Były pracownik ujawnił praktyki TVP. Nad domem Tomasza Lisa puszczano drona, aby go nastraszyć

Adam Nowiński
Były pracownik TVP, dziennikarz śledczy Mariusz Kowalewski, na łamach tygodnika "Polityka" opowiedział o brudnych praktykach jego byłego szefostwa wobec przeciwników "dobrej zmiany". Pod lupą ich szpiegów i śledczych znaleźć się mieli m.in. Tomasz Lis, Jarosław Kurski, a nawet Krzysztof Czabański. Dziennikarz mówi o "nieustannym szukaniu haków".
TVP Jacka Kurskiego miała szukać haków na dziennikarzy i szefów mediów wspierających opozycję. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
– Tam się nieustannie szuka haków. Na opozycję, ale też na tzw. swoich – powiedział na łamach tygodnika "Polityka" Mariusz Kowalewski, były dziennikarz w programie "Alarm" i były członek sekcji reportażu TVP. W taki sposób opisał nieczyste zagrywki Jacka Kurskiego i podległego mu kierownictwa Telewizji Polskiej wobec przeciwników obozu rządzącego i samego TVP.

Dziennikarz opowiedział m.in. o akcji wymierzonej przeciwko zastępcy redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Jarosławowi Kurskiemu, którego nagrano ukrytą kamerą podczas spotkania z KOD w Płocku. Opisał także próbę zastraszenia redaktora naczelnego tygodnika "Newsweek" Tomasza Lisa.


– W sierpniu 2018 r. wysłano drona na prywatną posesję Tomasza Lisa, gdzieś w Konstancinie. "Newsweek" szykował wtedy jakąś publikację o Kurskim czy o TVP i chciano go wystraszyć. Nie byli zadowoleni, bo Lis nie zauważył tego drona. Nie mógł zresztą, bo już dawno pod tym adresem nie mieszkał – mówił Kowalewski. Dlatego postanowiono do Lisa zadzwonić.

Zapytaliśmy o ten telefon samego naczelnego "Newsweeka". – Zwykle nie odbieram telefonu, gdy nie wiem kto dzwoni, tak samo było w sierpniowy wieczór zeszłego roku – widziałem, że ktoś wciąż dzwoni, ale nie odbierałem – mówi naTemat Tomasz Lis.

– Dostałem wtedy smsa: "Proszę odebrać, to pilne, dotyczy żony i córek". Gdy odebrałem, po drugiej stronie był znany mi od dawna człowiek, obecnie prowadzący programy w TVP. Powiedział krótko: "Newsweek pisze tekst o Jacku Kurskim. To się teraz nie dziw, że TVP zajmie się twoją żoną i dziećmi". Odpowiedziałem: "koniec rozmowy, wy w TVP nie jesteście dziennikarzami, ale ubekami pracującymi dla władzy" i rzuciłem słuchawką – opowiada nam redaktor naczelny "Newsweeka".

Prokuratura umywa ręce
Lis nie upublicznił wtedy treści tej rozmowy ze względu na córkę, która tego samego dnia dostała się na studia. Nie chciał, żeby wiedziała, że jej ojciec jest szantażowany i ktoś chce zniszczyć ich rodzinę. Postanowił jednak podjąć kroki prawne. Niestety bezskutecznie.

– Po tej rozmowie zdecydowałem, że składam w prokuraturze doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez człowieka z TVP i to zrobiłem. Prokuratura zgodnie z moimi przewidywaniami odmówiła wszczęcia śledztwa. Zdecydowałem też, że Kurski i jego towarzysze muszą się dowiedzieć, że nie dam się zastraszyć. Tekst nie tylko się ukazał, ale daliśmy go na okładce – dodaje Tomasz Lis.

Ale pod obserwację szpiegów TVP trafiali nie tylko zwolennicy opozycji, ale także "dobrej zmiany". Kowalewski mówi "Polityce" o sprawie szefa Rady Mediów Narodowych Krzysztofa Czabańskiego, który chciał, by prezes TVP Jacek Kurski został zwolniony ze stanowiska.

– Zamówiono usługę w agencji zajmującej się profesjonalnym pozyskiwaniem informacji. Przez dwa tygodnie jeżdżono za Czabańskim i fotografowano go. Szukano dowodów, że spotyka się z nieodpowiednimi osobami albo że pije za dużo – mówi Kowalewski. Nic jednak nie udało im się znaleźć, a Kurski pozostał na Woronicza.