Piloci walczą z plagą zielonych laserów i szukają winnych. Lepiej, żebyś nie był wtedy w samolocie
– Może zabrzmi to śmiesznie, ale czułem się jak w jakichś "Gwiezdnych Wojnach". Zielony laser wypełniał całą kabinę śmigłowca – mówi w rozmowie z naTemat dr Mariusz Mioduski, którego wzrok został uszkodzony przez wiązkę światła. Kłopoty ze zdrowiem lekarza Lotniczego Pogotowia Ratunkowego to jednak tylko wierzchołek góry lodowej.
"Przypadek", którym zajmują się detektywi, to głośna ostatnio historia z udziałem śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W czasie powrotu z nocnej akcji w sobotę na autostradzie A2 w okolicach Grodziska Mazowieckiego, załoga helikoptera została oślepiona zielonym laserem. Ucierpiał dr Mariusz Mioduski, którego siatkówka oka została uszkodzona.
– Pamiętam ten pierwszy strzał – opowiada dr Mioduski w rozmowie z naTemat. – Padł z prawej strony, czyli od tej, po której siedziałem. Potem zielone światło oświetlało całą kabinę. Zrobiliśmy zawrotkę nad miejscem, z którego wychodziła wiązka, ponieważ chcieliśmy ustalić dokładną lokalizację sprawcy. To było w Starych Babicach. Następnie oświetlał nas jeszcze długo przez tylną szybę helikoptera. Właściwie do lądowania na lotnisku na Bemowie, kilka kilometrów dalej, towarzyszył nam blask – dodaje.
Doktor Mioduski nie potrafi powiedzieć, kiedy skończą się jego problemy ze wzrokiem. – W tomografii gałki ocznej obrzęk się zmniejszył, jednak wzrok się pogorszył – wyznaje. – Nie mogę jeździć samochodem, żona mnie wozi. Mam nadzieję, że to szybko minie, ponieważ chciałbym wrócić do pracy. Pierwsza sprawa to oczywiście dobro pacjentów, ale jest też inna, ważna dla mnie kwestia. Jestem lekarzem kontraktowym – kiedy nie pracuję, nie zarabiam.
Piloci śmigłowca LPR mieli więcej szczęścia niż Mariusz Mioduski. – Chłopaki zdążyli zasłonić oczy przyciemnioną szybką, która jest zamontowana w kasku. Używamy dwóch rodzajów szybek – przezroczystych i tych ciemniejszych, stosowanych, gdy np. w ciągu dnia oślepia nas Słońce. Tu jednak sytuacja była wyjątkowa – podkreśla Mioduski.
– Warto podkreślić jednak, że nie ma takich okularów na świecie, które w pełni uchroniłyby oczy przed działaniem lasera o nieznanej mocy i kolorze – mówi naTemat Michał Sienkiewicz, certyfikowany ekspert w zakresie stosowania laserów. – Zakładanie ich ma sens tylko wtedy, gdy wiemy z góry, z jak silnym laserem mamy do czynienia – jaki jest jego kolor i długość fali.
– Potencjalne skutki oślepienia lub olśnienia załogi statku powietrznego mogą doprowadzić do utraty kontroli nad statkiem powietrznym i katastrofy w ruchu powietrznym, szczególnie w fazie lądowania lub startu – mówi nam Agnieszka Babiak z biura prasowego Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
To nie zabawa
Tylko między 16 a 22 września bieżącego roku doszło do pięciu incydentów, w których piloci zostali oślepieni zielonym laserem. Do 30 sierpnia 2019 r. takich przypadków było 75. Choć po rekordowym roku 2017 r. (136 incydentów) trend zaczął nieco spadać, nadal notuje się około stu podobnych historii rocznie. Takie dane podaje Urząd Lotnictwa Cywilnego.
– W 2017 roku w Polsce zgłoszono 136 incydentów kierowania lasera w stronę samolotu, w tym aż 111 dotyczyło samolotów pasażerskich. To około 30 proc. więcej niż w 2016 roku. W 2018 roku wystartowała kampania "Laser to nie zabawka" i już w 2018 roku nastąpił spadek o 20 proc. do 112 incydentów związanych z niewłaściwym wykorzystaniem lasera. Pilot w czasie podchodzenia do lądowania i startu wykonuje szereg czynności, które wymagają skupienia, dlatego dekoncentracja w tym momencie może stworzyć zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu, a w konsekwencji życia i zdrowia załogi oraz pasażerów na pokładzie samolotu.
Od kilku lat liczba incydentów z użyciem zielonego lasera przekracza 100.•Fot. Urząd Lotnictwa Cywilnego
W poszukiwanie sprawcy zdarzenia z udziałem śmigłowca LPR zaangażowało się biuro detektywistyczne WD Detektywi. Od pełnomocniczki dra Mioduskiego dowiedzieliśmy się również, że prokuratura objęła nadzór nad sprawą. Zostanie w niej przeprowadzone śledztwo.
– W tym przypadku namierzenie sprawcy nie powinno być czymś arcytrudnym, jednak wymaga to czasu. Na tę chwilę mamy już kilka informacji od lokalnej społeczności odnośnie zdarzenia ze śmigłowcem LPR. Nasi rozmówcy wskazują podobne zdarzenia, które działy się w zbliżonym czasie i konkretnych miejscach. Pozyskując nagrania z monitoringu np. z budynków użyteczności publicznej być może uda się ustalić tożsamość sprawcy – wyjaśnia reprezentant WD Detektywi.
Piloci w czasie robienia zawrotki nad Starymi Babicami dokładnie określili położenie lasera. Jak poinformował nas dr Mariusz Mioduski, zbliżyli się oni do tego miejsca na odległość ok. 250 m. Udało im się zatem określić pozycję GPS, co jest bardzo istotne w kontekście poszukiwania sprawcy. Oślepianie laserem jest karane na mocy ustawy Prawo Lotnicze.
Za złamanie tego przepisu, zgodnie z artykułem 211 ust. 1 pkt 12 grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku. Za nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu powietrznym grozi do 10 lat pozbawienia wolności, za umyślne spowodowanie katastrofy grozi do 12 lat więzienia.
Nie trzeba być pilotem, żeby dostać po oczach
Z komentarzy pod postem udostępnionym przez biuro detektywistyczne WD Detektywi można dowiedzieć się, że ofiarami laserowych wojowników padają także kierowcy czy dzieciaki uprawiające sport na osiedlowych orlikach. Jednym z takich miejsc jest warszawskie osiedle Chomiczówka, które znajduje się w bliskim sąsiedztwie lotniska Babice.
"Mamy 'znajomość' z mieszkańcem bloku naprzeciwko, nękał moich sąsiadów świecąc zielonym laserem w okna. Ze swoich okien miałby widok w kierunku lotniska Bemowo" – czytamy w jednym z komentarzy. Inni wskazują konkretne adresy, jak np. ul. Osikowa – właśnie na Chomiczówce.
Fot. Screeny z Facebooka
Problem z uregulowaniem prawnym
Wszyscy kojarzymy czerwone lasery, których używa się w charakterze wskaźników, np. na konferencjach lub wykładach. Ich moc oscyluje w okolicy kilku mW (miliwatów), czyli jest nawet 10 000 razy słabsza od laserów, które bez problemu można nabyć np. na serwisach aukcyjnych. Za kilkadziesiąt złotych można kupić urządzenie o mocy aż 50 000 mW.
Zdaniem Michała Sienkiewicza, eksperta w zakresie stosowania laserów, sprzęt, którym oślepiono dr Mariusza Mioduskiego mógł mieć moc przekraczającą 20 000 mW. Laser tej mocy jest niebezpieczny dla wzroku nawet z odległości 1,8 km. Z tego, co wiemy od lekarza, śmigłowiec momentami znajdował się znacznie bliżej źródła zielonego światła.
– Lasery klasy 4, czyli lasery o mocy powyżej 500 mW, przy nieumiejętnym stosowaniu ich mogą w trwały sposób uszkodzić wzrok – mówi Sienkiewicz. – Urządzenia takie pracują najczęściej wytwarzając pojedynczą, skoncentrowaną wiązkę światła. Mogą one bezproblemowo (przy kilkusekundowym zetknięciu) wypalać dziury w drewnie czy płycie CD. Łatwo się domyślić, co mogą zrobić z siatkówką oka.
Fot. Screen z Allegro
Państwowa Agencja Żeglugi Powietrznej po części reguluje używanie laserów – są wyznaczone określone strefy, gdzie nie można ich używać bez zezwolenia PAŻP. Zwykle są to strefy o określonej odległości w pobliżu lotnisk, aeroklubów czy też lądowisk szpitalnych.
Nie jest jednak tak jak np. w Niemczech, gdzie TÜV (niemiecka inspekcja technologiczna) musi wyrazić zgodę na każdy pokaz z użyciem lasera powyżej mocy 500 mW. Może warto wziąć przykład z zachodnich sąsiadów?