Zawsze online i sprawny nie tylko w terenie. Nowy Land Rover Defender zaszokuje fanów marki

Piotr Rodzik
Jest naszpikowany elektroniką i... wyjątkowo wygodny. Już te dwie rzeczy wystarczą, żeby fani Defendera narzekali na nową odsłonę legendarnego modelu. Ale przedstawiciele Land Rovera twierdzą, że nowy Defender pojedzie dalej niż kiedykolwiek.
Nowy Land Rover Defender ma być w terenie nawet lepszy niż poprzednik. Fot. Land Rover
To już cztery lata od momentu, kiedy ostatni Defender poprzedniej, słynnej generacji wyjechał z fabryki. Teraz, kiedy to czytacie, trwa właśnie premiera nowego modelu na targach samochodowych we Frankfurcie, gdzie jesteśmy obecni jako redakcja naTemat.

Co można powiedzieć o nowym modelu? Przede wszystkim jest inny. Nawet przedstawiciele producenta wiedzą, że ten samochód wywoła awanturę. Z drugiej strony przekonują, że to Land Rover Defender na miarę XXI wieku.
Fot. Land Rover
Zupełnie nowy
Na pewno tak wygląda. Charakterystyczna bryła Defendera wciąż tu jest, zwłaszcza kiedy spojrzycie na bryłę auta z boku. Masywne nadkola, ścięty tył auta, wreszcie bardzo krótkie zwisy, jakże istotne w terenie. Ale już z przodu widać, że nowy Defender dość mocno wpisuje się w obecną linię Land Rovera. Ze starego modelu została tu co najwyżej inspiracja.


Natomiast środek przeszedł totalną rewolucję. O poprzedniku można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że był wygodny. Tutaj mamy natomiast wykonanie, które przywodzi trochę na myśl nową mercedesowską klasę G. Dlaczego trochę? Bo auto jest pełne elektroniki. Wirtualny kokpit za kierownicą, sama kierownica też jest wielofunkcyjna, wreszcie duży ekran na środku deski rozdzielczej z nowym systemem infotainment.
Fot. Land Rover
Do tego jest tu mnóstwo miejsca, a samochód w wersji 90 (dwudrzwiowej), choć jest krótszy od wielu kompaktów na rynku, pomieści w środku nawet... sześć osób. W układzie 3+3. Defender jest bowiem na tyle szeroki, żeby po usunięciu tunela środkowego zamontować tam trzeci fotel. Który po złożeniu zresztą może robić właśnie za tunel i podłokietnik w jednym. Sprytnie.
Fot. Land Rover
Natomiast nie do końca przekonują mnie zastosowane materiały (dlatego wnętrze jest tylko trochę podobne do Gelendy). W środku czuć trochę spartański charakter auta. Z jednej strony mamy tu wytrzymałe stopy metalu, skórę i drewno. Ale z drugiej strony w wielu miejscach auto jest po prostu gumowo-plastikowe.

To według mnie trochę kłóci się z nowym wizerunkiem auta, w którym to samochód nie tylko sprawna terenowa maszyna, ale i bardzo wygodne auto na co dzień. Na pocieszenie: wnętrze ma być podobno łatwe w czyszczeniu po przygodzie w terenie.

Ma pojechać na koniec świata
O samej jeździe mogę natomiast na razie powiedzieć tylko tyle, ile powiedział producent. Krótkie jazdy testowe, które mieliśmy zaplanowane we Frankfurcie, zostały niestety odwołane. Auto widziałem więc tylko stojące. Ewentualnie wjeżdżające na mały podest w trakcie premiery. Ale to był taki podest, na który wjechałby Fiat Seicento.

Zapowiedzi są oczywiście mocarstwowe. Defender został zbudowany na całkowicie nowej aluminiowej konstrukcji skorupowej. Land Rover twierdzi, że jest ona trzy razy szywniejsza niż najlepsze tradycyjne konstrukcje oparte na ramie i... dziesięć razy bardziej niż "średnia". Oczywiście ma być też lepszy od poprzednika.

Ta konstrukcja stanowi bazę dla niezależnego zawieszenia pneumatycznego lub opartego na sprężynach śrubowych. Tak, zawieszenie ma być teraz nie tylko odporne w terenie, ale i komfortowe do jazdy po asfalcie. Nowy Defender ma być świetny i tu, i tu. A to przecież nie było oczywiste w poprzedniku. A raczej było po prostu niemożliwe.
Fot. Land Rover
W każdym razie: Defender ma na pokładzie stały napęd na cztery koła, skrzynię redukcyjną, centralny dyferencjał. Może być też wyposażony w tylny mechanizm różnicowy. Debiutuje tu też nowy system Terrain Response, który tradycyjnie ułatwi jazdę w terenie, a dzięki opcji "Auto" co bardziej niecierpliwi klienci nie będą musieli poświęcać na ustawienia auta zbyt wiele czasu.

Wreszcie nadwozie zapewnia prześwit 291 mm, a geometria terenu nie pozostawia złudzeń co do możliwości auta. W modelu 110 (a więc tym większym, czterodrzwiowym) kąty natarcia, rampowy i zejścia odpowiednio 38, 28 i 40 stopni. Głębokość brodzenia to aż 900 mm, a na dodatek dzięki czujnikom kierowca zawsze wie, czy nie zaczyna już przesadzać. Czyt. zalewać elektroniki.

Komputer w terenie
I to jest ten moment, który zmrozi fanów tradycyjnego Defendera. Nowy model to taki terenowy smartfon, który zawsze jest podpięty do sieci. Producent sam dostarcza kartę SIM, która utrzymuje łączność. Obsługiwany jest standard 4G, ale podobno samochód jest gotowy na 5G.

W aucie debiutuje nowy dla JLR system multimedialny Pivi Pro. Wygląda schludnie i podobno działa szybko. Ale nie może być inaczej, skoro producent wprost chwali się, że napędza go procesor z rodziny Snapdragon. A to raczej nazwa, która pada w testach smartfonów, a nie aut.

Do tego wszystkiego w nowym Defenderze producent rozwinął swoją technologię SOTA, która pozwala na zdalne aktualizacje aż czternastu różnych modułów (m.in. ustawień silnika czy... układu hamulcowego) w aucie. Defender sam ściąga aktualizacje. Albo kiedy stoi, albo nawet w "tle", ponieważ dla trzech modułów aktualizacje potrafią być ściągane w trakcie jazdy. Nawet w terenie. I są one podmieniane w odpowiedniej chwili. Jak na przykład przerwiesz offroad na jakiś kubek herbaty.
Fot. Land Rover
I może jeszcze kilka liczb. Finalnie Defender jest w stanie obsłużyć w dowolnym momencie aż 21 tysięcy komunikatów sieciowych. Dane po aucie rozsyła stumegabitowy kabel. Tak, to wasz Defender, który jest gotowy na Safari. Świat stanął na głowie, ale tego oczekują klienci.

Nowy Defender ma też tak rozbudowaną sieć czujników i kamer, że potrafi wygenerować swój własny obraz "z drona". Siedzicie w aucie, a na ekranie środkowym widzicie auto z zewnątrz. Widzicie zagrożenia w terenie, wiecie co zrobić. Tak to ma teraz działać. Aby poprawić widoczność z tyłu, każdy nowy Defender po naciśnięciu odpowiedniego przycisku w lusterku wstecznym pokaże obraz z kamery skierowanej do tyłu auta. Jak w nowym Range Roverze Evoque.

Aha - na szybie jest też HUD, czego nie ma choćby we wspominanej już tutaj G-klasie.

No i wreszcie silniki. Przy całym tym zaawansowaniu nie będzie zaskoczenia w tym, że najmocniejsza wersja to miękka hybryda, prawda? Taki model to rzędowa szóstka o mocy 400 koni mechanicznych. Na start dostępna jest także słabsza, 300-konna benzyna (4 cylindry) i dwa diesle po cztery cylindy. Mają 200 lub 240 koni.

Niedługo w ofercie pojawi się z kolei... hybryda plug-in. Wersja PHEV będzie jeszcze mocniejsza niż MHEV.
Fot. Land Rover
Spersonalizuj go
Wreszcie Land Rover bardzo przyłożył się do tego, żeby nowy Defender był niepowtarzalny. W sensie każdy. Możliwości konfiguracji jest tu od groma, zresztą producent przygotował cztery pakiety stylizacyjne: Explorer, Adventure, Country i Urban. Ten ostatni jest skierowany dla tych kierowców, którzy chcą użytkować Defendera głównie tej dżungli... miejskiej. Takie czasy.

Mi osobiście spodobał się Explorer. Dostarczany jest z wygodną drabiną zamontowaną na stałe na aucie (składaną), która ułatwia dostanie się na dach samochodu (można tam spokojnie rozłożyć namiot i spać, nawet w trzy osoby, dach zniesie nawet 300 kilogramów obciążenia podczas postoju), po drugiej stronie auta zamontowano przydatny schowek.

W sumie dla nowego Defendera przygotowano aż 170 różnych indywidualnych akcesoriów. Włącznie z przenośnym prysznicem.

Nie o takiego Defendera nic nie robiłeś?
Dla kogo jest ten samochód? Nie jeździłem nim jeszcze, więc trudno wyrokować. Fani hardkorowego offroadu pewnie będą narzekać na wszechobecną elektronikę i to całkowicie zrozumiałe. Auta nafaszerowane nią nie uchodzą za synonimy wytrzymałości, a przecież taki ma być Defender. Zresztą: problemy z elektroniką ma nawet koncern JLR w innych modelach. A to nie nastraja optymistycznie.

Na razie pozostaje wierzyć, że producentowi udało się coś z tym zrobić. Przecież nikt nie chce, żeby w trakcie podróży po bezdrożach Bieszczad elektronika nagle unieruchomiła auto, prawda?
Fot. Land Rover
Nowy Defender ma być jednak nie tylko wytrzymały, ale i prosto z XXI wieku. Oryginał był - przypomnijmy - osadzony jeszcze w latach 50. poprzedniego wieku. Klienci oczekują nie tylko auta terenowego, ale i takiego, w którym indukcyjnie naładują smartfona.

Dla niedowiarków pozostają wersje... użytkowe. Mają mieć zdecydowanie bardziej spartański charakter, ale nie wiadomo, jak bardzo. Na razie widziałem tylko zdjęcie takiego modelu, w który efektowne aluminiowe obręcze kół zastąpiono zwykłymi, stalowymi. Dla wielu to może być światełko w tunelu. Takie wersje mają trafić na rynek rok po premierze.

Prognozowana cena w Polsce Defendera 90 to 241 900 zł (bazowo). 110 ma kosztować co najmniej 259 tysięcy. Samochody trafią do salonów dopiero na wiosnę przyszłego roku.