"Ćwierć miliona dodatkowych głosów". Wiemy, dlaczego PSL idzie z Kukizem

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Głupota chlusnęła wodospadem – to moja ulubiona maksyma Ilji Ilfa, radzieckiego pisarza, mistrza w opisywaniu absurdów czasów porewolucyjnych. Przypomniała mi się zupełnie znienacka, jak zobaczyłam, że Władysław Kosiniak-Kamysz odnalazł wspólnotę wartości z Pawłem Kukizem i odtąd razem z nim będzie podążał "krętą, ale własną drogą”.
Karolina Lewicka pisze o sojuszu PSL-u z Kukizem Fot. Albert Zawada / AG
Ukryty pozostaje dla mnie powód zawarcia tego sojuszu, jeśli doprowadziło do tego cokolwiek innego niż najzwyklejszy brak wiary PSL-u we własne wyborcze możliwości. Bo tylko wtedy, gdy ludowcy uznali, że samodzielnie nie dadzą rady sforsować progu, to i owszem – musieli zacząć szukać wsparcia po prawej stronie sceny politycznej (bo od maja nie chcą mieć nic wspólnego z lewactwem).

Najpierw policzyli, że przy frekwencji na poziomie 60 proc. potrzeba im co najmniej miliona wyborców, potem przypomnieli sobie sukcesy Pawła Kukiza z 2015 roku (ponad trzy miliony głosów w elekcji prezydenckiej oraz milion trzysta tysięcy w parlamentarnej) i uznali, że jacyś zwolennicy muzyka musieli się nad Wisłą ostać, a w Opolu to już na pewno.


Z moich informacji wynika, że PSL oszacował potencjał kandydatów Kukiz’15 na mniej więcej 250 tysięcy głosów – tyle niby mogą dorzucić do wspólnej listy. I podpisano porozumienie.

"To już można tłumaczyć tylko mega desperacją” - podzielił się opinią na Twitterze jeden z obserwujących konto PSL-u. Generalnie pod fotografią uśmiechniętych dwóch liderów brakowało entuzjazmu: "wstydu nie macie”, "pukanie w dno od spodu”, "Bareja by tego nie wymyślił”. Jeszcze tego samego dnia zaczęły się też sypać struktury Kukiz’15. Łukasz Dymko z Podlasia ogłosił, że nie chce współpracować z "symbolem systemu”, podobnie jak Mirek Piasecki z Konina, dla którego PSL to "oczywiste partyjniactwo”. Podobnych reakcji było więcej.

Dodajmy, że już wcześniej - w ankiecie, jaką zamieścił na Facebooku Paweł Kukiz - opcja startu razem z ludowcami cieszyła się najmniejszym poparciem głosujących. Jego decyzja jest jednak oczywista – koniecznie chciał ponownie kandydować wraz z kilkoma przybocznymi, którzy jeszcze przy nim trwają i musiał w związku z tym znaleźć jakąś (jakąkolwiek) listę, bo podpisów pod własną zebrać by nie zdołał, co sam przyznał ("nie mam ani czasu, ani środków by zebrać 130 tysięcy podpisów”). Widać wyszło – na ostatniej prostej – że najlepiej z PSL-em, ale gdyby dogodniej było z PiS-em, albo z narodowcami, to też by przecież ręka nie zadrżała. Zaś "ideowość” muzyka można skwitować jego ujawnionymi ostatnio słowami sprzed czterech lat: "Nawet gdybym miał hasło 'zielona gruszka dla każdego Polaka', i gdyby to złapało, to trzeba z tym hasłem iść i je wspierać”. Nic dodać, nic ująć.

Paweł Kukiz to partner niepewny i nieprzewidywalny. Kiedyś nazywał PSL "grupą przestępczą”, dziś z ludowcami sympatyzuje, a Władka (Kosiniaka-Kamysza) wynosi pod niebiosa. Ale przecież jutro może się na ludowców obrazić, a Władka zwyzywać. Albo utracić kontrolę nad kontem na TT. Ludowcy liczą właściwie tylko na to, że do 13 października – wyłącznie dla własnego interesu - będzie się hamował. Ale już na pierwszej wspólnej konwencji w Płocku Kukiz zakomunikował, że "w Polsce nigdy nie było demokracji”, a ludowcy musieli stać obok i nadal się uśmiechać. Aż chciałoby się zapytać, w jakim to porządku ustrojowym PSL współrządził w latach 1993-1997, 2001-2003 oraz 2007-2015? A kiedy ludowcy dopinali porozumienie opozycji o wspólnym starcie do Senatu, na stronie Kukiz’15 zawisła informacja, że do Izby Wyższej ruch wystartuje samodzielnie. To jak ta wspólna kampania będzie się toczyć? Razem do Sejmu, ale osobno do Senatu?

Problemem może być też dla ludowców to, jakie poglądy Paweł Kukiz reprezentuje i jak głosował w ostatniej kadencji. Czy PSL-owi nie przeszkadza, że wspierał niektóre szkodliwe ustawy autorstwa partii rządzącej? Że jego klub uczestniczył w wyborze sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa? Że sam podniósł rękę za tzw. małą ustawą medialną, która umożliwiła PiS-owi przejęcie TVP i Polskiego Radia? Gdzie unijny entuzjazm rolników, a gdzie eurosceptycyzm Pawła Kukiza? Czy ludowcom podobała się akcja "Stop uchodźcom”? Takie pytania można mnożyć.

O egzotyce tego sojuszu świadczy też to, że obaj partnerzy nie mają zielonego pojęcia, co po wyborach, jeśli Koalicja Polska w ogóle przekroczy próg i wejdzie do Sejmu (na razie premii za zjednoczenie w sondażach nie widać). Przy temperamencie Pawła Kukiza ludowcy nie mają co liczyć na długie trwanie wspólnego klubu. Niewykluczone, że posłowie z Kukiz’15 z marszu będą chcieli utworzyć własne koło (bo na 15-osobowy klub raczej nie ma szans), albo przejść na stronę zwycięzców. Paweł Kukiz marzy bowiem o odegraniu roli języczka u wagi. "My będziemy decydować, kto będzie miał władzę w Polsce” - grzmiał życzeniowo w Płocku. A od nowego tygodnia zaczął budować kombatancką legendę własnej osoby jako jedynego sprawiedliwego, którego cały system najchętniej widziałby na dnie Wisły, ale on - by "ocalić postulaty” - będzie nadal szedł "drogą przez mękę”. Czyli opowieści z mchu i paproci. Ciekawe, ilu wyborców da się na to złapać. Póki co nie widać efektu synergii, raczej odpływ zniesmaczonych tym politycznym małżeństwem, i to z obu stron. A takie ruchy nie wróżą sukcesu.