Poza Kościołem jest tylko nihilizm. Co tak naprawdę Kaczyński powiedział Polakom

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Za nami weekend cudów. Bezsprzecznie na najwyższym stopniu podium wśród świętych Mikołajów z worem, nie workiem, prezentów stanęło Prawo i Sprawiedliwość, pokazując już nie tylko absurdy rozdawania publicznych pieniędzy, ale wręcz istną Drogę Mleczną z milionami gwiazd i gwiazdeczek tak miłych sercom ich wyborców. Jako że PiS pod tym względem jest niechlubnym zwycięzcą, dziś skupimy się nad ich sobotnią konwencją, która rzecz jasna była, moim zdaniem, nieudolną odpowiedzią na wyjątkowo dobre pod względem strategicznym posunięcie Grzegorza Schetyny z Małgorzatą Kidawą-Błońską w roli frontmanki kampanii Koalicji Obywatelskiej. O programie KO napiszę przy innej okazji.
Co Jarosław Kaczyński naprawdę powiedział podczas konwencji PiS Fot. Jakub Orzechowski / AG
Nihilizm Kaczyńskiego
Po sobotniej, bizantyńskiej konwencji PiS i piątkowej, skromnej konwencji Koalicji Obywatelskiej bez wątpienia widać, że wysunięcie na plan pierwszy Kidawy-Błońskiej może być sporym problemem dla obozu władzy pod warunkiem oczywiście, że za tym posunięciem pójdą kolejne, przynajmniej tak dobre. Póki co widać wyraźnie, że PiS skonfundowane stoi w narożniku. Wiodącym akcentem ich kampanii wyborczej miały być ataki na Schetynę i Tuska, natomiast umiejętne zejście z linii strzału w wykonaniu PO, było ruchem wytrawnego szachisty, czego dowodzi odrażająca i zakłamana akcja pod nazwą “cysterny wstydu”, na których widnieją wizerunki Schetyny i Kosiniaka-Kamysza a nie Kidawy-Błońskiej. PiS-owi będzie bardzo trudno atakować Marszałkinię Sejmu, nie tylko ze względu na jej rodowód (pradziadowie to Grabski i Wojciechowski - szczególnie zasłużeni dla II RP Polacy), ale także ze względu na jej koncyliacyjny charakter. Nikt nie jest w stanie znaleźć ani jednej ostrej wypowiedzi jej autorstwa.


Jarosław Kaczyński zaczął swe przydługie i niczego nowego niewnoszące wystąpienie w typowy dla siebie sposób - od podzielenia Polaków, po raz kolejny ubliżając sporej części społeczeństwa świadomie i programowo. Słowa prezesa PiS, że w Polsce jest tylko Kościół, a poza nim jest tylko nihilizm, to właśnie takie programowe ubliżanie i dzielenie narodu. Ciekawe, czy prezes miał na myśli nihilizm metafizyczny, negujący istnienie bytów substancjalnych (samych w sobie), czy może nihilizm poznawczy, zwany też sceptycyzmem, który jest cechą każdego powątpiewającego człowieka, a może miał na myśli nihilizm etyczny, czy może nihilizm społeczny, a może po prostu dekadentyzm, czyli nihilizm kulturalny? A może prezes Kaczyński mówiąc o nihilizmie, myślał o XIX-wiecznej doktrynie politycznej, która narodziła się w Rosji i która głosiła odrzucenie wszelkich wartości, przechodząc później do absolutnej krytyki kapitalizmu, zbliżając się niebezpiecznie do anarchizmu, który miał w konsekwencji doprowadzić do budowy nowego porządku społecznego?

Skądinąd wiadomo przecież, że tego typu idee są Kaczyńskiemu wyjątkowo bliskie, o czym, zdaje się, pisał w swojej pracy magisterskiej czy doktorskiej.
Jednocześnie wspomniał też, że Polacy są Europejczykami, a polskość jest szczególnym przypadkiem europejskości, będąc wyjątkowym przykładem wyspy wolności, którą staliśmy się nagle po 2015 roku. Trochę to skomplikowane? Tylko z pozoru, proszę Państwa.

Państwo narodowe
Kaczyński mówił też dużo o wolności człowieka i przynależnej mu godności, nie omieszkał też wspomnieć o solidarności, w kontekście gotowości niesienia pomocy innym. To zapewne dlatego rząd tak dużo robi dla uzdrawiania służby zdrowia oraz podnoszenia poziomu życia seniorom i osobom niepełnosprawnym. Zaiste, godność i solidarność społeczna w wyjątkowym wydaniu. Zaiste także, jak bardzo ważny dla wolności obywateli jest program Pegasus, który, jak wiele na to wskazuje, jest od dawna w rękach CBA, a w zasadzie w rękach ministra Kamińskiego, skazanego przez sąd za nadużycia władzy. Skomplikowane? Ależ skąd, proszę Państwa.

“Pełną demokracją może być tylko państwo narodowe” - mówił dalej prezes Kaczyński. Tylko państwo Polaków, tych prawdziwych oczywiście, może być państwem w pełni demokratycznym. Sądy natomiast mają wykonywać ustawy, bez gadania i bez mieszania się w rządy władzy ustawodawczej i wykonawczej, a Trybunał Konstytucyjny ma być rządową agendą przyklepującą jedynie owe ustawodawstwo. Stąd osoba pełniąca obowiązki prezesa TK siada podczas uroczystości państwowych obok szeregowego posła, a w wolnych chwilach gotuje mu obiady. Że to się kojarzy z narodowym socjalizmem? Ależ nie straszmy PiS-em, drodzy Państwo.

Kaczyńskiego praca dla idei
Prezes wyjaśniał też długo czym jest postkomunizm i jak bardzo z nim walczy od lat. Tę jego walkę widać wyraźnie w szeregach Prawa i Sprawiedliwości, które pełne są byłych członków PZPR – nie przesadzę, twierdząc, że nawet w SLD nie ma obecnie tylu byłych członków tej szalenie zasłużonej dla Polski partii jak w PiS. Kaczyński dużo też mówił o polityce wizerunkowej, czyli budowaniu pozycji lidera przy wiodącej roli propagandy (czyżby miał na myśli obecną TVP?).

Myślicie, że te słowa kierował do obozu Zjednoczonej Prawicy? Nic bardziej mylnego – ten fragment płomiennego wystąpienia prezesa dotyczył... a jakże, Donalda Tuska. Przy tej okazji nadmienił, że to rządy poprzedników bezprzykładnie manipulowały społeczeństwem. Trochę to wredne? Ależ skąd, proszę Państwa.

Tu też pojawił się moim zdaniem hit tego wystąpienia, a mianowicie stwierdzenie, że rządy PiS są dowodem na to, iż obecna władza jest władzą PRO PUBLICO BONO. Tak, proszę Państwa, to nie jest żart. Władza obozu Zjednoczonej Prawicy to bezsprzeczny przykład wielce oświeconej pracy dla idei. W tej części wystąpienia prezes dużo mówił o ośmiorniczkach, cygarach i harataniu w gałę. Dużo też mówił o “osobistych cechach charakteru” Donalda Tuska. Jakich? Każdy wyborca PiS przecież wie jakich. Brzmi jak obsesja na punkcie Tuska? Ależ skąd, proszę Państwa.

Święty Mikołaj, który wcale nie jest święty
Wreszcie prezes doszedł do wielkiego finału. A tu czekała nas kolejna porcja złotych prezentów. "Musimy zbudować polską wersję państwa dobrobytu!" - zakrzyknął pan prezes. Mamy więc obietnicę minimalnego wynagrodzenia na koniec 2020 roku w wysokości 3000 zł brutto, a na koniec 2023 – 4000 zł, a i dla emerytów oczywiście coś się znalazło, czyli nie tylko 13-ta emerytura, ale 14-ta także. I to co roku! A jak!

Pokusiłem się tak na szybko policzyć koszty obietnic Kaczyńskiego. Oczywiście to przybliżone wyliczenia, bo nie znam wszystkich niezbędnych danych, ale przecież idzie o to, aby pokazać skalę absurdów w wykonaniu PiS.

A więc po kolei: Fundusz Szpitalny - 2 mld złotych; program “Obwodnice+” - 100 mld złotych (koszt 1 km drogi to 40 mln x 25 km jedna obwodnica x 100 obwodnic); Fundusz Szkolny - 2 mld złotych; program “Dworce+” - 6 mld złotych (przykładowy koszt remontu dworca w Białymstoku to 40 mln x 150 dworców do remontu); program “Płace+” - 6,3 mld złotych do 2020 roku (1,5 mln osób otrzymujących minimalne wynagrodzenie x 350 zł netto podwyżki x 12 miesięcy) oraz 15,3 mld złotych do 2023 roku (1,5 mln osób x 850 zł netto x 12 miesięcy); program “Dopłaty+” - nie wiadomo, bo nie wiemy, jak będzie wyglądał unijny fundusz dopłat; program “Trzynastki+” - 11 mld złotych (6,5 mln emerytów x 850 zł netto x 2 wypłaty w roku) i wreszcie obniżka podatków - tu skala kosztów nie jest wiadoma z braku szczegółów.

Koszt obecnych prezentów socjalnych to jakieś 100 mld złotych rocznie (500+ na każde dziecko, obniżony wiek emerytalny, 13 emerytura, wyprawka szkolna 300+). Gdy obecny worek z prezentami doda się do prezentów obiecanych, otrzymamy kwotę bliską 250 mld złotych, czyli ponad połowę dochodów budżetu państwa! Nawet jeśli przyjąć, że obliczenia te nie są dokładne i mają w sobie jakiś procent błędu, to i tak mówimy o wydatkach kosmicznych, a do tego, jak na przykład skokowy wzrost minimalnego wynagrodzenia o ok. 30% w ciągu roku i o ok. 80% w ciągu trzech lat, po prostu nierealnych, bo przy naprawdę sprzyjających wiatrach polska gospodarka może urosnąć maksymalnie o 5% rocznie. A jeśli przyjdzie spowolnienie?

Rzecz w tym, że dla wyborcy Prawa i Sprawiedliwości realizm nie jest mocną stroną, to elektorat, który woli żyć w surrealizmie. Oczywiście, póki co, obóz władzy jest w najbardziej znaczących elementach swoich obietnic wiarygodny, ale ta wiarygodność jest spowodowana wyłącznie dobrą koniunkturą w gospodarce światowej, brakiem ujemnego PKB polskiej gospodarki podczas kryzysu lat 2008-2014 oraz narzędziami umożliwiającymi uszczelnienie wpływów podatkowych z VAT. Rzecz w tym, że te dwa ostatnie elementy są zasługą wyłącznie poprzednich rządów Tuska i Kopacz, o czym żaden wyborca PiS nie ma zamiaru pamiętać ani wiedzieć. W zasadzie większość narzędzi uszczelniających VAT wprowadzili poprzednicy przy sprzeciwie ówczesnej opozycji.

20 społeczno-socjalnych projektów poprzedników
Na koniec mała podpowiedź dla Platformy Obywatelskiej. Sugeruję, aby przy okazji jakieś kolejnej konwencji wyborczej Małgorzata Kidawa-Błońska przedstawiła dobrze przygotowane przemówienie, w którym pokaże, także w atrakcyjnej formie graficznej, wszystko to, co przez osiem lat zrobiły rządy PO/PSL. Nie tylko o tysiącach kilometrów dróg i setkach obiektów infrastrukturalnych, ale o projektach dotyczących ludzi i rodzin. A naprawdę jest się czym chwalić, bo tych projektów było ponad 20, znacznie więcej niż obecnej władzy. Doprawdy nie rozumiem dlaczego PO i PSL nie chwalą się tymi osiągnięciami.

W taki sposób na własne życzenie oddaje się pole walki przeciwnikom. A tak się wyborów wygrać nie da.