Jest mi z tym smutno i źle, ale już nie trzeba chodzić do kina. Wystarczą trailery na YouTube

Piotr Rodzik
Kiedyś, jeszcze w innej redakcji niż naTemat, miałem kolegę, który dostawał szału, kiedy ktokolwiek puszczał w pracy zwiastun nadchodzącego filmu. Nie chciał po prostu nic wiedzieć przed wizytą w kinie. Wtedy się z niego trochę śmialiśmy. Dzisiaj go rozumiem.
Zwiastuny filmów dzisiaj są takie, że w ciągu trzech minut opowiadają cała fabułę. Fot. kadry ze zwiastunów filmów "Polityka" i "Prometeusz"
Ostatnio coś we mnie pękło. To chyba efekt Patryka Vegi i jego "Polityki", który skutecznie zadbał o to, żebym o filmie wiedział wszystko, zanim jeszcze produkcja pojawiła się w polskich kinach. Zwiastuny, które zdradzają całą fabułę to może i nie nowe zjawisko – ale ostatnio jest coraz gorzej.

Wydawało mi się, że w kinie już niewiele rzeczy może mnie zaskoczyć – a jednak znowu się udało. Patryk Vega, chcąc zadbać o promocję swojego filmu, przekroczył chyba kolejną granicę. To już nawet nie był trailer, który pokazał początek, środek i koniec filmu.


Vega przy okazji promocji "Polityki" wdał się w zadziwiającą konwersację z politykami partii rządzącej, którą oczywiście sam nakręcił. I co chwilę podrzucał widzom kolejne fragmenty produkcji ze słynnego już hotelu w Tokio, gdzie film był montowany.

I tak Vega po kolei pokazywał nam kolejne fragmenty. A to z bulwersującą się Krystyną Pawłowicz, a to z prezesem Kaczyńskim. Potem doszedł cios kończący niczym porządne fatality z Mortal Kombat, czyli TRZYMINUTOWY zwiastun, w którym Vega "wypsztykał się" z tego wszystkiego, co mu zostało w tym filmie.
Na "Politykę" w efekcie nie poszedłem, choć się na nią bardzo nastawiałem dla samej rozrywki, bo przełomu w tym oczywiście żadnego nie upatrywałem. Nie poszedłem, bo po prostu mi się nie chciało, bo już wszystko wiedziałem. I wiem, że dobrze zrobiłem.

Kolejny wzorzec z USA
Oczywiście zwiastuny, które zdradzają za dużo fabuły, to nie jest tylko polska przypadłość. Amerykanom zdarzało się to już prawie… 30 lat temu.

Uwaga: Od tego momentu w tym tekście będzie całkiem sporo spoilerów, ale przecież te spoilery są zawarte w… zwiastunach omawianych filmów.

Jednym z pierwszych zwiastunów, który wywołał powszechne oburzenie, był ten od Terminatora 2. 1991 rok! Czego dotyczył problem? Kwestii w zasadzie podstawowej, dzisiaj oczywistej dla każdego, ale wtedy… niekoniecznie.
Long story short: widzowie na dzień dobry dowiedzieli się, że Terminator to teraz ten dobry, a Arnold Schwarzenegger będzie bronić syna Sary Connor. Wszystko podlano dużą dawką wybuchów i pościgów. W skrócie: film opowiedziany. Co prawda nie widzimy, kto ostatecznie wygrywa, ale… przecież można było się domyślić.

Późniejsze produkcje o Terminatorze zresztą pielęgnowały ten wątpliwy wzorzec. W 2015 roku miała miejsce premiera "Terminatora: Genisys". Trailer (i to drugi, nie pierwszy, więc zdradzono jeszcze więcej) był tak zły, że nawet reżyser publicznie przyznał, że jest wkurzony o to, co zrobiono z jego filmem.
Trailer dosłownie pokazał całą fabułę. Przenosiny w czasie, wizytę w przeszłości dorosłego Johna Connora i fakt, że on też jest teraz Terminatorem. A właściwie wcieleniem Skynetu. I znowu: masa pojedynków, w tym nawet ten… finałowy.

Podobna awantura wybuchła w 2012 roku przy okazji premiery filmu "Prometeusz" Ridleya Scotta. Zwiastun był tak dobry, że wiele osób aż nabrało ochoty na nową produkcję w świecie "Obcego". Rzecz w tym, że zwiastun pokazał właściwie wszystko. Widzowie wychodzili z kin zawiedzeni. Raz, że wszystko zobaczyli. Dwa, że film był mierny.
Ale to trzeba podkreślić, twórcy zwiastunu pokazali wszystko: jak doszło do "zarażenia" załogi, jaka była rola "dodatkowa" rola androida Davida i wreszcie jak totalną jatką skończyła się ekspedycja. A przecież można było się zatrzymać gdzieś w pobliżu lądowania na planecie. W aurze tajemniczości.

My nie jesteśmy lepsi
Oczywiście nasi producenci lepsi nie są. Swojego rodzaju kwiatkiem była "Bitwa Warszawska 1920" z 2010 roku. Film Jerzego Hoffmana nie trwa nawet dwóch godzin, a mimo to dorobił się aż trzech zwiastunów. Dwa pierwsze mają po trzy minuty, a ostatni to jeszcze dodatkowa minuta.

Większość scen zawartych w nich (zwłaszcza w dwóch pierwszych) nie powtarza się. Więc po sześciu minutach w zasadzie jako widz można mieć już pełen obraz sytuacji.

Zresztą, co tu dużo mówić. To jest pierwszy zwiastun:
A to drugi:
Podobnie ma się rzecz ze "Sztuką kochania. Historią Michaliny Wisłockiej". Film bardzo przyjemny w odbiorze, ale prawdę mówiąc: gdyby ktoś skupił się tylko na trailerach, to właściwie mógłby uznać film za odbębniony.

Jeden – ten dłuższy – skupił się na perypetiach Wisłockiej związanych z wydaniem swojego bestsellerowego poradnika. Drugi – ten krótszy – skupił się na samej... sztuce kochania.

Niemniej jednak zobaczyliśmy tutaj najbardziej wyraziste fragmenty filmu.
To podobno ma zachęcać do wizyty w kinie
Absurd ze współczesnymi zwiastunami filmów jest bardzo klarowny: montaże, które mają zachęcać do wizyty w kinie, w istocie rzeczy potrafią być coraz bardziej zniechęcające.

Tak jak już napisałem wyżej – nie byłem na "Polityce" Patryka Vegi właściwie tylko dlatego, że po obejrzeniu zwiastuna uznałem, że już nie mam potrzeby. Wreszcie współczesne trailery sprawiają, że jako widzowie stajemy się bardziej cyniczni. Jesteśmy bardziej skorzy zignorować film pomimo dobrych zapowiedzi, ponieważ możemy uznać, że to wszystko, co dana produkcja ma do zaproponowania. Na zasadzie, że nabrać dam się tylko raz. Do dzisiaj pamiętam autentyczne wkurzenie ludzi po wizycie w kinie na "Prometeuszu". Wszystko było w trailerze.

Współczesne trailery pokazują też, jak traktowani są widzowie. A jesteśmy po prostu odbiorcami wybuchowej papki na jasnej zasadzie: im więcej eksplozji i akcji w zwiastunie, tym lepiej. Nieważne, czy przypadkiem nie pokażemy całego filmu. Pamiętacie trailer ósmej części "Szybkich i wściekłych"?
Tak przy okazji – tu też mamy całą fabułę. I nie skończyło się na jednej zapowiedzi.

I w zasadzie zwiastuny robią dzisiaj dobre wrażenie już tylko przy produkcjach potencjalnie wybitnych – tak jak przy okazji nowego "Jokera".

Inna sprawa, że zwiastun tego filmu w wersji rozszerzonej trwa skromne... trzy i pół minuty. Nie wyrokuję, czy zdradza całą fabułę. Ale z pewnością pokazuje w stu procentach poetykę filmu.