Ale to błyskawicznie poszło PiS-owi. Na czas urlopu Banasia to ona stanie na czele NIK
Że prezes NIK nawet nie pofatygował się przedstawić swoich kadrowych wniosków? Nieważne. Że w jednym z głosowań padł wynik nie po myśli PiS? To też nieistotne. Obóz "dobrej zmiany" po raz kolejny udowodnił, że jak mu bardzo na czymś zależy, to jest w stanie działać błyskawicznie i nie licząc się z krytyką oponentów. Tym razem tak bardzo zależało PiS-owi na nowym rozdaniu stanowisk w Najwyższej Izbie Kontroli.
Wręczenie nominacji poprzedzone było decyzją sejmowej komisji ds. kontroli państwowej, która zapadła w kuriozalnych okolicznościach. – Jest to obraza Sejmu, jest to rażące naruszenie jakichkolwiek zasad – oburzał się poseł PO Ryszard Wilczyński faktem, że prezes NIK Marian Banaś nie zaszczycił komisji swoją obecnością. A przecież to on składał wnioski o kadrowe zmiany w Izbie.
W porządku obrad były cztery punkty – trzy dotyczyły odwołania dotychczasowych wiceprezesów NIK: Ewy Polkowskiej, Wojciecha Kutyły i Mieczysława Łuczaka. Czwarty - to powołanie Pani Małgorzaty Motylow na stanowisko wiceprezesa Najwyższej Izby Kontroli. Motylow to bliska znajoma bratanicy prezesa PiS Marty Kaczyńskiej.
Ale w trakcie obrad doszło do niespotykanej sytuacji. Przy głosowaniu nad odwołaniem Ewy Polkowskiej wynik był remisowy. Co zrobił przewodniczący komisji Wojciech Szarama przy niewygodnym dla rządzących wyniku głosowania? Ogłosił przerwę, a po niej - gdy już na sali PiS miał wystarczającą liczbę posłów - głosowanie zarządził ponownie.
Opozycja nie ma wątpliwości, że było to złamanie regulaminu. "PiS koryguje wynik głosowania. Cała Polska widziała cztery ręce w górze za, cztery przeciw. Bez żadnego trybu, łamiąc regulamin, po 3h przerwy, poddali ponownie rozpatrzony już wniosek pod głosowanie. Do skutku, do korzystnego dla nich rozstrzygnięcia. To zły sygnał przed wyborami" – skomentował Michał Szczerba z PO.