Chce podziękować kierowcy, który uratował mu życie. Jego post udostępniono już 35 tys. razy
Wśród całego politycznego i celebryckiego chaosu, który rozgrywa się codziennie na naszych oczach, pojawiają się też chwytające za serce perełki. Historie takie jak Mariana Kłyski. Gdyby nie fakt, że chciał pomóc innemu kierowcy, pewnie już by nie żył. Przypadek sprawił, że był w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, żeby sam uzyskać pomoc. Teraz szuka swojego dobroczyńcy, żeby mu podziękować za uratowanie życia, a pomaga mu w tym społeczność Facebooka.
Przenieśmy się dwa lata wstecz do tego piątku, 11 sierpnia. Co się wtedy działo?
Jechałem na załadunek z Nowego Dworu Mazowieckiego do Młochowa, za Nadarzynem. Przed Warszawą rozbolała mnie głowa. Myślałem, że to od wiatru, bo miałem maksymalnie uchyloną szybę. Tego dnia było bardzo gorąco.
Czyli nie wiedział pan, że coś panu dolega? Nie miał pan wcześniej robionych żadnych badań?
Nie, nie miałem. Nie wiedziałem, co się dzieje, a to był tętniak, który już w tamtym momencie pękł i powstawał wylew. W pewnej chwili usłyszałem na CB Radiu innego kierowcę. Pytał o część do auta do przewodu pneumatycznego. Chodziło o tzw. szybkozłączkę. Miałem ją ze sobą w kabinie, więc spytałem go, gdzie jest. Jechałem już obwodnicą Warszawy. Powiedział, że w okolicach A2, niedaleko zjazdu na S8 w stronę Wrocławia.
I co było dalej?
Dojechałem na miejsce i zatrzymałem się, żeby mu dać brakującą część. Sam nie raz prosiłem o pomoc i zawsze się ktoś zatrzymywał, więc sam też postanowiłem się w pewien sposób odwdzięczyć. Wysiadłem z auta, żeby przekazać mu złączkę i nagle poczułem silny ból głowy. Poprosiłem go, żeby do mnie przyszedł, bo coś się ze mną dzieje. Tak też zrobił. Rozmawialiśmy chwilę i straciłem przytomność.
Kiedy się ocknąłem już rozmawiał ze mną policjant. Powiedział, że mam się nie ruszać, bo najprawdopodobniej mam wylew krwi do mózgu. Po chwili nadjechał ambulans i mnie zabrał. W środku karetki ponownie straciłem przytomność
Obudziłem się już w szpitalu klinicznym przy ul. Banacha w Warszawie. Była już przy mnie żona, syn i szef firmy. Potem przyjechali też bliscy z rodziny. Zabieg przeprowadził najlepszy neurochirurg w Polsce, Kamil Leśniewski i dzięki niemu żyje i dość dobrze funkcjonuje. Ale równie dużo zawdzięczam temu kierowcy. Gdyby nie on, to nie wiem, co by się ze mną stało.
A wie pan, co zrobił, kiedy stracił pan przytomność?
Tak, wiem. Zadzwonił do mojego syna, bo ten numer wyświetlił mu się na moim telefonie, a mój syn wezwał pomoc. Nie wiem, co się stało z nim potem. Wiem tylko, że chcę go odszukać i podziękować mu za pomoc. Okazało się, że to nie ja jemu, a on mi był wtedy potrzebny.
Szkoda tylko, że dopiero teraz wziąłem się za jego szukanie, ale mam taką nadzieję że się odnajdzie. Nie pamiętam dokładnie, ale ten kierowca jechał chyba białą ciężarówką Renault z odkryta naczepą. Ja byłem białą Scanią z czerwoną naczepą typu firana na grudziądzkich tablicach. Po prostu znalazłem się w dobrym miejscu i w dobrych rękach.
Pamięta pan jak wyglądał? W jakim był wieku? Jak był ubrany?
Był nie za wysoki, jakoś po czterdziestce pewnie. Miał na sobie krótkie spodenki i jakąś ciemnego koloru bluzkę. Nie pamiętam za dobrze, to trwało chwilę jak rozmawialiśmy. Potem straciłem przytomność.
Co by mu pan powiedział, gdyby udało się go odnaleźć?
Powiedział bym mu, że jest moim Aniołem Stróżem, że to tak miało być. Przede wszystkim podziękowałbym mu. Na pewno mielibyśmy wspólny temat.