Jest afera, oni uciekają i... jak mogą odcinają się od swoich żon. Poznajcie "mężulków"

Ola Gersz
Zauważyłam w ciągu kilku dni absurdalny wręcz wysyp "mężulków". Mężulków oczywiście ironicznie, bo choć pozornie sędzia Tomasz Szmydt i fotograf Adam Biernat nie mają nic wspólnego, to zachowali się zaskakująco podobnie. Zrobiła się afera, zaczął się palić grunt pod nogami, więc obaj postanowili się ratować. Jak? Wrzucić swoje żony pod autobus.
Tomasz Szmydt i Adam Biernat nie popisali się, jako mężowie Fot. screen z Polsat News i Instagram / Bite of Iceland
Zanim usłyszę zarzut, że "znowu atakuję mężczyzn" i zanim ktoś napisze "nie wszyscy mężczyźni są tacy sami", powiem, że po pierwsze, atakuję tylko tych, którzy na atak zasłużyli swoim wątpliwym zachowaniem, a po drugie, że jasne, że nie wszyscy. To się rozumie samo przez się.

Jednak jednoczesna kompromitacja (a inaczej internauci tego nie nazywają) i Szmydta, i Biernata pokazuje, że jest coś na rzeczy. Jakiś problem. I świadczy o tym, że istnieją niefajni mężczyźni i ogólnie słabi ludzie. Bo mimo że piszę tutaj o mężach, to – co powinno być jako po trzecie – nie wybielam żon. Ich działania zostawiam w tym tekście na boku.


Ja tu tylko obserwuję. I oczom nie wierzę, że są małżonkowie, którzy potrafią odciąć się od swoich żon, tylko po to, żeby uratować swój tyłek i wybielić się w oczach opinii publicznej. Problem jest tylko taki, że opinia publiczna w tę biel duszy raczej nie wierzy, a do tego nie lubi, gdy w żywe oczy wypiera się lub oczernia członka rodziny. W końcu żyjemy w kraju "Solidarności", to do czegoś zobowiązuje. Gdzie tu miłość, gdzie etyka, gdzie zwykła ludzka przyzwoitość?
Fot. Screen z Facebooka / Bite of Iceland
Zbyt atrakcyjna nie była
Pierwszy z mężulków to Tomasz Szmydt, czyli prawie już były mąż "Małej Emi", która miała koordynować grupę hejterów atakujących sędziów przeciwnych reformie PiS. Wiele wskazuje na to, że Szmydt, z zawodu sędzia, działał wspólnie z Emilią, o czym pisała w naTemat.pl Daria Różańska i co – na podstawie dokładnej analizy screenów rozmów – próbował udowodnić Andrzej G., aktywny użytkownik Twittera.

Jednak, kiedy Emilia została zdyskredytowana, jej mąż – niezależnie od tego, czy robił to, czy nie robił – postanowił się ratować. I napisał list pełen intymnych szczegółów o jego żonie, który opublikował Polsat News. Oprócz tego wystąpił w środę w polsatowskim programie "Punkt widzenia", w którym podkreślił, że w niczym nigdy nie brał udziału i zapewnił, że wcale nie próbuje się wybielić, bo "nie bardzo wie, jak to tutaj zrobić". Tak więc Tomasz Szmydt opisał swoją żonę, jako chorą alkoholiczkę, która jedynie leżała na kanapie, piła i piliła. Która z powodu alkoholu poroniła i która go zdradzała. Która pochodziła z rodziny Świadków Jehowy – co jest wspomniane ot tak i bez sensu, nie wiadomo właściwie po co – i która nie była zbyt atrakcyjna, ale na pierwszym spotkaniu MIMO TO się spodobała, bo była miła i ciepła (mój ulubiony fragment listu).

Naprawdę, polecam ten list sędziego Szmydta, jeśli komuś brakuje w życiu cringe'u. Jest idealnie baśniowy: dobry królewicz i zła wiedźma. On robi wszystko, co może, żeby pomóc ukochanej, jest ideałem gotowym przyjąć pod dach nieswoje dziecko i księciem na białym koniu – zdradę swojej pierwszej żony usprawiedliwia tym, że był nieszczęśliwy – a ona zamienia jego życie w koszmar i generalnie tym koszmarem jest.

Także to nie ja, to ona! Ja nic nie wiedziałam! Ona jest ta zła, ja ten dobry. Proszę, lubcie mnie, nie odwracajcie się ode mnie! Jestem super. "Żądam natychmiastowego zaprzestania łączenia"
To samo powiedział – chociaż również w innych słowach – bloger i fotograf Adam Biernat, wraz z Martą Biernat współautor (jego imię i nazwisko jest na okładce) książki o Islandii "Rekin i baran. Życie w cieniu islandzkich wulkanów". Tak, tej która została oskarżona o bycie plagiatem przez islandzką pisarkę Aldę Sigmundsdóttir, chociaż są też fragmenty, które są łudząco podobne do innych tekstów, chociażby do... informacji ze strony internetów żelków Haribo.

Sprawa jest gruba, bardzo gruba, a wszystko dokładnie opisał Bartosz Godziński w naTemat.pl. Wspomniał również o Adam Biernacie, który postanowił na Facebooku odciąć się zupełnie od książki, bo przecież pisała jego żona, on tylko robił zdjecia i "jak wskazuje fraza we wnętrzu książki (Copyright © Marta Biernat, 2017 Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017), nie mam żadnych praw autorskich do tej książki i nikt nie może wobec mnie mieć żadnych roszczeń". Serio.
Fot. Screen z Facebooka / Bite of Iceland
Ale przecież byliście teamem blogerów – jesteście razem na okładce książki, byliście razem w stopce na blogu Bite of Iceland (do pewnego momentu), którego prowadziliście wspólnie od 2016 roku. Nieważne, kto pisał – to był Wasz wspólny projekt. A teraz Biernat chce "natychmiastowego zaprzestania łączenia mojej osoby oraz moich kont na Facebooku i Instagramie z tą sprawą". Ale że co? Niby jak mamy to zrobić?

Biernat na tyle ostro próbuje się "odłączyć od sprawy", że – jak pisze Bartosz Godziński – "wymazuje jakikolwiek związek z żoną. Np. odnośnik do zakładki 'O mnie', ma w 'o-nas' w linku, a całość tekstu jest napisana w liczbie mnogiej". Nie próbuje bronić żony, nie. Pali się, więc spadam, było miło. Kuriozum.

Chcemy partnera, nie konfidenta
I Szmydtowi, i Biernatowi dostało się w internecie za ich zachowanie (czego przykładem screeny i tweety w tym tekście) – za odcinanie się od głośnych afer, ale przede wszystkich za ich nielojalność. Bo to jest właśnie to: nielojalność, atak na ślepo wymierzony w bliskich, ratowanie się z tonącego okrętu, na którym zostawia się swoją żonę. Co chcę powiedzieć? Wcale nie to, że Szmydt i Biernat są winni. Może faktycznie nie mieli o niczym pojęcia, może tak się po prostu stało, nie mi oceniać. Ale nazwę ich po prostu tchórzami, fatalnymi mężami i konfidentami. Bo w sytuacji najbardziej palącej i trudnej oni po prostu zwinęli ogony i uciekli. Nawet gdyby sprawa nie dotyczyła ich żon, ale przyjaciół czy biznesowych partnerów, byłoby równie źle – bo odcięli się od bliskich sobie ludzi, wspólnych projektów, wspomnień.
Fot. Screen z Facebooka / Bite of Iceland
Nie twierdzę, że nie robią tak kobiety. Pewnie tak, po prostu nie znam takich przykładów. Ale pal licho płeć, to jest tak bardzo fatalne. Jak tu tworzyć związki, skoro nie wiadomo, czy partnerowi można zaufać i czy będzie przy nas w najgorszych momentach życia.

Bo potrzebujemy w naszym życiu kogoś, kto pomoże nam wtedy, kiedy wszystko schrzanimy i popełnimy błąd, a nasz świat runie, a nie kogoś, kto krzyknie "to ona, to ona, ja nic nie zrobiłem!".

Panie Szmydcie, panie Biernacie, zachowaliście się fatalnie. Idealnymi mężami to Wy nie jesteście.