"Jak owce na rzeź". Turystka opowiedziała, co robili ludzie, gdy zaczęła się burza w Tatrach

Łukasz Grzegorczyk
W wyniku ostatniej gwałtownej burzy w Tatrach po polskiej stronie zginęły cztery osoby. Nie ma końca dyskusja o tym, czy tragedii dałoby się zapobiec. Z relacji doświadczonej turystki wynika, że dużo wcześniej można było przewidzieć, że nadciąga burza. Kobieta nie może zrozumieć, dlaczego ludzie nie zrezygnowali wtedy ze wspinaczki na Giewont. "Nieprzejednana skala głupoty, jak owce na rzeź" – oceniła.
Turystka opowiedziała, co działo się w Tatrach przed burzą. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Relację turystki zamieścił na Facebooku fotograf Marcin Kęsek. Kobieta opisała, że była w górach 22 sierpnia, czyli w dniu, kiedy w Tatrach przeszła gwałtowna burza. Turystka zaznaczyła, że już od godz. 12:00 było widać, że pogoda się zmienia. Dodała, że chwilę po 13:00 spadł deszcz.

"Później pierwszy pomruk, za chwilę grzmot.. pierwszy, drugi, trzeci.. Przy pierwszym zaczęłam biec na dół... mijałam rodziny z kilkuletnimi dziećmi, a nawet jeszcze mniejszymi, w nosidłach, bez kurtek, maluszki owinięte jakimiś pelerynami za 5 zł... I co? No właśnie i nic. Nikt nie zawrócił" – opisała.


"Jak owce na rzeź"
Kobieta podkreśliła, że na szlaku, kiedy schodziła w dół i próbowała ostrzec inną turystkę z dzieckiem, jakiś mężczyzna jeszcze miał do niej pretensje, że straszy ludzi.

"Do góry? Pomimo wszystko? W imię czego, przejechanych kilometrów, zapłaconego parkingu i biletów? Straconego zdjęcia na Facebooka? Nie mogłam na to patrzeć, na tę skalę... nieprzejednana skala głupoty, jak owce na rzeź, ja nie wiedziałam wtedy, że coś się stało (dzieje), nikt nie wiedział... ale czułam, że coś jest nie tak..." – czytamy dalej.

Turystka wyjaśniła, że ktoś może być pierwszy raz w górach i nie mieć doświadczenia, ale przypomniała, że dużo wcześniej było widać nadciągającą burzę.

"Co by było, gdyby burza trwała godzinę?
"Gdzie my żyjemy, musi się coś stać, żeby do ludzi dotarło to, ze trzeba uciekać? Musi ktoś przy nich zginąć, żeby dotarło, że teraz to jest wreszcie niebezpiecznie i nie idziemy dalej?" – zastanawiała się. "Temperatura obniżyła się nagle... było to czuć... nie rozpętał się huragan... ale pojawiły się podmuchy... których nie było wcześniej wcale. Było czuć, że pogoda się zmienia... i zmienia się nagle" – dodała.

Kobieta nie ma wątpliwości, że tym razem góry i tak "obeszły się z nami łaskawie". "To trwało kilka minut, nie liczyłam ale wyładowań było kilka, pięć? Sześć? A co by było, gdyby burza trwała godzinę? Gdyby było ich 50?" – wskazywała.