"Pan zadzwonił, ale nie rozmawialiśmy". Banaś wytłumaczył się z sytuacji, którą pokazał "Superwizjer"

Rafał Badowski
– Ten pan zadzwonił, ale nie podjąłem rozmowy. Byłem bardzo zajęty, nie miałem w ogóle możliwości ani też nie chciałem z tym panem w ogóle rozmawiać – tak tłumaczył się z rozmowy telefonicznej z jednym z braci K. pokazanej w "Superwizjerze" szef Najwyższej Izby Kontroli. Twierdzi, że nie zna rodziny, która wynajmowała jego kamienicę w Krakowie i prowadziła tam hotel z pokojami na godziny.
Szef NIK Marian Banaś twierdzi, że nie miał czasu rozmawiać z osobą, która zadzwoniła do niego podczas wizyty dziennikarzy "Superwizjera" TVN. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Po programie "Superwizjer" TVN wybuchł skandal. Ujawniono w nim powiązania nowego szefa NIK z działalnością hotelu na godziny w kamienicy, której był właścicielem. Banaś konsekwentnie zaprzecza oskarżeniom, nazywając je oszczerstwem i manipulacją. Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydował o pójściu na bezpłatny urlop jako prezes NIK do czasu wyjaśnienia sprawy przez CBA. W rozmowie z radiową Trójką jeszcze raz wrócił do sprawy. Sam fakt rozmowy z K. potwierdził wcześniej w "Wiadomościach" TVP.

Banaś twierdził ponadto w Trójce, że swój telefon przekazał najemcy, synowi mężczyzny, który do niego dzwonił. – Na wypadek gdyby coś się stało, jakaś nagła sytuacja w kamienicy, awaria – tłumaczył. – To nie był ani mój bliższy znajomy, ani nie znałem jego braci, których przedstawiono jako byłych kryminalistów. Nie mam z tym nic wspólnego – dodał. A jednak w "Superwizjerze" TVN była pokazana dłuższa chwila rozmowy, podczas której mężczyzna z hotelu zdążył przedstawić Banasiowi problem z dociekliwym klientem.


Szef NIK powiedział również, że nie miał pojęcia o działalności, jaka była prowadzona w jego kamienicy. – Dowiedziałem się bardzo późno – stwierdził i dodał, że wynajął kamienicę na działalność hotelowo-turystyczną, ale nie jest za nią odpowiedzialny. Jak twierdził, służby nie powiadomiły go o żadnych niepokojących faktach, nie skarżyli się także sąsiedzi. Wyjaśnił także, skąd niska – 60 tys. rocznie – cena za wynajem kamienicy, którą ustalił. To dlatego, że najemca podpisał z nim umowę przedwstępną i wszystko wskazywało na to, że w końcu stanie się jej właścicielem.

Dzień wcześniej Marian Banaś tłumaczył w "Gościu Wiadomości" w TVP, w jaki sposób wszedł w posiadanie kamienicy.

– 30 lat temu poznałem żołnierza AK, z którym się zaprzyjaźniłem jeszcze w latach 80. W 2007 roku w umowie dożywocia przekazał mi swoją starą kamienicę rodzinną, którą ja wyremontowałem. Stąd się wziął mój majątek – powiedział szef Najwyższej Izby Kontroli. Sprawie afery wokół szefa NIK poświęcona była obszerna część wieczornych "Wiadomości", które w sobie właściwy sposób tłumaczyły ją jako zemstę totalnej opozycji.

źródło: Polskie Radio