To ona zatrzymała Piotrowicza w metrze. "Powinien wiedzieć, że są w Polsce ludzie, których PiS niszczy"

Daria Różańska
Iwona Polowczyk w tłumie przechodniów zauważyła posła PiS Stanisława Piotrowicza. Podeszła. – Spokojnie zapytałam go o to, dlaczego on i jego partia gnębią 50 proc. społeczeństwa, które nie głosowało na PiS. Dociekał, dlaczego uważam, że jesteśmy gnębieni. Wymieniłam zmiany: w ustroju, w sądach, w Trybunale Konstytucyjnym – opowiada naTemat.
Iwona Polwoczyk spotkała na stacji warszawskiego metra posła PiS Stanisława Piotrowicza. Fot. Screen z Twittera / Bartłomiej Graczak
Na zdjęciu widzimy posła PiS Stanisława Piotrowicza i żywo dyskutującą z nim kobietę. Fotografię na stacji Metro Politechnika wykonał dziennikarz Bartłomiej Graczak. Następnie wrzucił ją do sieci i opatrzył krótkim komentarzem: "Po gestykulacji stwierdzam, że poseł Piotrowicz nie miał łatwej rozmowy z przypadkową osobą spotkaną w metrze". To Iwona Polowczyk postanowiła zatrzymać posła PiS i wytłumaczyć mu, co wkurza Polaków, którzy w ostatnich wyborach nie poparli Prawa i Sprawiedliwości. Na zdjęciu z warszawskiego metra – stojąc obok Stanisława Piotrowicza – wygląda pani na mocno rozzłoszczoną. Co wzbudziło takie emocje?


Iwona Polowczyk: Przez rządy Prawa i Sprawiedliwości bardziej zaczęłam przyglądać się polityce. PiS przed kampanią nie zakładał zmiany ustroju, natomiast to, co zrobił z sądami, Trybunałem Konstytucyjnym, polityką socjalną, zasadami parlamentarnymi, Sejmem, praworządnością, jest zupełnie różne od tego, co głosili w kampanii cztery lata temu.

Kiedy zobaczyłam uśmiechniętego pana Piotrowicza, który podróżował metrem, postanowiłam jako obywatel zadać mu parę pytań. Nie jestem w stanie zapomnieć scen z obrad nocnej sejmowej komisji, podczas której łamał prawo, tym samym sankcjonując bezprawie przy forsowaniu ustaw.

Następnie jego tłumaczenia, że podróżował rządowym samolotem, żeby przewozić leki żony… On nadużywa władzy i jest bezczelny w tym, co robi. Ma prokuratorską, komunistyczną przeszłość, od której się odżegnuje, choć sam powtarza: "precz z komunistami".

Podeszła pani do Piotrowicza i zaczęła mu wytykać to, co nie podoba się pani w rządach PiS?

Stwierdziłam, że on powinien zrozumieć, że są też ludzie, którym nie podoba się to, co robią z naszym państwem, że są ludzie, których oni dosłownie niszczą swoimi działaniami.

Pani też się uważa za taką osobę?

Tak, uważam, że moje życie od czterech lat jest po prostu zaburzone. Właściwie codziennie rano wstaję i dowiaduję się, że znów w polityce dzieje się coś złego. A od tego zależy nie tylko moja przyszłość, ale i przyszłość moich dzieci. Nie żyję w normalnym państwie, gdzie mogę zająć się wyłącznie pracą i rodziną.

Pół internetu zastanawia się, na jaki temat tak żywo dyskutowała pani z posłem Piotrowiczem?

Spokojnie zapytałam posła Piotrowicza o to, dlaczego on i jego partia gnębią 50 proc. społeczeństwa, które nie głosowało na PiS. Dociekał, dlaczego uważam, że jesteśmy gnębieni. Wymieniłam zmiany: ustroju, w sądach, w Trybunale Konstytucyjnym. Wspomniałam o śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.

I główna sprawa: manipulacje TVP, gotowa papka, którą połykają mniej wykształceni Polacy. Stwierdziłam, że okłamują ludzi, którzy mogliby mieć inne zdanie, gdyby poznali rzeczywistość.

Co odpowiedział poseł Piotrowicz?

Poseł Piotrowicz na to: "U nas w Polsce są 132 koncerny medialne w obcych rękach. Musimy je repolonizować". Zapytałam wówczas, czy powie prawdę w tych mediach, które zaanektuje. "Proszę pani" – mówi do mnie – "czy pani wie, komu zależy, żeby Polska nie była silna?". I dodał, że z jednej strony jest to Rosja, z drugiej Niemcy.

I kontynuował: "Czy pani wie, że koncerny są w rękach niemieckich i to im zależy na taniej sile roboczej".

Czyli mówił to, co od lat, jak mantrę powtarzają i inni politycy PiS.

Tak, leciał przekazem dnia. To trwało może trzy minuty. Na koniec pan Piotrowicz podziękował mi, że nie pluję na niego i nie rzucam inwektywami. Ja też mu podziękowałam, że mnie wysłuchał.

Zdążyłam przepuścić pociąg, natomiast widziałam, że pan Piotrowicz się żywo rozglądał za swoim. Dodałam jeszcze: "Musicie państwo coś z tym zrobić, bo nas jest prawie 50 proc.". I on wtedy powiedział: "A nie żyje się pani teraz lepiej?".

No właśnie: nie żyje się pani lepiej?

Nie, nie żyje mi się lepiej. A to z różnych względów: polityka, finanse. Kasta ludzi, która doszła do władzy, wymieniła całe rzesze pracowników. Wiem, że podczas zatrudnienia ludzie są sprawdzani, chociażby przez Facebooka. U mnie akurat nietrudno określić, której partii kibicuję.

Sama prowadzi pani firmę.

Trudno było mi prowadzić firmę. Cały czas poszukuję pewnych zleceń, które pozwoliłby mi wznowić działalność.

Jak przyjęła pani informację o nowym ZUS-ie w 2020 roku, wzroście wynagrodzenia minimalnego? Co to zmieni?

No właśnie, po wprowadzeniu tego ZUS-u nie byłabym w stanie otworzyć firmy na nowo. Nie będę w stanie zapracować na ten ZUS. To po prostu nie jest możliwe. O każde zlecenie muszę mocno zabiegać, konkurencja jest duża. No i w tej chwili dochodzą do tego względy polityczne.

Nie ma co się czarować, polityka wkroczyła też do biznesu. W sytuacjach, kiedy mogłam liczyć na różne zlecenia, to ostatnio już ich nie miałam. Zostałam skreślona.

Może w październiku zmieni się władza, a wraz z nią plany związane z ZUS-em.

Patrząc na to, co się dzieje, to raczej nie sądzę. Choć z niektórych sondaży wynika, że mamy sytuację prawie pół na pół, więc jest się o co bić. Dlatego trzeba się bić, może się uda. Jeśli nie, to kolejne cztery lata mamy w plecy.

Sytuację z metra na zdjęciu uchwycił i opublikował na Twitterze dziennikarz TVP Bartłomiej Graczak. Zrobił to za pani zgodą?

Nie było to za moją zgodą. Natomiast później napisałam mu, że może to udostępnić. Zobaczyłam, że jest on dziennikarzem reżimowej telewizji. I stwierdziłam, że jeżeli ma to cokolwiek zmienić, pokazać, to niech tak się stanie.

Zaczepiłaby pani każdego polityka?

Podobną sytuację miałam z panem Witoldem Waszczykowskim, który mieszka blisko mnie. Zaczepiłam go, gdy był szefem MSZ. Wytyczyłam sobie taki plan działania, że jeśli będę miała okazję spotkać któregoś z polityków partii rządzącej, to będę im zwracać uwagę na to, że są też inne głosy, że ludziom nie podoba się to, co robią.

Co powiedziałaby pani prezesowi Kaczyńskiemu, gdyby spotkała go pani na ulicy?

Byłam pod jego domem kilka razy 13 grudnia, kiedy on "spał do południa". Powiedziałabym mu, jak pani Kidawa-Błońska, że jest osobą, która nie zna się na niczym i jest zaślepiony szukaniem wroga. Powiedziałabym mu też, że czas odejść na emeryturę, czas zostawić ten kraj w spokoju.

On chce przejść do historii, ale w sposób spektakularny, nie patrząc przy tym na konsekwencje, jakie ponosi nasz kraj. Ważne tylko, żeby on zaistniał.


Są przecież nagrania, na których słyszeliśmy, jak przed laty Jarosław Kaczyński mówił o tym, że marzy, by zostać szefem bardzo wpływowej partii.


Prezes Kaczyński ma obsesję. Ma obsesję na punkcie PO, ma obsesję na punkcie Tuska. On musi mieć wroga i to daje mu siłę. Tak naprawdę to samotny i zły człowiek.

Rozdając części Polaków środki z programu 500+, zabiera jednocześnie innym ludziom. Ten człowiek jednym rozdaje, żeby w ten sposób osiągnąć swoje cele, innych niszczy.

Powiedziałabym mu też, żeby nie mówił więcej o rodzinie, bo jej nie ma; żeby nie mówił o dzieciach, bo ich nie ma; żeby nie mówił o pracy, bo w życiu nie pracował; żeby nie mówił o technologii, bo nic o niej nie wie.

Przecież on nie umie też jeździć samochodem, nie radzi sobie z żadnymi operacjami bankowymi. Jego świat zamyka się wyłącznie w jego domu i w siedzibie partii. Otacza się działaczami, którzy najprawdopodobniej upiększają mu świat.

Myślę, że jego polityka może doprowadzić do jeszcze większej nienawiści między Polakami. Teraz niestety dzielimy się na PiS i nie-PiS.

Na koniec – co powiedziałaby pani Grzegorzowi Schetynie?

Trzeba grać do końca. Tworzyć przekazy skierowane wprost do ludzi. PiS to bardzo niebezpieczny przeciwnik, który poświęci dokładnie wszystko, aby naród kupić, ogłupić, móc nim manipulować i rządzić przez następne lata. Nie odpuści – w myśl: "Choćby po nas potop".