Ta Skoda za moment zaleje polskie ulice. Na drodze krajowej pali trzy i pół (!) litra

Piotr Rodzik
Umarł król, niech żyje król. Skoda Rapid odeszła do lamusa, a w jej miejsce pojawiła się nowa Skoda Scala. Jest zdecydowanie ładniejsza, bardziej zaawansowana technicznie, wyżej pozycjonowana i... sporo droższa. Ale nie da się ukryć, że będzie hitem w Polsce.
Skoda Scala jest droższa od Rapida, ale i tak będzie hitem. Fot. naTemat.pl
To w zasadzie dziwne, że do tej pory Skoda nie miała w swojej ofercie bezpośredniego rywala dla poczciwego Volkswagena Golfa i innych aut w tym segmencie. Wspomniany Rapid był jednak mniejszy, a Octavia jednak większa. A teraz wreszcie jest - to Skoda Scala. Może i zbudowana na platformie od Volkswagena... Polo - ale przecież Czesi od dawna swobodnie podchodzą do wielkości aut, które budują na poszczególnych płytach podłogowych.
Fot. naTemat.pl
W końcu coś nowego
Jak wygląda Scala? Przede wszystkim: inaczej. To znaczy - wciąż nie da się jej pomylić z innymi markami. Od razu widać, że to Skoda. Ale producent ewidentnie odświeżył swoją stylistykę. Z tyłu na czarnej klapie bagażnika pojawił się duży napis SKODA. Czesi chcą dać do zrozumienia całemu światu, że jazda Skodą to żaden wstyd i ja ten kierunek popieram.


Do tego dochodzą "pływające" światła od kierunkowskazów i bardzo "agresywne" światła do jazdy dziennej. Sam wzór świateł stopu też jest dość oryginalny, są zresztą podłużne i poziome, więc optycznie poszerzają auto. Oko cieszy też trójwymiarowy, duży grill. Pod względem stylistyki naprawdę nie ma się tu do czego przyczepić. Ze "starej Skody" została tu ogólna "geometryczność auta" (dużo kanciastych przetłoczeń) oraz... parasolki w bocznych drzwiach. Me gusta.
Fot. naTemat.pl
Zmieniło się także wnętrze. Tak jak pisałem już przy okazji premiery auta, ekran na środku kokpitu jest teraz "wybity" z deski rozdzielczej, a nie w nią wkomponowany, i znacznie większy. Niby detal, a zmienia odbiór całego auta. Do tego pojawił się choćby wirtualny kokpit za kierownicą, choć akurat nie w testowanym modelu. I to akurat bardzo ważne.

Auto dla Polaka
Scala jak właściwie każde auto z grupy Volkswagen może być dowolnie konfigurowana, a ilość opcji wyposażenia potrafi przywrócić o zawrót głowy. Zwłaszcza przy cenniku, bo choć Scala startuje od 67 200 zł, nie ma żadnego kłopotu z tym, żeby w konfiguratorze przebić 120 (!) tysięcy. Bo opcji jest masa: wspomniany wirtualny kokpit, panoramiczny szklany dach, elektryka foteli, podgrzewanie z tyłu i z przodu, elektrycznie sterowana pokrya bagażnika... można tak prawie bez końca.
Fot. naTemat.pl
Powiem szczerze: nie wydałbym sam z siebie na Scalę 120 tysięcy złotych i pewnie wielu kierowców pomyśli podobnie. Tymczasem testowany egzemplarz to raczej samochód właśnie "dla ludu". Jest kamera cofania, ale nie ma nawigacji. Fotele są regulowane ręcznie, pod dachem jest po prostu podsufitka a nie panoramiczna szyba, wreszcie samochód napędza... litrowy silnik. Trzy cylindry, 115 koni mechanicznych. I 200 Nm.

Już nie brzmi tak fantastycznie, prawda? Ale właśnie takimi autami będą raczej jeździć klienci. I w sumie mogę się założyć, że będą zadowoleni.
Fot. naTemat.pl
Poprawna do bólu
W Scali bowiem wszystko jest na miejscu. Auto daje kierowcy wszystko to, za co lubimy Skodę. Przede wszystkim: miejsce. W środku jest naprawdę wygodnie. Nie tylko z przodu, ale i z tyłu - duża ilość miejsca na kanapie zawsze wyróżniała Skody i tu nie jest inaczej. Bagażnik ma aż 467 litrów, czym Skoda tradycyjnie kładzie konkurencję na łopatki. W Golfie jest... 380 litrów.

Z kolei kokpit, choć zmienił design, ciągle jest wzorem ergonomii. Wszystko jest tu dokładnie tam, gdzie tego szukacie. I nie jest jakiś porażająco plastikowy.Skoda jest wreszcie żwawa. Ten litrowy silnik nie nastraja optymistycznie, ale jest wyjątkowo chętny do jazdy. Maksymalny moment obrotowy jest dostępny już od dwóch tysięcy obrotów, więc Scala jest właściwie zawsze gotowa do akcji.
Fot. naTemat.pl
Stąd znośne przyspieszenie do 100 km/h (poniżej dziesięciu sekund), ale przede wszystkim duża elastyczność w trasie. Tak, autem z litrowym silnikiem da się pojechać poza miasto. i to z naprawdę dobrym efektem! "Machnąłem" nią niemal tysiąc kilometrów, więc wiem co mówię. Bak wystarczył na prawie 800, a weszła w to typowo miejska jazda.

Bo spalanie wypada wręcz kosmicznie. Jeśli będziecie grzecznie jechać po drodze krajowej, przepisowo, nie siląc się na wyprzedzanie innych aut, Scala z litrowym silnikiem spali tytułowe trzy i pół litra. NAPRAWDĘ. Udało mi się zejść nawet do 3,1 litra, ale już przesadzałem z "ecodrivingiem". Na ekspresówce spalanie wyniosło 4,5 litra, a na autostradzie 5,5 litra. To wszystko przy założeniu przepisowej jazdy.
Fot. naTemat.pl
W mieście tutaj można z kolei zakręcić się w okolicach "ósemki". Albo i mniej - moja trasa do pracy to przelot przez osiedle, kilka kilometrów po trasie przyspieszonego ruchu i znowu zjazd w dzielnicę. Około osiem kilometrów. Na takim "dystansie" Skoda paliła sześć i pół litra. Od zimnego silnika.

Przy tej okazji trzeba wspomnieć o skrzyni biegów, którą mimo wszystko pochwalę. Ja osobiście manualnych przekładni w Skodach nie lubię. Brakuje mi w nich precyzji, sprawiają wrażenie rozlazłych, a drążek się majta na wszystkie strony świata. Wolę jednak sportowy, krótki skok, nawet kosztem użycia siły. Tutaj wszystko pracuje lekko, ale co z tego, skoro w trakcie testu kilka razy nie mogłem wbić wstecznego i musiałem wysprzęglać. Jakby Scala miała już nalatane ze 150 tysięcy kilometrów.
Fot. naTemat.pl
Rzecz w tym, że dzięki tej kontroli mogę utrzymać Scalę w optymalnym zakresie obrotów, dzięki któremu szybko mam dostęp do pełnego momentu obrotowego. Jeździłem kiedyś Scalą z tym samym silnikiem, ale spiętą z siedmiobiegowym automatem DSG.

Ten oczywiście był błyskawiczny, ale miał tendencje do nadmiernego zbijania biegów i w konsekwencji obrotów. A trochę poniżej półtora tysiąca 1.0 TSI zaczyna telepać. Tutaj jest tak samo, ale mogę zadbać o to, żeby nie przeginać. Plus DGS owocowało nieco wyższym spalaniem.
Fot. naTemat.pl
I jeszcze kilka słów o prowadzeniu. Układ kierowniczy? Jest okej, taki typowo "volkswagenowski". To nie jest auto do jazdy na żyletki w slalomie, ale za kierownicą naprawdę czuć auto. Jest wystarczająco komfortowo i precyzyjnie dla większości kierowców.

Scala za to na mój gust trochę za bardzo "wpada" w nierówności i przenosi je na całe auto. Na torach tramwajowych wręcz telepie się. To zapewne efekt zastosowania płyty podłogowej z dość małego auta, jakim jest Polo. Ale ponownie - do przeżycia.
Fot. naTemat.pl
Tanio to już było
Pozostaje kwestia ceny. Generalnie nie mam wątpliwości: Scala będzie hitem, za chwilę będzie w Polsce wszędzie. Tak jak Rapid czy większa Octavia. Auto jest zresztą znacznie nowocześniejsze od Rapida, ale bazowo jest jednak o kilkanaście tysięcy (!) droższe od niego. Startuje od wspomnianych 67 200 zł.

Owszem, dostajemy za to znacznie więcej wyposażenia podstawowego, w tym systemy bezpieczeństwa takie jak front assist i lane assist. Jest też podstawowe radio Swing z dotykowym ekranem (6,5 cala), reflektory LED BASIC czy dwa porty USB-C (nie ma tradycyjnych, więc szykujcie nowe kabelki), ale jednak jest sporo drożej. Niektórzy może woleliby bez tych opcji, a taniej.
Fot. naTemat.pl
To za ile można mieć Scalę podobną do tej w teście? Ja w konfiguratorze wybrałem Scalę w wersji Ambition od 71 650 zł, głównie dlatego, że w "bazie" nie ma wielofunkcyjnej kierownicy. Silnik wziąłem z testu, dorzuciłem lakier metalik za 2300 zł i kamerę cofania za 1500 zł. I w zasadzie to... tyle.

Owszem, testowany egzemplarz nawet pomimo tego biednego silnika miał znacznie więcej bajerów, choćby adaptacyjny tempomat. Ale przecież nie do końca o to tutaj chodzi. Moja Scala wyszła 75 100 zł. Mam alufelgi, kamerę cofania, wielofunkcyjną kierownicę. A jak ktoś chce więcej, to można wydać więcej. Pisałem o tym wyżej.
Fot. naTemat.pl

Skoda Scala 1.0 TSI 6MT na plus i minus:

+ SPALANIE!
+ Niezłe osiągi
+ Całkiem dobrze się prowadzi
+ Przestronne wnętrze, duży bagażnik
- Droższa niż Rapid
- Średnio zachowuje się na dziurach