Jeśli masz obejrzeć jeden polski serial, niech będzie to "Zawsze warto" z Rosati, Wieniawą i Zielińską

Ola Gersz
Koniec wakacji oznacza jedno – nowe telewizyjne ramówki. W tych oczywiście najwięcej jest premierowych seriali, które wychodzą lepiej, gorzej lub po prostu średnio. A jak wyszło Polsatowi "Zawsze warto" z gwiazdorską obsadą kobiet: Julią Wieniawą, Weroniką Rosati i Katarzyną Zielińską? Obejrzałam pierwszy odcinek i na razie powiem jedno: jest obiecująco i wciągająco.
Nowy serial Polsatu to historia trzech zupełnie różnych kobiet, których los w pewnym momencie się splata Fot. Polsat / kadry z serialu "Zawsze warto"
Mainstreamowe telewizje coraz częściej zwracają się ku kobietim. Jasne, kobiety zawsze były główną grupą odbiorców serialów obyczajowych, jednak najczęściej opierało się to na utartych kliszach: miłość, romanse, sprawy rodzinne, kariera zawodowa. Do tego często wszystko rozgrywało się w sterylnych wnętrzach z katalogu Ikei, a bohaterka miała w ciągu dnia czas (i siłę) spotkać się z przyjaciółkami na lunch, pójść na siłownię, umówić się na kolację i pójść do klubu.

Życie kobiet było więc w serialach zbudowane ze schematów, stereotypów i wyobrażeń "idealnej kobiety" i "idealnego życia". W bardziej skomplikowanym świetle bohaterki zaczęły być ukazywane w ostatnich latach w amerykańskich serialach, jak "Orange Is the New Black" czy "Wielkie kłamstewka", które z miejsce stały się hitami.


Po pierwszym odcinku nowego serialu Polsatu "Zawsze warto", który od miesięcy jest zapowiadany jako hit jesieni, widać, że jego twórcy również idą w ten bardziej prawdziwy i mniej schematyczny obraz kobiet.

– "Zawsze warto" to bardzo nowoczesny serial, a zarazem inny od pokazywanych w telewizji. Serial ukazuje mroczną stronę życia wielu kobiet, ale jednocześnie daje nadzieję. Pokazujemy w nim siłę i determinację kobiet mających różne bagaże doświadczeń – robiła apetyty jeszcze przed premierą Beata Barcz, producentka projektu od strony Telewizji Polsat, w rozmowie z Wirtualnymi Mediami.
Nie oznacza to, że "Zawsze warto" jest polskimi "Wielkimi kłamstewkami" (mimo że jest sporo podobieństw), a z "Orange is the New Black" ma cokolwiek wspólnego. Nie. To wciąż polski serial obyczajowy, ale z amerykańskimi ambicjami, co wyszło naprawdę... dobrze. Bo nudno naprawdę nie jest.

Trzy kobiety, wiele problemów
Punkt wyjścia jest obiecujący – trzy różne kobiety, które zmagają się z różnymi problemami i które połączą siłą. Skojarzenia z "Wielkimi kłamstewkami" są więc uzasadnione. Tak jak tam, każda jest na innym życiowym etapie, innej profesji, o innej osobowości, dzięki czemu dostajemy jasny przekaz: doświadczenia każdej kobiety jest inne. Ile kobiet, tyle historii.

Ada (Julia Wieniawa) to 22-letnia dziewczyna do towarzystwa z kryminalną przeszłością. Swojego zawodu nie wybrała ot, tak – wszystko z powodu długów. Ma syna, który wychowuje się w rodzinie zastępczej, a Ada robi wszystko, żeby nie tylko mieć za co żyć, ale również utrzymać kontakt z dzieckiem. Co oczywiście nie jest najłatwiejsze. Bohaterka w pierwszym odcinku postanawia zerwać z prostytucją, jednak ta wcale nie chce zerwać z nią.

Marta (Weronika Rosati) jest prawniczką, która pracuje w rodzinnej kancelarii. Jest dobrze sytuowana, ambitna, ma świetnego męża, jednak okazuje się, że jej życie wcale nie jest pasmem sukcesów. W pierwszym odcinku zrezygnowana bohaterka śpi na materacu na podłodze w swoim niewykończonym nowym domu i rozwodzi się z partnerem. Do tego chce odejść z kancelarii, mimo że ojciec rzuca jej kłody pod nogi i odkrywa, że ma duży dług. Dorota (Katarzyna Zielińska) ma 37 lat, męża i troje dzieci, przeszła mastektomię piersi. Bohaterka to gospodyni domowa, która ma dość siedzenia w domu i zaczyna pracę w banku, w której świetnie jej idzie. Jednak o niczym nie wie jej zaborczy mąż-tyran, który dopuszcza się wobec Marty przemocy psychicznej. Jego zdaniem jej miejsce jej domu, który musi być idealnie wysprzątane, a dzieci – idealnie grzeczne.

Oczywiście losy bohaterek w końcu się splatają i to w dość dramatycznych okolicznościach – podczas napadu na stację benzynową. Stopniowo poznają się bliżej i stają się dla siebie oparciem, bo w końcu w siostrzeństwie siła, o czym polska telewizja w przekonuje się coraz częściej (w ramówce Polsatu są przecież również "Przyjaciółki"). Razem będą miały siłę walczyć o zmianę swojego życia, bo przecież "zawsze warto" iść do przodu.

"Góry to nie zdejmuj"
Pierwszy odcinek umiejętnie wprowadza nas w sam środek życia bohaterek i przedstawia je tak, że widzowie czują, że dobrze już je znają i wciągają się w ich losy, ale wiedzą, że tajemnic i nieodkrytych kart jest jeszcze dużo. A to sprawia, że chce się włączyć następny odcinek.

Twórcom "Zawsze warto" (reżyserkami Marta Karwowska i Michał Rogalski, scenarzystką – Agnieszka Krakowiak-Kondracka) udało się więc stworzyć wielowymiarowy portret trzech współczesnych kobiet. Oczywiście, nie brakuje ułatwień i klisz, ale wszystkie bohaterki są krwi i z kości, nie nudzą, nie są z papieru.

Szczególnie Dorota. To jej wątek na razie wciągnął mnie najbardziej. Jako nękana przez męża kobieta, która zmaga się z własną samooceną po usunięciu piersi, Zielińska jest wyjątkowo autentyczna i poruszająca. Sceny z jej mężem przyprawiają o gęsią skórkę, a moment, w którym jej – wyraźnie nieakceptujący wyglądu żony po mastektomii – mąż mówi jej w sypialni "nie no, góry to nie zdejmuj", ma niesamowitą siłę rażenia i olbrzymie pokłady smutku. Świetnie wypada też Weronika Rosati, która sama niedawno przeżyła zawirowania w swoim osobistym życiu – aktorka oskarżyła o przemoc domową swojego byłego partnera Śmigielskiego. W jej postaci widać i gniew, i zdecydowanie, i rezygnację, co sprawia, że nie jest to typowa "kobieta po przejściach, która układa życie na nowo".

Na razie najsłabiej zarysowany został wątek Julii Wieniawy – bohaterkę poznajemy już po zerwaniu z prostytucją i nie do końca wiemy, na jakim etapie życie się teraz znajduje. Aktorka daje jednak swojej bohaterce dużo młodzieńczej energii i siły, problem z tym, że na razie nie jest ona do końca wiarygodna. Wiadomo jednak, że jej postać zostanie wkrótce obciążona kolejną życiową traumą – Wieniawa zdradziła, że w jednym z odcinków Ada zostanie... zgwałcona.

12 odcinków w jeden weekend
Zrywanie z tabu, ostre sceny, kobieca solidarność – twórcy obiecali dużo. Na razie nie zawiedli, bo pierwszy odcinek ogląda się naprawdę świetnie. Wątki są intrygujące, postaci ciekawe, a ilość znaków zapytania sprawia, że nie dość, że jesteśmy często zaskoczeni, to jeszcze mamy ochotę na więcej. Pytanie, co dalej szykują twórcy. Jeśli rozwiązaniem problemów bohaterek będą nowi mężczyźni (a ci już się w ich życiu pojawili w pierwszym odcinku) będę i rozczarowana, i ostro wkurzona. Czekam bowiem na moment, w których mężczyzna nie będzie traktowany jako superbohater, dzięki któremu kobieta zmienia swoje życie o 180 stopni.

Bardzo więc proszę, Polsacie, nie zawiedź mnie i Polek. Bo na razie zapowiada się ciekawie, mądrze i autentycznie. Wydaje się jednak, że stacja już ma swój jesienny hit, a "Zawsze warto" zostanie przyjęty przez widzów bardzo entuzjastycznie. Zwłaszcza widzki.

Zresztą wszystkie odcinki są już dostępne na platformie IPLA i niektórzy są już po pierwszym sezonie (ma być sezon drugi). "Obejrzałam całość w jeden weekend, świetny serial!" – powtarzają się opinie. A to chyba najlepsza rekomendacja.