Chcą zlikwidować MEN. Macie dość chaosu PiS? Program Konfederacji o edukacji to dopiero rewolucja

Katarzyna Zuchowicz
Reforma edukacji wywołała tak wielki bałagan w szkołach, że trudno uwierzyć, by mogło być gorzej. Ale okazuje się, że jest siła polityczna w Polsce, która idzie jeszcze dalej. Jej pomysł na edukację jest tak rewolucyjny, że strach się bać, co by było, gdyby nieoczekiwanie miała dojść do władzy. Chce likwidacji MEN i kuratoriów. I niech nauczyciele sami decydują, czego uczą.
Zlikwidować kuratoria i wydziały oświaty – to jeden z postulatów edukacyjnych Konfederacji. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Reforma PiS wywróciła polskie szkoły do góry nogami. Wycofała 6-latki ze szkół, zlikwidowała gimnazja, pozmieniała podstawy programowe i wrzuciła podwójny rocznik do liceów. Jeśli zastanowić się, ile zmian przeżyliśmy w szkołach w ciągu ostatnich trzech lat, można złapać się za głowę.

PiS zapowiada, że jeśli wygra wybory, dalej będzie "udoskonalał" edukację. Oczywiście, nie tylko on. Inne partie też mają swoje pomysły. Ale to, co proponuje Konfederacja Wolność i Niepodległość, bije wszystkie programy na głowę. Przy ich propozycjach obecny system chyba ległby totalnie w gruzach.


"Zdecentralizować i odbiurokratyzować"
"Polska edukacja potrzebuje gigantycznych zmian – bon oświatowy, urynkowienie szkół, wzrost prestiżu zawodu nauczyciela, uwolnienie rynku edukacyjnego. Wszystko to będzie moim celem w Sejmie nadchodzącej kadencji" – zapowiada kandydat na posła Konfederacji Artur Dziambor.

Konfederacja chce likwidacji kuratoriów i wydziałów oświaty – pod hasłem "Pieniądze przekazywane na edukację, nie biurokrację". Chce zlikwidować nawet Ministerstwo Edukacji Narodowej. Wyobrażacie sobie taką rewolucję? Ich zdaniem cała dzisiejsza debata o edukacji niewiele daje. System trzeba zdecentralizować i odbiurokratyzować. "Jedynie kompleksowe zmiany systemu nauczania, które proponuję, zagwarantują zwiększenie poziomu edukacji i funkcjonowania polskich szkół" – czytamy na profilu Konfederacji na Instagramie.

"1000+ dla każdego pracującego Polaka"
Konfederacja, która zrzesza środowiska narodowe, konserwatywne i chrześcijańskie, według ostatnich sondaży mogłaby wejść do Sejmu z 5 proc., a nawet 6 proc. poparciem. Tak samo było przed wyborami do PE – sondaże dawały jej niezły wynik, ale ostatecznie wybory zakończyły się druzgocącą porażką.

Póki co warto jednak wiedzieć, czego się po nich spodziewać. Nawet jeśli to wszystko brzmi mało realnie i abstrakcyjnie.

Sztandarowy postulat to 1000+ dla każdego pracującego Polaka, a także 0 proc. PIT dla wszystkich i odejście od przymusu ZUS. "Jako jedyne ugrupowanie antysystemowe musimy z całą mocą przeciwstawić się 'bandzie czworga' z PiS-PO-SLD-PSL i walczyć o zdecydowane reformy, które pozwolą Polakom godnie żyć, bogacić się i rozwijać w sprawiedliwym państwie" – tak ostatnio piszą o sobie na FB.

Na razie nie zostawiają na PiS suchej nitki. Podważają wszystko, co partia Kaczyńskiego robi, również w kwestii edukacji. Choć trudno sobie wyobrazić, by mieli inne zdanie na temat lekcji o tolerancji i LGBT.

Dożyliśmy dziwnych czasów, w których rząd traktuje lepiej świnie niż nauczycieli, ponieważ przewiduje się dopłaty do świń, a dla nauczycieli nie. Nie ma się co dziwić, bo ze świni można zrobić kiełbasę wyborczą, a z nauczyciela nie – grzmiał podczas strajku nauczycieli poseł Jacek Wilk z partii KORWiN. Jego zdaniem polska oświata jest upośledzona systemowo. – Wyjdźmy wreszcie z komunizmu, jaki mamy w oświacie. Wprowadźmy normalne zasady – nawoływał.

Dać ludziom bon oświatowy
Oto, jakie "normalne zasady" partia Janusza Korwina-Mikkego i jej sojusznicy z Konfederacji są gotowi zafundować szkołom. Program nazwali "Szkoła na Szóstkę". I ogłaszają, że jako jedyna partia startująca w najbliższych wyborach prezentują "pomysł na oświatę, polegający na częściowej prywatyzacji nauczania". Jaki?

Najważniejszy miałby tu być bon oświatowy. Pieniądze, które rząd przeznacza na oświatę, miałyby trafiać do rodziców. – Rodzice mieliby pieniądze w ręce w postaci bonu. To rozwiązanie, które pozwoli decydować rodzicom, gdzie idą pieniądze na ich dzieci – mówił podczas dyskusji o edukacji w RMF FM Artur Dziambor. Pytano go np. o sytuację, co zrobić, gdy w szkole publicznej brakuje anglisty i nie można znaleźć nauczyciela. Rozwiązaniem, jego zdaniem, byłby prywatny nauczyciel lub właściciel prywatnej szkoły językowej. Bon mógłby pójść właśnie na to.

– Wprowadzając bon oświatowy i dając większą swobodę w kształtowaniu programu dla szkół i nauczycieli, chcemy przywrócić godność zawodowi nauczyciela. Odbiurokratyzowując oświatę, pieniądze pójdą za naszymi dziećmi do szkół, do nauczycieli. Nie będą szły na ludzi w ministerstwie, ani na ludzi w kuratoriach – zachwalał właśnie w Szczecinie Jacek Malczewski z Konfederacji.

"Bony edukacyjne? Dziwny, populistyczny pomysł który nie ma nic związanego ze znajomością systemu oświaty. Po co bon skoro dzisiaj jest pełna dowolność wyboru placówki oświatowej. To rodzic/uczeń decyduje, do którego przedszkola/szkoły podstawowej/średniej pośle swoje dziecko" – czytam jednak pierwszy komentarz na stronie partii Korwina.

Niech uczą, czego chcą
Konfederacja chce też, by dyrektorzy byli właścicielami szkół, by placówki działały jak firmy zarządzane przez managerów, a nauczyciele nie zarabiali tak samo. – Chcemy, by szkoły ze sobą konkurowały, a ministerstwo edukacji przestało istnieć. Uważamy, że rynek powinien zostać całkowicie uwolniony. Lepszy nauczyciel powinien dostać więcej – powiedział wprost Dziambor.

Chcą również likwidacji Karty Nauczyciela. To dyrektor miałby decydować o polityce kadrowej i płacowej.
Jakub Kulesza (KORWiN)
dziennik.pl

"Dlatego naszym rozwiązaniem jest wprowadzenie prawdziwego bonu oświatowego, likwidacja Karty nauczyciela, która gnębi dobrych nauczycieli i foruje tych słabszych, i przekazanie większej roli dyrektorom, nauczycielom i samorządom. My chcemy, żeby samorządy działały jak świetne przedsiębiorstwa, a dyrektorzy szkół, jak świetni menedżerowie ". Czytaj więcej

Wreszcie decentralizacja programu nauczania. To nauczyciele mieliby decydować, czego uczą. "Tak aby dzieci w różnych szkołach mogły się uczyć czego innego. Program taki mieliby układać nauczyciele, a nie urzędnicy ze zbędnego ministerstwa edukacji" – opisuje "Najwyższy Czas".

"Podoba mi się pomysł ustalania programu przez nauczyciela tylko jak rozwiązać sprawę matury by była ona uznawana również za granicą? Poza tym bez ujednoliconego programu raczej ciężko maturę zorganizować" – zauważa trafnie jeden z komentujących na Instagramie.

Pomińmy, czy te propozycje brzmią realnie, czy nie. Sami oceńcie, czy takie zmiany cokolwiek by w polskiej oświacie zmieniły. I czy w ogóle akurat takie byłyby w ogóle potrzebne. Bo, że oznaczałyby kolejny zamęt w edukacji to pewne.