Europoseł ze Śląska bojkotuje defiladę w Katowicach. "To element kampanii wyborczej Morawieckiego"

Anna Dryjańska
PiS regularnie obraża Ślązaków. Jarosław Kaczyński mówi o "zakamuflowanej opcji niemieckiej" i "wysokim stężeniu patologii na Śląsku". W czasie kampanii politycy PiS przebierają się w owczą skórę, po wyborach ją zrzucą – mówi naTemat Łukasz Kohut, europoseł Wiosny.
Europoseł Łukasz Kohut (Wiosna) nie cieszy się defiladą wojskową w Katowicach. Pyta, kiedy premier Morawiecki przyzna śląskiemu status języka regionalnego. fot. Fred Marvaux
Anna Dryjańska: Wybiera się pan na defiladę wojskową w Katowicach?

Łukasz Kohut: Nie, z dwóch powodów. Po pierwsze przeniesienie wydarzenia z Warszawy do Katowic to element kampanii wyborczej premiera Morawieckiego, który za pieniądze podatników będzie promował siebie i PiS na Śląsku. Po drugie kojarzy mi się to z defiladami w Moskwie, gdzie kult siły jest jeszcze większy niż w Polsce. Nie kręci mnie to.

Kampania kampanią, ale może mimo to dobrze, że władza tak wyróżniła Górny Śląsk?

To wyróżnienie to dyskusyjna kwestia. Władza chce się pokazać na tle ciężkiego sprzętu, więc w Katowicach trzeba przesadzać miejską zieleń, demontować latarnie i robić inne rzeczy, by przez miasto mogła przejść defilada. Jeśli premier faktycznie chciałby zrobić coś dobrego dla Śląska, to powinien przyznać językowi śląskiemu status języka regionalnego. To nasz postulat od lat. Mimo, że od kilku tygodni Mateusz Morawiecki krąży po całym województwie, jakoś nie znalazł czasu dla ślůnskiej godki.


Premier powinien wiedzieć, że niy ma gańba godać po naszymu, a śląski – podobnie jak wcześniej kaszubski – zasługuje na uznanie za język regionalny.

Premier określił go mianem gwary.

Jestem zwolennikiem stanowiska, według którego to język. Na Śląsku mamy kilka odmian godki w zależności od regionu i nikomu to tutaj nie przeszkadza. Ta śląska różnorodność to bogactwo, dlatego smuci mnie, że władza z uporem odmawia przyznania śląskiemu statusu języka regionalnego. Dzięki temu miałby wsparcie instytucji kultury, byłby chroniony przed zapomnieniem. Zazdroszczę Kaszubom, których język taki status zyskał.

Obserwuje pan kampanię wyborczą szefa rządu PiS?

Nie śledzę jej godzina po godzinie, ale z grubsza wiem, co się dzieje. Totalna kampania, bo co by nie mówić, PiS dobrze wie, że kto wygrywa na Śląsku – wygrywa na ogół w skali kraju.

Premier odwiedza kolejne miejscowości, ale kompletnie ignoruje ich włodarzy. Jak pan myśli, dlaczego?

Pewnie się z nimi nie kontaktuje, bo nie są z PiS. Ale już wojewoda i marszałek, którzy są z jego formacji, ciągle mu towarzyszą. Mnie mama nauczyła, że każdemu mówi się "dzień dobry" i podaje rękę. Taka śląska kindersztuba.

Uścisnąłem rękę premiera Morawieckiego, gdy wręczał mi zaświadczenie o wyborze na europosła, choć nie zgadzam się z nim wielu sprawach. Szkoda, że nie stać go na to, by zauważyć obecność władz lokalnych. To lekceważenie ludzi, którzy je wybrali.

Jakie związki ma premier Morawiecki z Górnym Śląskiem?

Moim zdaniem żadne. Jest zwykłym spadochroniarzem startującym z regionu, z którym nie ma nic wspólnego. Jestem przeciwny przerzucaniu kandydatów pomiędzy województwami. To instrumentalne traktowanie wyborców.

Poza tym PiS regularnie obraża Ślązaków. Jarosław Kaczyński mówi o "zakamuflowanej opcji niemieckiej" i "wysokim stężeniu patologii na Śląsku". W czasie kampanii politycy PiS przebierają się w owczą skórę, po wyborach ją zrzucą. Obawiam się, że gdy zdobędą władzę po raz drugi, zniszczą media i samorządy.

Jak pan myśli, jak wyborcy zagłosują 13 października?

Jako polityk Wiosny trzymam kciuki za lewicę i ogólnie pojętą opozycję, bo chciałbym, by Polki i Polacy przeszli na jasną, prodemokratyczną stronę mocy. Nasz kraj potrzebuje tego, by do urn gremialnie szli nie tylko zwolennicy partii rządzącej. Oczywiście PiS-owi jest łatwiej mobilizować swoich zwolenników, bo ma na swoich usługach propagandę TVP. Opozycja musi znaleźć inny sposób. Od kilku tygodni jest pan europosłem. Jak pierwsze wrażenia?

Spełniło się moje marzenie. Urodziłem się w 1982 roku, pamiętam naszą drogę do Unii Europejskiej. To, że do niej wejdziemy, wcale nie było takie oczywiste. Pamiętam tę radość, gdy wreszcie się udało i wielkie poparcie, jaką dla akcesji wyrazili w referendum Ślązacy i wszyscy mieszkańcy i mieszkanki województwa śląskiego.

Polityka na poziomie europejskim zawsze mnie fascynowała. Jestem dzieckiem zjednoczonej Europy – to wstąpienie do UE pozwoliło mi studiować w Finlandii i pracować przez kilka lat na Zachodzie. Potrzebujemy w Polsce więcej Europy w każdej praktycznie dziedzinie życia, większa integracja europejska to powinien być nasz naturalny kierunek i plan na przyszłość. Jaka atmosfera panuje w PE?

Jest wielu nowych posłów, więc na razie trwa obwąchiwanie się, próby ustalenia, kto jest kim. Politycy Prawa i Sprawiedliwości są alienowani, na korytarzach otwarcie mówi się o tym, że skoro nie reprezentują europejskich wartości, to nie można im powierzać żadnych decyzyjnych funkcji.

Czym zajmie się pan w Parlamencie Europejskim? Poza promowaniem śląskiej kultury oczywiście.

Będę pracował w dwóch komisjach: ITRE (przemysłu, badań naukowych i energii), a także w CULT (kultury i edukacji). Poza tym lokalnie tym samym, co robiłem dotychczas jako publicysta i aktywista: jakością powietrza, świeckim państwem, prawami kobiet, edukacją obywatelską i regionalną.

Jako sprawozdawca w komisji kultury będę też prowadził przez PE ustawę z poprzedniej kadencji, nad którą pracował europoseł Michał Boni, która zakłada przyznawanie europejskiego wsparcia organizacjom pozarządowym bez pośrednictwa rządu. Wejście w życie tej regulacji będzie szczególnie istotne w sytuacji, jeśli do władzy znowu dojdzie PiS.

Zamierzam pracowicie spędzić tę kadencję. Planuję strategię na kilka najbliższych miesięcy – działania, spotkania, inicjatywy. Jako europoseł mogę zrobić znacznie więcej, niż aktywista. Gwarantuję, że nie oderwę się od ziemi – zamierzam spędzić aktywnie te 5 lat na pracy u podstaw, bo edukacja obywatelska w Polsce praktycznie nie istnieje, na spotkaniach bezpośrednich w województwie śląskim oraz na ciężkiej pracy w Brukseli i Strasburgu.