"Należy się bać o życie Cichockiego i Małej Emi". Gdzie jest ważny świadek w aferze rządu PiS?
Czy w rządzie PiS działała zorganizowana grupa przestępcza, która miała niszczyć niezależnych sędziów? Śledztwo w tej sprawie już od kilku miesięcy – po przejęciu urządzeń elektronicznych hejterki Emilii – powinna prowadzić prokuratura. W nim ważne byłyby zeznania dobrozmianowego sędziego Arkadiusza Cichockiego, który dzięki informacjom z resortu Zbigniewa Ziobry miał z Emilią niszczyć niepokornych kolegów. Pod koniec sierpnia Cichocki zniknął. Gdzie jest i co się z nim dzieje?
Jak wynikało z jego wiadomości tekstowych – gdy jeszcze komunikował się ze światem – trafił na oddział intensywnej opieki medycznej (OIOM). Miał problemy kardiologiczne, dokuczało mu wysokie ciśnienie. Sytuacji nie poprawiła publikacja "Faktu", który pokazał całej Polsce jego nagie zdjęcia. Związany z obozem dobrej zmiany sędzia wysłał je wcześniej Emilii, z którą wdał się w pozamałżeński romans podlany patriotycznym sosem.
Cichocki o tym co wie chciał opowiedzieć Onetowi i "Gazecie Wyborczej". Zwrócił się także z przeprosinami do sędziego o imieniu Paweł, na którego tworzył donosy. Jak wynika z ustaleń RMF, chciał mu szczegółowo opowiedzieć jak działała machina niszczenia sędziów, której stał się częścią.
Z sędzią Pawłem i jego kolegą po fachu spotkał się w szpitalu tylko raz. 24 sierpnia nagle zniknął. Od tego czasu nie ma z nim kontaktu. O to, jakie mogą być jego losy, zapytaliśmy kilka osób, które z różnych perspektyw śledzą aferę w resorcie Ziobry: sędziego Waldemara Żurka, jego pełnomocniczkę mec. Marcjannę Dębską, pełnomocnika Małej Emi mec. Konrada Pogodę i dziennikarza "Gazety Wyborczej" Wojciecha Czuchnowskiego.
W internecie hulają przeróżne scenariusze – od tego, że Cichocki wrócił na łono dobrej zmiany, przez ten, że został skutecznie zastraszony, aż po wersję, że został ze szpitala "zgarnięty" przez bliżej nieokreślone służby. Która jest najbardziej prawdopodobna?
“Gdzie jest państwo?”
Sędzia Waldemar Żurek, były rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, który wielokrotnie był na celowniku Małej Emi i dwóch innych hejterów z Twittera (nicki: FigoFago i Jackob), jest oburzony bezczynnością organów ścigania.
– Przeraża mnie, że w państwie, które jeszcze kilka lat temu było praworządne, kluczowy świadek w aferze na szczytach władzy znika bez śladu – mówi naTemat sędzia Żurek. – Gdzie jest policja? Gdzie jest prokuratura? Gdzie jest państwo? – pyta retorycznie.
Prawnik uważa, że to moment, gdy trzeba bić na alarm. – O życie Małej Emi i Cichockiego należy się bać – mówi sędzia Żurek.
Sędzia Waldemar Żurek, były rzecznik KRS.•fot. Przemysław Wierzchowski / Agencja Gazeta
Tymczasem o ochronie państwa dla kluczowego świadka w aferze hejterskiej nie wiadomo nic. – Opinia publiczna w demokratycznym kraju ma prawo wiedzieć, gdzie jest świadek o takim znaczeniu, jak Cichocki. A jeśli upublicznienie miejsca jego pobytu byłoby zbyt ryzykowne, powinna przynajmniej wiedzieć, jaka służba państwowa go chroni. On z kolei powinien mieć możliwość kontaktu ze światem, w tym z mediami – przekonuje Żurek.
Od 24 czerwca sędzia Żurek ma status pokrzywdzonego w postępowaniu prokuratury, które dotyczy pomówienia i publicznego znieważenia za pomocą środków masowego przekazu przez osoby obsługujące trzy wyżej wymienione konta. Mimo, że dostarczył prokuraturze adresy IP internautów, śledczym przed ponad 2 miesiące nie udało się ustalić, kim są.
To, kim jest Mała Emi, ustaliły za to media z pomocą użytkowników Twittera tuż po wybuchu afery w rządzie PiS. To Emilia Szmydt, której mężem jest członek tzw. neoKRS, czyli tej wybranej przez posłów PiS – zdaniem większości środowiska prawniczego – z naruszeniem prawa.
Kto stoi za dwoma kolejnymi kontami, które nękały sędziego? Prokuratura, nad którą nadzór sprawuje Zbigniew Ziobro, nadal tego nie ustaliła. Dlatego sędzia Żurek jest pełen wątpliwości, czy śledczy robią, co do nich należy, by zabezpieczyć dowód w postaci zeznań Arkadiusza Cichockiego. Żeby go przesłuchać, najpierw powinni ustalić, gdzie jest. A tego nie wiadomo już od kilkunastu dni.
– Hejterka Mała Emi mówi, że prowadził ją sędzia Cichocki, potem odzywa się Cichocki i mówi, że prowadził go wiceminister Piebiak i wtedy… znika. Niedługo później dowiadujemy się z mediów, że z chmury internetowej są kasowane wiadomości osób z kręgów rządowych, które wzięły na celownik sędziów. Prokuratura nie zabezpieczyła dowodów, jakimi są zeznania Cichockiego i dane z nośników elektronicznych – mówi sędzia Żurek.
Dlatego wziął dziś sprawę zniknięcia Arkadiusza Cichockiego w swoje ręce. Domaga się, by prokuratura ustaliła miejsce pobytu byłego współpracownika dobrej zmiany i wzięła od niego zeznania.
Wojciech Czuchnowski, dziennikarz “Gazety Wyborczej”, który opisuje aferę donosową w rządzie PiS, stawia na to, że dobrozmianowy sędzia Cichocki sam odciął się od świata. Zapewne wyjechał gdzieś, gdzie może uciec przed medialnym zgiełkiem. A może przeniósł się incognito do innego szpitala? Upokorzeniem, która przepełniło czarę, miały być jego nagie zdjęcia przesyłane Emilii, które 23 sierpnia opublikował “Fakt”.
Dziennikarz “GW” podkreśla, że wiele redakcji dostało te fotografie, ale nie puściło ich w obieg. – Tak, zachowywał się podle wobec sędziów, ale [publikacja jego nagich zdjęć] to już kopanie leżącego – ocenia Czuchnowski.
Dziennikarz Wojciech Czuchnowski.•fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Sędzia Żurek nie wierzy w to, by Cichocki “rzucił wszystko i wyjechał w Bieszczady”. – Nawet, jeśli zaszył się w jakiejś leśniczówce, służby powinny go odnaleźć i doprowadzić do prokuratury, by złożył zeznania. Przy dzisiejszej technologii zlokalizowanie Cichockiego powinno być kwestią godzin, zwłaszcza, że jak się ostatnio dowiedzieliśmy, władza inwigiluje obywateli również za pomocą izraelskiego systemu Pegasus, który przejmuje kontrolę nad ich telefonami – mówi były rzecznik KRS.
Jego zdaniem nie da się dojść do prawdy o nielegalnych działaniach na szczeblu rządowym bez zeznań Arkadiusza Cichockiego. – Staram się odsuwać od siebie myśl, że coś mu się stało. Gdyby jednak tak się wydarzyło, nikt nie uwierzy, że to przypadek – przekonuje sędzia Żurek.
"Wytłumaczono mu, że powinien zniknąć"
Inną opinię w tej kwestii ma mec. Konrad Pogoda, pełnomocnik Małej Emi. Uważa, że zeznania Cichockiego nie są koniecznym warunkiem wyjaśnienia tego, co się działo w Ministerstwie Sprawiedliwości. Skąd to przekonanie? – Nie sądzę, by nieobecność Arkadiusza Cichockiego miała uniemożliwić ustalenie faktów w tej aferze – ucina prawnik enigmatycznie.
Zniknięciem Cichockiego jest jednak zmartwiony. Podobnie jak sędzia Żurek wątpi w to, by były żołnierz dobrej zmiany sam z siebie zniknął z radaru. Jego podejrzenia budzi moment zniknięcia sędziego – w momencie, gdy sam nawiązał kontakt z mediami i chciał mówić. – Albo Cichocki był labilny emocjonalnie i zmienił zdanie, albo nagle się czegoś przestraszył – zastanawia się mec. Pogoda. Wątpi, by – to teoria krążąca w sieciach społecznościowych i na forach – mężczyzna został zabrany ze szpitala wbrew swojej woli przez funkcjonariuszy służb.
Prawnik przychyla się do tego, że współpracujący do niedawna z resortem Ziobry sędzia został przekonany, że dla swojego dobra powinien milczeć. – Nie sądzę, by ktoś go zabrał ze szpitala siłą, najpewniej w ten czy inny sposób wytłumaczono mu, że powinien zniknąć. Jeśli tak, pytanie brzmi: co mu obiecano albo czym go postraszono? I kto to zrobił? – pyta mec. Pogoda.
Mec. Marcjanna Dębska, pełnomocniczka sędziego Żurka w procesie przeciwko Małej Emi, także nie wierzy w siłowy scenariusz zniknięcia Cichockiego. – Są dwie zgodne z prawem możliwości, by służby “zgarnęły” kogoś wbrew jego woli. Jedna to postawienie komuś zarzutów karnych i aresztowanie. Druga to przymusowe leczenie w zakładzie psychiatrycznym – tłumaczy prawniczka.
Dębska uważa, że aresztowanie sędziego Cichockiego jest czymś mało prawdopodobnym.
– Każda z tych ścieżek zostawia po sobie ślady w dokumentach, aktach sprawy. Po pierwsze, by kogoś aresztować lub umieścić przymusowo szpitalu, konieczna jest decyzja sądu. Dla każdego wniosku o tymczasowy areszt, zakładane są w sądzie akta i nadawana jest sygnatura – mówi mec. Dębska.
– Po drugie, w każdą z tych procedur zaangażowanych jest “po drodze” przynajmniej kilkanaście osób – od sędziego, przez policjantów, konwojentów, po pracowników aresztu, lekarzy. Przecież to ludzie, którzy śledzą co się dzieje w kraju i w mojej ocenie, gdyby sędzia Cichocki znalazł się w sądzie w charakterze podejrzanego, doprowadzony przez policję, informacje te szybko, chociażby nieformalnie, przedostałaby się do opinii publicznej. Dlatego choćby z tego powodu, nie wierzę w aresztowanie pana sędziego – wyjaśnia prawniczka.
Sytuacja hipotetyczna
A może jest jakiś sposób, by aresztować kogoś po cichu, tak by nikt z zewnątrz się nie dowiedział? – Teoretycznie władza mogłaby ukryć aresztowanie, ale tylko na krótką metę. Można sobie wyobrazić hipotetyczną sytuację, gdy akurat w tej sprawie zawodzi system przydziału sędziów. Decyzja o aresztowaniu zapada podczas ostatniej wokandy na sesji, tak by nie było obserwatorów. Następnie policja i prokuratura uniemożliwiają aresztowanemu kontakt z rodziną i adwokatem, więc bliscy i prawnik nie wiedzą, gdzie jest – opisuje mec. Dębska.
Co działoby się dalej? – Aresztowany zostaje status "enki", czyli osoby niebezpiecznej, tak by go odizolować i uniemożliwić styczność z innymi osadzonymi, którzy przecież mają kontakt ze światem zewnętrznym, chociażby poprzez swoich obrońców. Liczba naruszeń podstawowych praw zatrzymanego i podejrzanego byłaby nieprawdopodobnie duża, że sprawę udałoby się utrzymać w tajemnicy góra przez tydzień – ocenia mec. Dębska. Przyznaje, że choć Arkadiusz Cichocki jest z boku postępowań, w których jest pełnomocniczką, zastanawia się, co się z nim stało.
Sędzia Waldemar Żurek jest pełen złych przeczuć. – Emilia się ukrywa i ma prywatną ochronę, Cichocki przepadł jak kamień w wodę. Oboje dobrze wiedzą, z kim mają do czynienia – podsumowuje były rzecznik KRS.