MEN przekroczył granice absurdu. Rodzice i szkoły nie dowierzają. "Jaki w tym cel?"

Katarzyna Zuchowicz
Na początku chyba mało traktował tę informację poważnie. Tak trudno było uwierzyć, by ktoś wpadł na taki pomysł, w dodatku w dobie e-Dzienników, mLegitymacji i dużo pilniejszych problemów. Ale to dzieje się naprawdę. Rodzice są oburzeni, szkoły zastanawiają się, co zrobić, młodzież pęka ze śmiechu. – Ale po co to? Jaki to ma sens? – pytają ludzie.
Nowe rozporządzenie MEN weszło w życie 6 września. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Nikt nie może zrozumieć najnowszego pomysłu MEN, by to rodzice, a nie jak dotychczas dzieci, odbierali różne szkolne dokumenty w imieniu niepełnoletnich uczniów. "To się nazywa odbiurokratyzowanie szkoły w wykonaniu MEN", "Brak słów, jedna wielka kpina" , "Już widzę jak mama jedzie 100 km do mojej szkoły, żeby odebrać głupią legitymację" – płyną komentarze. Szkoły pękają w szwach, podwójny rocznik tłoczy się na korytarzach, brakuje nauczycieli, dzieciaki mają przeładowane programy i plecaki ważące kilogramy, a MEN pochylił się nad czymś, co nigdy nawet promilem problemu nie było. A co teraz pewnie spowoduje kolejny biurokratyczny chaos w szkołach i popsuje nerwy rodzicom.


– Dla mnie to jest kompletny absurd. Nie wiem, czemu ma to służyć, oprócz tego, że zwiększa biurokrację. Powinniśmy rozwiązywać realne problemy szkół, a nie to, kto odbiera legitymację dziecka. Nie słyszałam, żeby związane były z tym jakiekolwiek problemy. Nie znam nikogo, kto by je sygnalizował – mówi naTemat Dorota Łoboda, jedna z inicjatorek ruchu Rodziców Przeciwko Reformie Edukacji, od 2018 roku radna i przewodnicząca Komisji Edukacji Rady Warszawy.

Śmieje się. Mówi, że nawet nie wie, jak to skomentować: – Szkoda mi, że nasze podatki idą na urzędników, którzy pracują nad takimi rozwiązaniami. Każdy traktuje to jak jakiś absolutny absurd. Rodzice przekonają się o tym, gdy lada moment będą musieli odebrać legitymację szkolną dziecka.

"Nie możemy wydać legitymacji bez tego podpisu rodzica"
Chodzi o rozporządzenie "w sprawie świadectw, dyplomów państwowych i innych druków". Wynika z niego, że przy odbiorze pewnych dokumentów, które dziecko do tej pory samo odbierało, musi być podpis "pełnoletniego ucznia lub rodziców niepełnoletniego ucznia albo absolwenta".

Jakich? MEN podaje listę. Chodzi m.in. o świadectwa ukończenia szkoły, świadectwa dojrzałości, zaświadczenia o wynikach egzaminu ósmoklasisty, nawet legitymacji szkolnych.
Fragment rozporządzenia.Ministerstwo Edukacji Narodowej
Te ostatnie wydają się najbardziej absurdalne. A są najbardziej pilne dla tych, którzy zaczynają edukację lub zmieniają szkołę, bo obecne ważne są jedynie do końca do września.

– W rozporządzeniu nie jest napisane wprost, że legitymację odbierają rodzice. Ale jest napisane, że potrzebny jest podpis rodzica. Nie możemy wydać legitymacji bez tego podpisu – reaguje w rozmowie z naTemat Michał Malarski, wicedyrektor LO im. Stefana Batorego w Warszawie.

A czasu zostało niewiele. Co ważne zwłaszcza dla licealistów. – U nas 99 procent uczniów dojeżdża komunikacją miejską. Niektórzy koleją, a tam bardziej rygorystycznie sprawdzana jest legitymacja. Od 1 października uczniowie będą koniecznie potrzebować tego dokumentu w ręku – zaznacza wicedyrektor.

"Zastanawiamy się, jak to rozwiązać"
I tu pewnie w niejednej szkole łapią się za głowę. Dokument MEN liczy 34 strony, plus załączniki. Pojawił się w ostatniej chwili tak, że w szkołach nie zdążyli się z nim jeszcze dobrze zapoznać. Niektórzy zwracają uwagę, że w dokumencie napisano o podpisie rodziców, a to może wskazywać na to, że będą potrzebne podpisy obojga. Albo, że w zapisie nie ma mowy o opiekunach prawnych. – Ja go tylko przekartkowałem – mówi jeden z dyrektorów.

Teoretycznie można by wręczyć legitymacje rodzicom podczas zebrań, i po kłopocie. Problem w tym, że w wielu szkołach odbyły się one już w ubiegłym tygodniu. I tu wyłania się pewien paradoks.

W ubiegły czwartek, gdy nowe rozporządzenie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw, zebranie odbyło się m.in. w Batorym. Dzień później weszło w życie.

– Zebranie to był dobry pomysł, by rozdać rodzicom gotowe legitymacje. Ale tego nie zrobiliśmy, bo nie wiedzieliśmy, że takie prawo wchodzi w życie. Teraz musimy je jakoś wydać, ale nie wiemy, jak to zrobimy. Kolejne zebranie będzie dopiero pod koniec października – mówi Michał Malarski.

Jego liceum zastanawia się teraz, jak to rozwiązać. – Nie ma dobrego pomysłu. Trwają dyskusje z Radą Rodziców. Mówiąc brutalnie, nie ma jak tego zrobić. A jeszcze trafiliśmy na to, że mamy do wystawienia 400 legitymacji, a nie 200 jak co roku i to też nie ułatwia nam życia. To dodatkowa biurokracja – przyznaje wicedyrektor.
Komentarz internautki
FB

"Dyrektorzy puszczą w obieg oświadczenie, że upoważnieniamy nasze dzieci do odbioru legitymacji i świadectw. Poza tym po prostu MEN przekracza kolejne granice absurdu".

Sami nauczyciele pytają na FB: "A my kiedy mamy iść po świadectwo dziecka?". Sprawa wzbudza duże emocje.
fot. screen/facebook
"Trzeba brać wolne w pracy"
Można sobie wyobrazić, co ten przepis może oznaczać w praktyce. Zwłaszcza w liceach przepełnionych teraz podwójnym rocznikiem.

– Gdy rozmawiam z dyrektorami, szkół słyszę, że wywołała to tylko niepotrzebne konflikty, bo zdenerwowani rodzice będą dzwonić i pytać, o co chodzi, dlaczego dziecko nie może samo odebrać legitymacji, skoro do tej pory nie było z tym problemu. A panie w sekretariatach, zwłaszcza w liceach, mają dziś ważniejsze sprawy na głowie niż tłumaczenie takich kwestii – mówi Dorota Łoboda.

Przewiduje, że zablokowane telefony, kolejki do sekretariatów, a rodzice – wielu zwraca na to uwagę – będą musieli brać wolny dzień. Zwłaszcza w przypadku licealistów, bo ci często dojeżdżają z drugiego końca miasta, albo w ogóle z innej miejscowości. – Rodzice będą musieli specjalnie zwalniać się z pracy, aby w godzinach pracy szkoły pojechać po legitymację często już prawie dorosłych dzieci – zwraca uwagę.

Wicedyrektor LO im. Batorego nie wyobraża sobie jednak, by sekretariat zajmował się zbieraniem podpisów od rodziców.

– Sekretariat też ma teraz inne sprawy do zrobienia na cito. To nie są tylko legitymacje. To mnóstwo dokumentacji, która musi być przygotowana na początku roku szkolnego w określonych terminach, które niestety się nakładają. Nie widzę możliwości, by wydawaniem legitymacji rodzicom miał się zajmować sekretariat – mówi.
fot. screen/facebook
17-letni maturzysta z mamusią
Świadectwa ukończenia szkoły wydają się mniejszym problemem? Być może. W zapisie nie ma mowy o świadectwach ukończenia klasy, więc można zakładać, że rodzice nie będą co roku musieli kwitować ich odbioru podpisem, tylko raz – po 8 klasie, i w niektórych przypadkach również po liceum.

Wielu maturzystów w chwili ukończenia szkoły ma ukończone 18 lat, więc problemu nie ma. Jednak w tym roku do szkoły średniej poszedł podwójny rocznik. Najmłodsi są z 2005 roku. Część z nich, z drugiej połowy roku, w chwili matur będzie miała 17 lat. I odbiór ich świadectw dojrzałości – jak można wnioskować z rozporządzenia – będą musieli podpisać rodzice.

Młodzi ludzie śmieją się z tego w internecie. Wymieniają, co 16-latek może w Polsce. Na przykład, za zgodą sądu wziąć ślub. Ale 17-latek sam odebrać świadectwa ukończenia szkoły nie może. Dorośli też się śmieją, ale patrzą ze zgrozą, jaki efekt może to wszystko mieć na młodych ludzi. Jak mają się uczyć odpowiedzialności? "Ja się zastanawiam dlaczego niepełnoletni uczniowie siedzą sami w ławkach na lekcjach" – kpin w internecie nie brakuje.
fot. screen.facebook
– Kartą bankową bez problemu może posługiwać się już 13-latek, może wydawać pieniądze. Ale legitymacji odebrać nie może – mówi dyr. Malarski. Dorota Łoboda: – Nie uważam, że nawet 10-latek nie jest na tyle odpowiedzialny, żeby odebrać własną legitymację. To jest dokument dziecka. A rozporządzenie MEN pokazuje cały stosunek MEN do dziecka w szkole. Że nie ma ono nic do gadania.