Weganie prawie go zjedli za jedno zdanie o tofu. Chajzer: "Obudziło demony nietolerancji" [WYWIAD]

Rafał Madajczak
Jeszcze nigdy żaden wegetarianin tak nie oburzył wegetarian. Filip Chajzer za namową 93-letniej bohaterki swojego materiału dołączył do #wegechallenge, czyli na 22 dni wykluczył mięso ze swojej diety. I wszystko szło dobrze, aż do porównania smaku falefela do płyty wiórowej. Tylko w naTemat Filip Chajzer o wyboistej wegedrodze i dlaczego z niej nie zejdzie.
Filip Chajzer nie daje swoim fanom zapomnieć o wege challenge. Nawet mimo wojny o tofu. Fot. Facebook.com/ChajzerFilip
Który to już dzień wegechallenge?

14 dzień – równe dwa tygodnie.

Jak to uczcimy?

Uczcimy to oczywiście falafelem zagryzanym tofu (śmiech).

Naprawdę jeszcze się do tego tofu nie przekonałeś?

Niestety próbowałem już kilka razy i za każdym razem skończyło się mniejszą lub większą katastrofą. Przekonanie o tym, że jak przechodzisz na wege i nie jesz mięsa, to musisz akurat lubić to, co jest właśnie modne w warszawskich restauracjach, jest moim zdaniem błędne. Każdy ma prawo do odkrycia swoich własnych smaków. Ja odkryłem. Na przykład kuchnia turecka proponuje tak genialne kombinacje bakłażana, cukinii i papryki. Tylko o czym my rozmawiamy? Niesamowite na swój sposób jest, że w 2019 roku przedmiotem publicznej dyskusji pretekstem do obrażania drugiego człowieka staje się to, co wpływa na twoje kubki smakowe. Przeczytałem ostatnio artykuł, który jest krytyką całej drogi zawodowej Filipa Chajzera, w którym autorka pisze coś w rodzaju: kiedy wymuszał pocałunki w "Ameryka Express" milczałam, kiedy męczył zwierzęta na wizji, też milczałam...


...ale jak już napisał o tym tofu, to już musiałam zabrać głos. Najśmieszniejsze, że to stało się na Spiders Web, blogu ponoć technologicznym. Więc zobacz jak to musiało do szpiku kości poruszyć autorkę.

Ale czemu akurat tofu znalazło się w centrum tej burzy?

Tofu obudziło demony. Demony nietolerancji. Chociaż staramy się być bardzo tolerancyjni i walczymy o prawa wszystkich możliwych ciemiężony grup, nie ma tolerancji dla wyborów żywieniowych.

Ze wszystkich moich doświadczeń i wpadek naprawdę wyciągnąłem wnioski. Ale nie sądziłem, że to wszystko dojedzie mnie przy okazji wege challenge.

Czytałem ten twój wpis o tofu. Tam było bardzo dużo rzeczy: wspaniała pani Irenka, która cię namówiła, wyznanie skruszonego mięsożercy, wezwanie ludzi do pójścia w twoje ślady i... jedno zdanie o tofu.

To był zapalnik do całkiem sporej wege bomby. Możemy sobie na co dzień walczyć o te grube, ważne sprawy, ale nagle piękne hasła o otwartości na innych wykładają się na falafelu. Co my tu będziemy o gejach i lesbijkach dyskutować, kiedy nie potrafimy zaakceptować, że ktoś nie je mięsa inaczej niż my. I mówi o tym inaczej niż my. I gdy czytam skierowany pod moim adresem atak Michała Piróga, którego bardzo szanuję za walkę o prawa człowieka do życia w tolerancyjnym społeczeństwie, po takim wpisie mam wrażenie, że to wszystko fasada z tektury. Straszne jest to, że dziś musisz być albo lewakiem, albo prawakiem. Określić się, bo inaczej zje cię lewa bądź prawa strona. Ja chcę stać po środku. Brać z jednej i drugiej to, co najlepsze, tak jak z wegetariańskiej kuchni. To nie jest tak jak w ekumenizmie, że jest wiele dróg prowadzących do tego samego celu?

Jedna pani weganka fajnie napisała: o co jest ta cała spina? Nie potrzeba nam kolejnych wege świrów, którzy wieszczą wszem i wobec, że masowa produkcja mięsa niszczy planetę. Nawiasem mówiąc, jest wspaniały dokument na ten temat, który mną wstrząsnął. Ale teraz trzeba nam - pisała ta pani - właśnie tych nawróconych. Jeden nawrócony jest warty więcej niż 100 owieczek.

Na żadnym wegańskim blogu nie przeczytam historii o tym jak autor lub autorka byli w McDonaldzie na frytkach i sprzedawca z okienka zakrzyknął: “panie Filipie, jestem z panem i też robię challenge”.

Paradoksalnie te głosy oburzenia przysłużyły się sprawie. Polacy zazwyczaj sympatyzują z kopanym. Sytuacja stała się kuriozalna, za nie jedzenie i przekonywanie do tego innych mięsożerców dostałem bęcki od samych wegan. Na szczęście zrobił się z tego taki mały efekt kuli śniegowej. Ludzie piszą do mnie, że też robią challenge, wysyłają do mnie przepisy, opisują swoje perypetie w humorystyczny sposób. Więc na koniec efekt chyba będzie dobry.

Wróćmy do samych początków akcji. Zaczęło się od materiału z 93-letnią panią Irenką.

Zaczęło się od tego, że przez 30 lat wpierdzielałem mięso. Na okrągło. Kilka razy zastanawiałem się, czy tego wszystkiego nie rzucić, ale nigdy nie starczyło determinacji. Aż tu nagle Dzień Dobry TVN wysyła mnie na materiał o pani Irence wegetariance, która ma ponad 90 lat, a wygląda jakby była o 20-30 lat młodsza: chodzi bez laski, słyszy doskonale, widzi perfekcyjnie, super żartuje. I ona mi na koniec mówi: “panie Filipie, jest wege challenge”. No, nie możesz powiedzieć nie, gdy 93-latka mówi do ciebie z użyciem słowa challenge.

Czy są rzeczy, do których nie jest w stanie namówić ciebie 90-letni senior z charyzmą?

Nie ma (śmiech).

No dobra, a teraz szczerze. Wymień plusy i minusy twojej diety wege.

Największy namacalny plus jest taki, że zmniejszyły mi się wory pod oczami, a do tego potrzebuję znacznie mniej snu do regeneracji.

Gdy w naszej diecie rodzinnej znalazło się nagle mniej kotletów, okazało się, że po obiedzie mamy znacznie mniej potrzebę trawiennej drzemki.

Dokładnie tak jest! Z minusów jednak, to pojawiło się duże ssanie na cukier, więc chyba nie jest to dieta, po której zrzucisz od razu 10 kg.

Kto ci układa jadłospisy? Zaraz, już wiem! Masz oficjalną rozpiskę, ale i tak kupujesz i bierzesz to, co ci wpadnie pod rękę, byle było wege.

Tak jest. Dostałem super rozpiskę od pań z “Otwartych Klatek”, ale nie mam czasu gotować, nie mam kiedy tego robić. Chodzę więc po knajpach i testuję wegetariańskie jedzenie. Sam coś strzelę przy niedzieli. W polskich turystycznych kurortach, gdy idziesz do knajpy i prosisz o wegetariańskie jedzenie, dostajesz do wyboru pierogi ruskie albo surówkę. Jak rozumiem, masz trochę więcej opcji w Warszawie?

Mam takie dziwne spostrzeżenie, że bardziej wegetariańskie dania smakują mi w knajpach nie-wege niż w tych całkowicie wegetariańskich. Poszedłem do “Być może” na Placu Unii, dostałem placki z cukinii i dosłownie oszalałem. VietStreetFood na Saskiej Kępie – bun z vege sajgonkami, mistrzostwo świata. Na placu konstytucji Anatolia – bakłażan na gorącym półmisku z jogurtem, obłęd. W domu natomiast pomidoróweczka z kluseczkami, czy najzwyklejszy, a jak wspaniały chleb z pomidorem i solą.

Jak rozumiem twoją motywacją było głównie to, że "zczelendżowała" cię 93-letnia pani Irenka. Czy dorabiałeś sobie później jakieś dodatkowe motywacje?

Rozmawiałem ostatnio z Szymonem Majewskim. Mówił mi, że od roku nie je mięsa. Że też te początki były ciężkie i też miał ból głowy. Ale dziś wygląda świetnie, jest super fit. Moja mama od 20 lat nie je mięsa. Sama ma prawie 60 lat, a wygląda na 40. Gdzieś tam złapałem się na tym, że niejedzenie mięsa zaniża nam metrykę. Może tak właśnie robi to Krzysiu Ibisz, nie wiadomo (śmiech).

Jak więc rozumiem, challenge może się nigdy nie zakończyć.

Kompletnie nie mam parcia na to, żeby jeść mięso. Może to będzie challenge na 220 dni? Może, gdy będę chciał zjeść rybę, to zjem i zamiast wegetarianina będę jaroszem. Ale następny challenge to będzie pozbycie się cukru.

Też bym chciał zrobić taki challenge.

Ty nie musisz, bo masz super przemianę materii.

Każdy mi tak mówi, ale ciekaw jestem co wyjdzie, gdy sobie zbadam wiek metaboliczny.

Panie Irence wyszło, że ma 73 lata.

Ja też mogę właśnie teraz tyle mieć.