywałeś się na wydarzenia. Tam wrzucałeś fotki. Wreszcie tam miałeś w kompendium wiedzy o tym, co się dzieje w kraju i na świecie. Wystarczyło przecież polajkować kilka profili polskich czy zagranicznych mediów, żeby być na bieżąco.

Aż wreszcie minęła dekada. Co się stało z tamtym Facebookiem? Już go nie ma, co dotkliwie odczuli choćby polscy i zagraniczni wydawcy internetowi, którzy bazowali tylko na tym, kto kliknął w ich teksty właśnie z tego źródła. Ale nie o tym tekst.

Facebook od dawna miota się, bo miota się Mark Zuckerberg, który od dłuższego czasu chyba nie wie (albo my robaczki go nie rozumiemy), jakiego Facebooka chce. Faworyzowanie grup, ścinanie zasięgów mediom czy uporczywe promowanie na waszych tablicach facebookowego marketplace – w końcu kiedy zakładaliście Facebooka, to tylko marzyliście o tym, żeby za jego pośrednictwem kupić mieszkanie w Warszawie. Albo nowy kabel USB.
Efekt jest taki, że Facebooka uruchamiam z dziwnej motywacji – czegoś na pograniczu litości i przyzwyczajenia. Bo wiem, że i tak tam niczego konkretnego nie znajdę.

Druga sprawa to wspomniane facebookowe grupy. Co z tego, że jesteś ich członkiem, skoro powiadomienia o nowych postach NAGMINNIE nie przychodzą. Albo przychodzą po trzech godzinach. Mamy taką grupę w pracy i jestem na niej wiecznie spóźniony. Bo nigdy nie mam alertów.

Można tak bez końca. Na szczęście Facebooka można sobie trochę poukładać.

Magiczny guzik "dlaczego widzę ten post"

Przeglądasz swoją tablicę i przecierasz oczy ze zdumienia? Skąd u ciebie reklama nowego osiedla pod Warszawą, skoro generalnie martwisz się, czy w tym miesiącu dostaniesz pensję? Za posty na twoim wallu – tak jak właściwie za wszystko na Facebooku – odpowiada algorytm.

Algorytm to twój opiekun i kaganiec w jednym. On najlepiej wie, co cię w życiu kręci. I z przyjemnością ci to pokaże na Facebooku na timeline. Oczywiście jak to algorytm, najczęściej pokazuje ci jakiś absolutnie zbędny stuff.

Wtedy z pomocą przychodzi guzik "dlaczego widzę ten post" – ewentualnie "tę reklamę". Po jego wciśnięciu dowiesz się, jak Facebook doszedł do wniosku, że reklama pizzy może cię interesować, skoro ty przecież nie jesz glutenu.

Mnie choćby w ramach pracy nad tym tekstem wyskoczyła reklama… obozu kulinarnego w Chorwacji. Co ma raczej niewiele sensu, bo nigdy w życiu bym nie pojechał do Chorwacji uczyć się gotować. Ale post wyskoczył.
A to wytłumaczenie Facebooka.
Potem wystarczy ukryć reklamę i domyślnie powinienem mieć takich informacji mniej.

Chronologicznie, czyli prościej

Kolejna sprawa: posty, które widzimy. Nawet nie chodzi o to, że dotyczą dziwnych spraw. Często ich kolejność jest całkowicie od czapy. Pierwszy post ma pięć godzin, drugi powstał… trzy minuty temu.

Teoretycznie: spoko. Facebook po prostu pokazuje nam to, co jest prawdopodobnie angażujące i emocjonujące. Tylko algorytm tak jakby nie uwzględnia tego, że ten post ma pięć godzin, a ty w tym czasie włączyłeś Facebooka już trzy razy…

Do tego algorytm wybiera posty na zasadzie, którą rozumieją (chyba) tylko w siedzibie Facebooka. A i tam pewnie nie wszyscy. W każdym razie istotne są rozpoznawalność strony, z której pochodzi czy zainteresowanie użytkowników. I tutaj też nie jest łatwo – bo na przykład komentarz jest bardziej "promowany" niż przaśny lajk. Do tego dochodzą oczywiście jeszcze twoje preferencje. Co obserwujesz na Facebooku. Jaki filmik obejrzałeś. I to oczywiście często wychodzi mocno średnio.

Jak temu zaradzić? W stu procentach nie da się, bo Facebook taki już po prostu jest. Ale próbować można. Przede wszystkim można włączyć chronologiczne wyświetlanie postów. Robi się to dosłownie jednym kliknięciem:

Posprzątaj

No i wreszcie warto zrobić porządek na swoim Facebooku. Ile razy kliknąłeś na odpał "lubię to!" I nawet o tym nie pamiętasz? Włącz swoją tablicę, przejrzyj ja porządnie i odlajkuj wszystkie dziwne profile. Wskaż, że nie chcesz widzieć konkretnych reklam. Od razu zrobi się bardziej przejrzysto.

Można też pójść krok dalej i zmienić swoje preferencje. Są tam, gdzie wybrałeś chronologiczne ustawienia postów:
Tutaj opcji jest już naprawdę wiele. Możesz choćby wymusić priorytet wyświetlania postów z pewnych stron czy pewnych znajomych. Albo w łatwy sposób przestać obserwować dane osoby czy strony.
Ale żeby nie było tak miło: te ustawienia nie pomogą na namolny marketplace, z którym trzeba walczyć ręcznie.

I niestety żadna z tych metod nie rozwiąże głównego problemu Facebooka: że serwis stał się własną karykaturą i śmietnikiem na wszystko, co tylko można znaleźć w sieci.